Piętno mafii. Piotr Rozmus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Piętno mafii - Piotr Rozmus

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Bartek przewrócił oczami.

      – Kiedy ja zrobię prawo jazdy, to nigdy nie będzie problemu.

      – Na razie to nie widać cię zza kierownicy – oceniła Agnieszka, śmiejąc się w głos.

      Bartek szykował się do riposty, ale nie zdążył, bo Marta odezwała się pierwsza:

      – Wysiadać. Oboje. Gdy zaparkuję, nie otworzycie drzwi.

      Marta stwierdziła, że najłatwiej będzie wykonać manewr, cofając. Bartek zabezpieczał więc tyły, pilnując, aby toyota nie uderzyła w ścianę, a Agnieszka oceniała odległość prawego błotnika od słupa parkingowego. Współpraca przyniosła oczekiwany rezultat. Cała akcja zajęła pięć minut.

***

      Przyglądał się, jak biała toyota RAV4 cofa z przesadną ostrożnością i przy asekuracji dwójki dzieciaków wreszcie wpasowuje się w jedno z nielicznych wolnych miejsc. Sam zaparkował prostopadle do stojących w równej linii aut, blokując co najmniej dwa z nich. Nie przejmował się tym. I tak nie zamierzał wychodzić z samochodu. Jeżeli pojawi się właściciel którejś z luksusowych limuzyn, po prostu odjedzie.

      Zdjął z głowy czarną bawełnianą czapkę i rozpiął kilka guzików marynarskiej kurtki. Obserwował matkę i dwójkę dzieci podążających przez parking w stronę szklanych drzwi centrum handlowego, które raz za razem połykały kolejnych klientów gotowych wydać swoje ciężko zarobione pieniądze. Matka i córka szły przodem. Obie wysokie i piękne, zajęte rozmową, zupełnie nieświadome tego, że są obserwowane. Chłopiec został kilka metrów z tyłu. Nawet podczas marszu nie odrywał wzroku od telefonu. Mężczyzna w samochodzie z dezaprobatą pokręcił głową. Gdyby ten dzieciak był jego synem, szybko zabrałby mu to ustrojstwo. Ale mężczyzna nie był jego ojcem. Ani jego, ani żadnego innego dziecka i dawno zdążył oswoić się z tą myślą. Pewnie podobnie jak chłopak, który pogodził się z faktem, że jego ojciec już nigdy nie wróci.

      Drzwi galerii otworzyły się i zamknęły. Trzyosobowa rodzina, o której mężczyzna w aucie wiedział wszystko, zniknęła w czeluściach centrum handlowego. Jak znał życie, pewnie przyjdzie mu tu siedzieć co najmniej kilka godzin. Najpierw zakupy, potem może pójdą coś zjeść albo zdecydują się na kino. Westchnął ciężko. Czasami zastanawiał się, ile to wszystko jeszcze potrwa. Czy w ogóle się kiedyś skończy i czy ma jakikolwiek sens? Nie wiedział. Jednak przed laty złożył obietnicę. Zamierzał jej dotrzymać tak długo, jak to możliwe. Zresztą i tak nie miał nic lepszego do roboty. Nie miał marzeń ani celu, do którego mógłby dążyć. Już dawno utracił sens życia. Mijające dni były tylko kolejnymi kartkami z kalendarza, które lądowały u jego stóp zupełnie niezauważone. Nic nieznaczące daty, niezwiązane z niczym, na co warto czekać albo za czym warto tęsknić.

      Mężczyzna pogłośnił radio, westchnął ponownie i odchylił się w fotelu.

      4

      W galerii wrzało jak w ulu. Na samym środku stała nienaturalnie zielona choinka, która srebrzystym czubkiem niemalże dotykała gwieździstej kopuły dachu centrum handlowego. Wokół niej spacerowały hostessy przebrane za aniołki i elfy. Rozbrzmiewał słodki głos George’a Michaela, który zapewniał, że w te święta podaruje swoje serce komuś wyjątkowemu.

      Kino i KFC znajdowały się na trzecim poziomie, market na drugim. Kolejki do wind były ogromne, więc wybrali ruchome schody. Agnieszka zerknęła na zegarek. Najchętniej pobiegłaby na górę, ale stojący przed nimi ludzie uniemożliwiali szybsze dotarcie na szczyt. Dziewczyna, zdając sobie sprawę z faktu, że przez najbliższe kilka minut jest uziemiona, postanowiła poprawić usta błyszczykiem.

      – O której będziesz w domu? – zapytała Marta.

      – Około dwudziestej trzeciej – oznajmiła Agnieszka, prezentując lśniący uśmiech. Na matce nie zrobił on jednak specjalnego wrażenia.

      – Niezła próba, ale masz być z powrotem najpóźniej o dwudziestej drugiej.

      – Ja kazałbym jej być nawet o dwudziestej pierwszej – wtrącił Bartek.

      Agnieszka posłała mu piorunujące spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak już by nie żył.

      – Film zaczyna się o osiemnastej. Załóżmy, że skończy się choćby i o dwudziestej trzydzieści. Co chcecie robić przez resztę czasu? – Marta nie dawała za wygraną.

      – Pochodzimy z Anką trochę po sklepach i wrócimy autobusem.

      – Galerianki się znalazły – szepnął pod nosem Bartek, ale Agnieszka usłyszała to i zdzieliła go po głowie.

      – Auuuu! Za co?! – Chłopak zerknął na siostrę, rozmasowując potylicę.

      – Ty już dobrze wiesz za co. – Marta wbiła w niego palec wskazujący. – Raz jeszcze usłyszę podobny tekst i dostaniesz też ode mnie. Z podwójną siłą. Zrozumiano?

      Bartek od niechcenia pokiwał głową.

      – A ciebie widzę w domu o dwudziestej drugiej. – Palec powędrował w stronę Agnieszki. – Zostanie wam co najmniej godzina na sklepy. Myślę, że wystarczy. Poza tym będę czekała na ciebie z sałatką. A najlepsza jest na świeżo.

      – Dobra, już dobra – powiedziała Agnieszka, przewracając oczami.

      Dotarli na drugie piętro.

      – Baw się dobrze i pamiętaj, dwudziesta druga – przypomniała Marta, robiąc groźną minę.

      Bartek ruszył w stronę marketu, a ona stała jeszcze przez chwilę, obserwując, jak jej córka wjeżdża na trzeci poziom. Agnieszka odwróciła się w ostatniej chwili i pomachała do matki.

***

      Sytuacja przy punktach gastronomicznych niewiele się różniła od tej na parkingu i miały spory problem, aby zlokalizować wolny stolik. Agnieszka czaiła się, aż ktoś w końcu zwolni miejsce, a Anka poszła złożyć zamówienie. Gdy tylko jakiś chłopak wstał, chwytając za tacę, dziewczyna ruszyła pędem w jego kierunku. Nie zdążył daleko odejść, kiedy ona już siedziała na krześle.

      – Skończyłeś? – zapytała, lekko się uśmiechając.

      Małolat pokiwał jedynie głową wyraźnie zaskoczony i odszedł. Gdyby Bartek mógł ją teraz zobaczyć, zapewne nie powstrzymałby się od kolejnego komentarza.

      Po kilku minutach siedziały już obie przy stoliku. Agnieszka mieszała widelcem w niewielkiej sałatce, podczas gdy Anka zajadała się frytkami i właśnie odpakowywała duże qurrito.

      – Nie wiem, jak ty to robisz – przyznała Agnieszka, spoglądając na przyjaciółkę.

      – Co robię? – Dziewczyna ugryzła pierwszy kęs, a chwilę później otarła delikatnie sos barbecue z kącika ust.

      – Spalasz te wszystkie kalorie. Jesz jak facet, prawie w ogóle nie ćwiczysz, a waga stoi w miejscu. Wiesz, ile ja muszę się namęczyć, aby tak wyglądać?

Скачать книгу