Nic bez Boga nic wbrew Tradycji. Jacek Bartyzel

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nic bez Boga nic wbrew Tradycji - Jacek Bartyzel страница 10

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nic bez Boga nic wbrew Tradycji - Jacek Bartyzel

Скачать книгу

i Dama w tym politycznym pasjansie reprezentowali inne barwy ideowe? To pytanie jest od dawna i nieustannie stawiane, a co więcej – odpowiedzi kategorycznie twierdzące zdają się nawet przeważać. Wzorcowa, pod względem dobitności w artykulacji tego poglądu, jest następująca wypowiedź cenionego i wpływowego ongiś historyka – politycznie związanego z establishmentem monarchii konstytucyjnej, a później frankizmu – IX markiza de Lozoya (Juan de Contreras y López de Ayala, 1893–1978): „Najważniejsza była kwestia zasad wyznawanych przez karlistów i krystynosów (cristinos). Gdyby infant Karol był liberałem, a królowa Krystyna zwolenniczką absolutyzmu, to apostolscy (apostólicos) skupiliby się wokół tej Pani, a liberałowie proklamowaliby prawa infanta”154.

      Alexandra Wilhelmsen jest w tej kwestii znacznie ostrożniejsza, niemniej i ona stawia odnośnie do karlizmu tezę, iż „jest prawdopodobne, że był to jedyny europejski ruch legitymistyczny, w którym program polityczny zdaje się być ważniejszy od wierności (lealtad) królowi czy pretendentowi. I nie sądzę, ażeby inny utrzymał się w bycie jako siła polityczna po wygaśnięciu dynastii pretendentów155 – [a jest to] rzecz, która zdarzyła się w karliz-mie”156. Ta teza wymagałaby dokładniejszego zbadania, natomiast teksańska badaczka ma niewątpliwie rację zauważając, że hiszpański tradycjonalizm wykuł swoją podstawową myśl, zanim zaistniał problem dynastyczny. Z drugiej strony faktem jest też, że rojaliści walczyli wcześniej wytrwale w obronie króla, który ich wielokrotnie rozczarowywał, czyli oczywiście Ferdynanda VII, który pozwolił, aby rewolucja nabrała w Hiszpanii rozpędu i na koniec swoich dni obdarował kraj kryzysem konstytucyjno–dynastycznym. „Karliści – konkluduje Wilhelmsen – wyciągnęli z tego lekcję nieufności wobec monarchów słabych (débiles) wobec ruchów rewolucyjnych157.

      Wyważone stanowisko Wilhelmsen jest nam zdecydowanie bliższe niż efektowne – a prawdę powiedziawszy: efekciarskie – spekulacje Lozoyi i jemu podobnych. Snucie hipotez w stylu: „co by było, gdyby okoliczności były inne”, w ogóle jest czcze i jałowe, w najlepszym wypadku stanowiąc intelektualne ćwiczenie z obszaru probabilistyki historycznej. Siłą i żywotnością karlizmu jest właśnie to, że jego przyczyna formalna (kwestia dynastyczna) i jego przyczyna materialna (kontynuacja i obrona tradycji religijno–politycznej las Españas) zjednoczyły się doskonale i natychmiastowo w akt istnienia. Oczywiście uprawnieni jesteśmy mówić, że tradycjonalistyczna treść ideowa karlizmu jest „ważniejsza” od formalnego legitymizmu pochodzenia, od norm prawa sukcesyjnego (które przecież mogą być, ale pod ściśle określonymi warunkami, modyfikowane), lecz jedynie w tym sensie, że cel panowania (dobro wspólne) i podporządkowanie panującego – jak to określały las Partidas Alfonsa Mądrego (Partida Segunda 2.1.5) – zasadom wiary i rozumu (fe y razón), są ponad normami regulującymi nabycie prawa do rządzenia; parafrazując św. Tomasza z Akwinu możemy powiedzieć, że nie królestwa istnieją dla praw, ale prawa są dla królestwa.

      Spekulowanie na temat, co tradycjonaliści uczyniliby w wypadku, gdyby Don Carlos nie był tradycjonalistą, jest jednak przede wszystkim zupełnie zbędne dlatego, że wiemy, co uczynili faktycznie, kiedy problem taki zaistniał, i to dwukrotnie; za pierwszym razem, gdy drugi syn Karola V – Don Juan de Borbón y Braganza – prawowity formalnie następca swego starszego brata Karola VI od 1861 roku – okazał się liberałem i wolnomyślicielem; za drugim razem, ponad sto lat później, gdy starszy syn Ksawerego I, Don Carlos Hugo de Borbón–Parma y Bourbon–Busset, okazał się socjalistą. W jednym i drugim wypadku karliści wypowiedzieli im posłuszeństwo, ale nie uciekali się do kwestionowania zasad prawa sukcesyjnego, ani nie zaczęli nagle głosić, że normy tego prawa nie mają znaczenia, lecz skupili się wokół najbliższego księcia w porządku primogenitury (w pierwszym wypadku syna odstępcy od Tradycji, w drugim zaś brata) i zarazem spełniającego kryteria legitimidad de ejercicio, domagając się zarazem od tego, który posiadał pierwszeństwo w sensie legitimidad de origen, lecz utracił zdolność do wykonywania władzy, aby abdykował na rzecz sukcesora. Analogicznie zatem, w hipotetycznej sytuacji liberalnej skazy Don Carlosa legitymiści wcale nie byliby skazani na szukanie kruczków prawnych usprawiedliwiających podeptanie obowiązującego prawa sukcesyjnego i akceptację Sankcji Pragmatycznej wraz z jej konsekwencjami, tylko mogliby zwrócić się ku temu el varón, w kolejnych stopniach pokrewieństwa w obrębie Domu Burbońskiego, który spełniałby kryteria legitimidad de origenlegitimidad de ejercicio jednocześnie.

      Można podać jeszcze jeden powód, dla którego lekceważenie znaczenia kwestii prawowitości dynastycznej dla karlistów jest bezpodstawne i nierozsądne. Według nich, wszystkie nieszczęścia Hiszpanii, na czele z jej „zcudzoziemszczeniem”, „europeizacją” i podkopywaniem Tradycji, zaczynają się od zainstalowania dynastii burbońskiej na tronie madryckim. O żadnym z Burbonów panujących w Hiszpanii (może z wyjątkiem Ferdynanda VI) do 1833 roku karliści nie mieli nic dobrego do powiedzenia. Mimo to jednak od prawie dwóch stuleci walczą pod banderą tej dynastii i w obronie praw jej przedstawicieli, co może zakrawać na paradoks. Gdyby zatem zasady legitymizmu pochodzenia były dla karlistów bez istotnego znaczenia, gdyby były zaledwie pretekstem, to ów paradoks byłby całkowicie niezrozumiały, a upór w dochodzeniu praw monarszych tych książąt byłby czymś irracjonalnym; o wszystkie inne zasady tradycjonalizmu można przecież bić się pod sztandarem jakiejkolwiek dynastii… albo i żadnej.

      Przychylamy się wobec tego do stanowiska Fernanda Polo, który – czyniąc czytelną aluzję do Menendeza Pelayo (czego dowodzi użycie sformułowania sectores inconciliables) – zgadza się z twierdzeniem, iż konflikt dynastyczny był sporem doktryn politycznych, a nie personalnym, „mimo to nie należy popełniać błędu perspektywy i traktować XIX–wiecznej wojny o sukcesję jako fenomenu wyłącznie religijno–politycznego; jest oczywiste, że dominującym znakiem tych wojen był [sztandar] dynastyczny i doszłoby do nich również, gdyby Doña Isabel i Don Carlos byli oboje liberałami albo oboje tradycjonalistami”158. Chociaż podział ideowy faktycznie wystąpił, to nie należy zapominać, że proizabeliccy liberałowie też – choć bezpodstawnie – prezentowali się jako obrońcy średniowiecznej tradycji hiszpańskiej, jednak przewrotnie identyfikowali ją z liberalizmem, głosząc, że jest on restauracją historycznych wolności (libertades) Wieków Średnich i epoki Królów Katolickich, unicestwionych przez absolutyzm Domu Austriackiego i Burbońskiego. Delimitacja doktrynalna jest więc oczywista i natychmiastowa, lecz jej zaistnienie nie usprawiedliwia ani tej supozycji, że jeżeli nie byłoby kwestii sukcesyjnej, to nie wybuchłaby wojna domowa, ani tej, że spór dynastyczny nie musiałby zakończyć się walką zbrojną, gdyby nie zachodziła koincydencja między programami politycznymi rywali a ich pozycją w kolejności dziedziczenia.

      Jeszcze lepiej wyważone jest stanowisko Alfereza, według którego wojny karlistowskie były bez wątpienia obroną zasad „legalności ustanowionej” (legalidad establecida), wszelako „wierność Księciu, który był inkarnacją porządku sukcesyjnego obowiązującego od wstąpienia na tron Burbonów, zakładała się na wierności ideom i zasadom, które wspomniany Książę reprezentował”159. Wojny te były zatem jednocześnie legitymistyczne i religijne, lecz ten drugi czynnik inspirował walczących z większą siłą. To, o co bili się karliści, można ująć syntetycznie w następujących

Скачать книгу


<p>154</p>

Cyt. za: G. Alférez, op. cit., s. 45. Nie mamy żadnego dowodu na to, że polski narodowiec i autor reportażu z hiszpańskiej wojny domowej – Jędrzej Giertych czytał markiza de Lozoya, ale jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ jego własna teza, iż gdyby Don Carlos wyznawał poglądy masońsko–liberalne, a otoczenie małoletniej Izabeli składało się z katolickich tradycjonalistów, to karliści znaleźliby jednak jakiś casus usprawiedliwiający odstąpienie od reguł prawa salickiego i zrezygnowaliby z formalnego legitymizmu dynastycznego, brzmi jak kalka tezy hiszpańskiego historyka – zob. J. Giertych, Hiszpania bohaterska, Warszawa 1937, ss. 146 i 319–321.

<p>155</p>

Jako że autorka nie rozwija tej myśli, możemy jedynie wyrazić przypuszczenie, że owa nieprecyzyjna fraza „wygaśnięcie dynastii pretendentów” dotyczy wygaśnięcia bezpośredniej linii prawowitych władców, pozbawionych lub niedopuszczonych do objęcia tronu. Lecz taka sytuacja zaistniała dotąd jedynie w Anglii i Szkocji wraz ze śmiercią Henryka IX/I (kardynała Yorku H.B. Stuarta) w 1807 roku oraz we Francji wraz ze zgonem Henryka V (hr. de Chambord) w 1883 roku. Sens porównania pomiędzy polityczną słabością tamtych legitymizmów po tych zdarzeniach, a nieustającą żywotnością karlizmu, pomimo analogicznego wygaśnięcia „dynastii karlistowskiej” w 1936 roku, jest natomiast zupełnie jasny i nie wymaga komentarza.

<p>156</p>

A. Wilhelmsen, La teoría del tradicionalismo político español (1810–1875): Realismo y Carlismo, [w:] S.G. Payne (Dir.), Identidad y nacionalismo en España contemporánea: el Carlismo, 1833–1975, ACTAS, Madrid 1996, s. 36.

<p>157</p>

Ibidem, s. 37.

<p>158</p>

F. Polo, op. cit., s. 47.

<p>159</p>

G. Alférez, op. cit., s. 47.