Skandal i tajemnica. Кэрол Мортимер
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Skandal i tajemnica - Кэрол Мортимер страница 3
Spojrzał na Betsy Thompson spod na wpół przymkniętych powiek i mocno zacisnął usta.
– Same przeprosiny w zupełności by wystarczyły – sapnął. – Czy nie jesteś w tej chwili potrzebna mojej ciotce? Sądzę, że tu skończyłaś. Przynajmniej tak, jak potrafiłaś.
A więc nie spisała się wystarczająco dobrze, pomyślała z irytacją, a mężczyzna, który jeszcze kilka minut temu flirtował z nią, zniknął. Teraz miała przed sobą bogatego i potężnego hrabiego Osbourne, właściciela rozległych posiadłości w Kent i Suffolk, a także pięknego domu w Londynie. Lekko skłoniła głowę.
– Sądzę, że już czas wyprowadzić Hectora na spacer.
– Ach, tak. – Hrabia uśmiechnął się kpiąco. – Zauważyłem, że w obecności kuzynki Letycji stajesz się bardziej towarzyszką psa niż mojej ciotki.
Kolejna obelga, choć podana niezmiernie uprzejmym tonem. Niestety, doświadczenie pokazało Elizabeth, że było rzeczą niemal niemożliwą znaleźć zatrudnienie w Londynie bez referencji. Obecną pozycję zawdzięczała jedynie temu, że udało jej się uratować Hectora, rozpieszczonego i ukochanego teriera szkockiego pani Wilson, gdy pies podczas spaceru w londyńskim parku wyszarpnął smycz i na oślep pobiegł przed siebie. Musiała utrzymać tę pracę, alternatywą był bowiem powrót do Shoreley Park i małżeństwo z lordem Faulknerem. Choć Elizabeth wiedziała już, że jest to mężczyzna wielkiej urody, nadal uważała taki los za gorszy od śmierci.
Lord Faulkner nie mógł o tym wiedzieć, ale w gruncie rzeczy oddawała mu przysługę. Ze wszystkich trzech córek matki była do niej najbardziej podobna. Nawet wszystkie matrony z sąsiedztwa traktowały ją podejrzliwie, obawiając się zapewne, że okaże się podobna do Harriet Copeland również z charakteru.
Uniosła dumnie głowę.
– Najmocniej przepraszam za wszelkie uchybienia, milordzie.
Te słowa jednak nie przekonały Nathaniela. Z łatwością dostrzegał walkę wewnętrzną, jaka toczyła się w pięknej główce panny Betsy Thompson. Z jednej strony była przekonana o własnej racji, a z drugiej doskonale wiedziała, że rozmawia z ulubionym, a właściwie jedynym, siostrzeńcem pracodawczyni. Ta wewnętrzna walka była tak wyraźna, że Nathaniel wybuchnąłby głośnym śmiechem, gdyby wciąż nie czuł się zirytowany. Nie mógł zaprzeczyć, że próbował skraść tej młodej damie pocałunek. A fakt, że doznał obrażeń z rąk płatnych osiłków, którzy zaatakowali go przed klubem hazardu, również nie rzucał zbyt korzystnego światła na jego reputację.
Znów popatrzył na Betsy spod przymkniętych powiek.
– Chyba dopiero od niedawna pracujesz jako dama do towarzystwa?
Twarz o barwie kości słoniowej zabarwiła się lekkim rumieńcem.
– Dlaczego tak pan sądzi, milordzie?
Świadczył o tym choćby fakt, że ośmielała się zadawać takie pytania hrabiemu i siostrzeńcowi chlebodawczyni.
– Bo wydaje mi się, że niezbyt dobrze wiesz, gdzie jest twoje miejsce.
W błękitnych oczach zabłysły iskry.
– Miejsce, milordzie?
Nathaniel zastanawiał się, czy już kiedyś prowadził podobną rozmowę.
– Damy do towarzystwa zazwyczaj okazują nieco więcej szacunku, zwracając się do starszych i lepiej urodzonych – wyjaśnił rozmyślnie prowokującym tonem. Wyglądała bardzo ładnie z gniewnym wyrazem twarzy.
Zważywszy na to, że Nathaniel Thorne był od niej starszy zaledwie osiem lat i sama nosiła szlachecki tytuł, nie miał wyższej pozycji w hierarchii społecznej. Znowu zapominała, że w tej chwili nie jest lady Elizabeth Copeland i nie ma pojęcia, kiedy znów się nią stanie.
Opuściła dom pod wpływem impulsu, zachęcona przykładem Caroline, której lord Faulkner złożył identyczną propozycję małżeństwa dwa dni wcześniej. Po krótkich poszukiwaniach siostry w końcu doszły do wniosku, że zapewne wyjechała aż do Londynu.
Londyn. Wszystkie trzy siostry Copeland zawsze marzyły, by pojechać tam choć raz, ale ojciec nie zgadzał się nawet na krótką wizytę, nie wspominając nawet o spędzeniu tam całego sezonu towarzyskiego. Marcus Copeland uważał że to właśnie stołeczne pokusy skłoniły jego żonę do opuszczenia rodziny. Jakiekolwiek były jego motywy, córki, a zwłaszcza Caroline i Elizabeth, pragnęły doświadczyć owych pokus na własnej skórze. Najstarsza, dwudziestojednoletnia Diana, zawsze była najbardziej zrównoważona i poważnie traktowała swoje obowiązki pani na Shoreley Park oraz zastępczej matki młodszych sióstr.
I tak oto najpierw Caroline, a potem Elizabeth opuściły dom dla blasku i ekscytującego życia stolicy. Elizabeth nie mogła oczywiście wypowiadać się w imieniu Caroline, od której w ostatnich tygodniach nie miała żadnej wiadomości, ale szybko zdała sobie sprawę, że z uroków Londynu korzystać mogą jedynie bogaci i utytułowani. Płatna dama do towarzystwa w gruncie rzeczy była zwykłą służącą, zdaną na łaskę i niełaskę pracodawczyni, i jedynie przelotnie widywała świat, który tak ją pociągał.
Uświadomiła sobie również, jak bardzo tęskni za siostrami i jak samotnie się czuje, nie mając z kim pośmiać się i poplotkować. Była z nich najmłodsza i całe dotychczasowe życie spędziła w ich towarzystwie. Tęskniła za nimi tak bardzo, że tego dnia, gdy udało jej się złapać uciekającego Hectora, przez chwilę miała wrażenie, że widzi Caroline w modnym powozie, który przejeżdżał przez park. Oczywiście, musiało to być tylko złudzenie. Powóz zaprzężony był w dwa piękne, lecz narowiste siwki, a powoził nim przystojny i arogancki arystokrata z blizną przecinającą lewą stronę twarzy. Było wielce nieprawdopodobne, by którakolwiek z sióstr mogła znać takiego mężczyznę.
Ta krótka chwila pokazała jej, jak bardzo tęskni. Niestety, wyjeżdżając nagle z Hampshire, nie pomyślała o tym, w jaki sposób dowie się, czy lord Faulkner opuścił już Shoreley Park i czy może bezpiecznie wrócić do domu. Dopóki nie znajdzie wyjścia z tej sytuacji, musi zachować posadę w domu pani Wilson.
Nie zdoła jednak tego dokonać, jeśli wejdzie w konflikt z ukochanym siostrzeńcem chlebodawczyni.
– Jeszcze raz przepraszam, milordzie, za to nieporozumienie – powiedziała sztywno. – Pańska ciotka z pewnością ucieszy się na wiadomość, że czuje się pan już znacznie lepiej.
Nathaniel przyjrzał się jej uważnie.
– Doprawdy? I co jeszcze zamierzasz powiedzieć mojej drogiej ciotce na temat tego popołudnia?
Elizabeth wydawała się urażona oskarżycielskim tonem.
– Ależ nic, milordzie.
– Nie sądzisz, że winien ci jestem przeprosiny? – zapytał, przypatrując się jej bacznie.
Rumieniec