Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych. Joanna Jax

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych - Joanna Jax страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych - Joanna Jax

Скачать книгу

nieznacznie drzwi, siwy mężczyzna aż cofnął się pod wpływem wydobywającego się z wnętrza zapachu. Popatrzył nieco zdezorientowany na strażnika, ale ten tylko wskazał brodą, że ma wejść, a potem spojrzał na lekarza takim wzrokiem, że ten nie ośmielił się zadać jakiegokolwiek pytania.

      Błażej, stojący najbliżej drzwi, pomógł wiekowemu doktorowi wsiąść, a później wyciągnął ręce w kierunku Gabrieli. Ta jednak odwróciła się na chwilę i zwróciła się do mężczyzny, który udzielił jej pomocy. Stwierdziła, że mimo iż wyglądał na bardzo zmęczonego, był niesamowicie przystojny. W innych okolicznościach może nawet poflirtowałaby z nim, by chociaż na chwilę nie myśleć o Hubercie Morawińskim, teraz jednak nie był to odpowiedni moment. Najważniejsze było zdrowie nienarodzonego maleństwa i jego mamy.

      – Bardzo dziękuję… – powiedziała cicho.

      – Jak masz na imię? – zagadnął.

      – Gabriela. Nazywam się Gabriela Kącka. A pan?

      – Mam na imię Igor. – Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł szybkim krokiem w kierunku budynku stacji.

      – Wsiadaj! – warknął strażnik.

      – A nie mogę chwilę tutaj postać? Przecież i tak musimy poczekać, aż lekarz wysiądzie – zapytała przymilnie.

      Mężczyzna nie odpowiedział, a jedynie potaknął i sięgnął do kieszeni po ręcznie skręconego papierosa. Podpalił go, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Gabrieli. Dziewczyna nigdy nie miała w ustach tej używki, ale słyszała kiedyś, że dym tytoniowy zabija głód, więc postanowiła skorzystać z uprzejmości strażnika. Poza tym obawiała się, iż odmowa może być przez niego źle odebrana.

      Od chwili, kiedy postanowiła nie poddawać się, a także zapomnieć o Aleksandrze i jego okrutnym czynie, dzieliła los wszystkich pasażerów i wciąż brakowało jej jedzenia. Czuła codziennie to samo ssanie w żołądku i marzyła, by w końcu dotrzeć do miejsca przeznaczenia. Łudziła się, że wówczas naje się do syta. Nie myślała o rarytasach, jakie zwykle pojawiały się na stole w domu Kąckich, ale o świeżym, pachnącym chlebie i ciepłym mleku.

      Zaciągnęła się machorką i natychmiast się zakrztusiła, a łzy zaczęły jej płynąć po policzkach. Strażnik zaśmiał się, pokręcił głową i wyciągnął zza pazuchy munduru wojskową manierkę. Przyjęła ją z wdzięcznością i pociągnęła solidny łyk. Poczuła w gardle palący spirytus i znowu zaczęła kaszleć. Po chwili jednak jej przeszło i napiła się kolejny raz, a potem znowu spróbowała papierosa. Kiedy minęło kilkanaście minut, była już kompletnie pijana, a nogi miała jak z waty.

      I wtedy w drzwiach wagonu pojawił się lekarz. Przygładził siwe włosy i przy wsparciu chwiejącej się Gabrieli stanął na peronie.

      – I co, panie wracz? – wybełkotała Gabriela. – Malczik ili diewoczka?

      – Malczik – westchnął lekarz. – On miertw.

      Gabriela jakby oprzytomniała na chwilę, ale nie była w stanie zadać kolejnego pytania.

      – Trzeba go wyrzucić – mruknął strażnik. – Jak kto nieżywy, to nie może dalej jechać.

      – Tutaj? – zapytała Gabriela, po czym położyła dłoń na ramieniu mężczyzny i dodała: – Na następnym postoju, dobrze?

      Strażnik westchnął i nakazał Gabrieli wsiąść do pociągu. Ta bez słowa wgramoliła się do wagonu, ścigana niechętnymi spojrzeniami, chociaż popełniła dobry uczynek i przyprowadziła do Niny Zawiślańskiej lekarza. Jednak wszyscy zauważyli, że jest pijana i w dodatku zrobiła to w towarzystwie sowieckiego żołnierza. Gabriela miała w nosie reputację. I tak straciła ją, gdy wyszła z domu w podartym ubraniu i opuszczonych do kostek pończochach, a tuż za nią kroczył Aleksander Majkowski w niedopiętym oficerskim mundurze.

      Nie obchodzili jej także Morawińscy, niedoszli teściowie, bo odkąd spotkali się w wagonie jadącym za Ural, ignorowali ją w sposób wręcz nieprzyzwoity. Jakby hańbą było dla nich, że taka osoba miała zostać ich synową i wyjść za bohatera wojennego, i w dodatku dziedzica. A może doszli do wniosku, że to całe narzeczeństwo było jedynie kaprysem ich starszego syna i zakończyło się wraz z osadzeniem Huberta w obozie przejściowym dla oficerów. Jedynie Jan Morawiński od czasu do czasu raczył ją uśmiechem albo życzliwszym słowem, nie robił jednak tego zbyt często, bowiem niemal natychmiast jego małżonka posyłała mu pełne potępienia spojrzenie. Zapewne wiedziała o niegdysiejszym romansie panny Kąckiej z ordynansem, a jej wygląd po ostatnim spotkaniu z nim jedynie utwierdził ją w przekonaniu, iż jest osobą rozwiązłą i w żadnym razie niegodną zostania jej synową.

      Gabrieli Kąckiej nie zależało na ich aprobacie, dla niej liczył się tylko Hubert i ich miłość. Starzy Morawińscy zaś i ich dziwna córka ani trochę jej nie obchodzili.

      5. Wilno, 1940

      Boris Aristow jak zwykle siedział w pierwszym rzędzie teatru na Pohulance i wsłuchiwał się w wypowiadane na scenie słowa. Co prawda teatr znajdował się w rękach Litwinów, skrupulatnie pilnujących, by pojawiały się w nim spektakle niebudzące kontrowersji, ale on miał tam stałe miejsce i bardzo liczono się z jego zdaniem. Był przekonany, że niebawem powróci tutaj w charakterze pana i władcy, bo stosunki pomiędzy Litwą i Związkiem Radzieckim były coraz bardziej napięte. Przebąkiwano, że ci niewdzięczni Litwini próbują dogadać się z Niemcami za plecami ich rządu, co nie tylko było nietaktem, ale wręcz policzkiem dla kogoś, kto oddał im Wilno, wyrywając je z rąk Polsce.

      Aristow wszędzie wietrzył spisek. Nawet w pozornie niewinnych tekstach teatralnych doszukiwał się aluzji politycznych, w artykułach dziennikarskich wypatrywał między wierszami słów podżegania do buntu, a w każdym spojrzeniu Polaka czy Litwina widział nienawiść. Wystarczyło, że coś uroił sobie w głowie, by niewinny człowiek nagle znikał w tajemniczych okolicznościach. Co prawda po wyjściu Armii Czerwonej i oficjalnym oddaniu rządów w ręce Litwinów nie mógł się panoszyć jak wcześniej, ale nadal mógł bardzo wiele.

      Tak, mógł dużo i miał wysokie notowania na wierchuszce, ale wciąż targały nim pewne opory dotyczące Niny. Z jednej strony, niewiele wystarczyłoby, żeby Nina Korcz z powrotem przybyła do Wilna, z drugiej – wciąż pamiętał jej okrutne słowa. Były momenty, że z tęsknoty gryzł poduszkę, ale potem jakby powracał do rzeczywistości i dręczyły go myśli, że przecież Nina go nienawidzi. A on tak bardzo chciał, żeby go kochała… Próbował ją do tego zmusić, ale okazało się, że nie jest to właściwa droga. Niekiedy dumał, iż być może teraz, gdyby zawrócił ją z drogi do nieprzyjaznego Kazachstanu, pokochałaby go z wdzięczności. A gdyby zaopiekował się nią i dzieckiem, okazałaby mu odrobinę sympatii?

      Marzył o wspólnym domu, pełnym ciepła i prawdziwej, nie udawanej miłości. Ale Nina była aktorką, i to dobrą, mogłaby go przecież znowu oszukać? Czy rozpoznałby, że robi to z miłości, a nie z wyrachowania?

      Przecież dał jej szansę. Mogła być jego carską księżniczką, jego miłością. Dał jej wszystko, po czym okazało się, że te jego starania na nic się zdały,

Скачать книгу