Skandal i tajemnica. Кэрол Мортимер
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Skandal i tajemnica - Кэрол Мортимер страница 5
– Prędzej zarumieniłabym się, myśląc o żmii niż o panu, milordzie – odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się czarująco.
Nathaniel w odpowiedzi również błysnął drapieżnym uśmiechem i powoli usiadł na swoim miejscu. Podano pierwsze danie i ciotka zaczęła kolejną tyradę, wychwalając zalety przedstawicieli miejscowej arystokracji oraz ich córek w wieku odpowiednim do zamążpójścia, które to panny miały zaszczycić obecnością nadchodzącą kolację. Nathaniel puszczał ten monolog mimo uszu, skupiony na obserwowaniu doskonałych manier Betsy. Zauważył z uznaniem, że dziewczyna wciągnęła w rozmowę powolną Letycję. Letycja, notabene, była wręcz idealną damą do towarzystwa: posłuszna, zgodna i zbyt pozbawiona charakteru, by w jakiejkolwiek sytuacji przeciwstawić się kuzynce. Betsy zupełnie jej nie przypominała. Tym większe uznanie należało jej się za to, że zadała sobie trud rozmowy ze starszą kobietą.
Nathaniel z rozbawieniem zauważył, że dziewczyna unika choćby spojrzenia w jego kierunku. W połączeniu z doskonałą kolacją sprawiło to, że na kilka godzin udało mu się zapomnieć o bolących żebrach.
– Sądzę, Betsy, że już czas na wieczorny spacer Hectora – oświadczyła w końcu ciotka, spoglądając z uczuciem na psa, który leżał w koszyku obok kominka, pławiąc się w cieple i wygodzie.
Panie wstawały właśnie od stołu, by przejść do saloniku i wypić herbatę przed snem. Nathaniel zamierzał pozostać w jadalni, zapalić cygaro i napić się brandy. Przez ostatnie półtora tygodnia musiał sobie odmawiać tej przyjemności, ciotka bowiem nie znosiła, gdy ktokolwiek palił cygara w jej sypialniach. Był to doprawdy doskonały powód, by przyspieszyć rekonwalescencję.
Podniósł się uprzejmie, gdy kobiety wstawały od stołu, spojrzał w okno i zmarszczył brwi.
– Czy to bezpieczne, by panna Thompson wychodziła o tej porze, ciociu Gertrudo?
Za oknem panował już mrok, przełamany bladym blaskiem księżyca.
– Nigdy nie obawiałam się ciemności, milordzie – zapewniła Elizabeth, ale Nathaniel zignorował jej słowa i znów zwrócił się do ciotki:
– Może byłoby lepiej, gdyby któryś z lokajów wyprowadził Hectora na spacer?
Pani Wilson wydawała się zbita z tropu.
– Betsy dotychczas nie narzekała...
Elizabeth poczuła na sobie spojrzenie ciemnobrązowych oczu i Nathaniel Thorne zwrócił się do ciotki po raz trzeci:
– Droga ciociu, panna Thompson nie sprawia wrażenia osoby, która lubi się skarżyć – powiedział ze znaczącym uśmieszkiem.
Rumieniec zabarwił policzki Elizabeth. Wiedziała, że jest to aluzja do tego, że nie poskarżyła się ciotce na jego zachowanie po południu w sypialni. Nie miała też takiego zamiaru. Zważywszy na jej niską pozycję w domu pani Wilson, chlebodawczyni zapewne obwiniłaby ją za postępek ukochanego siostrzeńca.
– O tej porze po polach Devonshire może się włóczyć wielu niebezpiecznych osobników. Panna Thompson może się natknąć na któregoś z nich... – dodał hrabia.
Z punktu widzenia Elizabeth jedynym niebezpiecznym osobnikiem był hrabia. Poza tym lubiła samotne przechadzki z Hectorem i nie podobało się jej, że hrabia próbuje się wtrącać w nie swoje sprawy, a jeszcze bardziej, że uważa ją za jakąś wiotką lilię.
– Osbourne, to jest Devonshire, a nie Londyn – westchnęła pani Wilson, najwyraźniej podzielając jej sceptycyzm.
– Mimo wszystko...
– Jest zupełnie bezpiecznie, sir. Proszę się nie obawiać. – Elizabeth udało się wypowiedzieć te słowa odpowiednio grzecznym tonem i jednocześnie rzucić mu niechętne spojrzenie. Nathaniel kpiąco uniósł brwi.
– Może powinienem pójść z panną Thompson, ciociu? Mogę wypalić cygaro na dworze.
– Ja też mogę wyjść z Betsy – zaoferowała się wyraźnie zaniepokojona Letycja.
– Obawiam się, droga Letycjo, że wówczas obydwie naraziłybyście się na niebezpieczeństwo – zauważył hrabia.
– Czy naprawdę sądzisz, że może być niebezpiecznie? – zapytała pani Wilson, marszcząc brwi.
Lord Thorne wzruszył szerokimi ramionami.
– Wątpię, by przemytnicy opuścili te strony.
Elizabeth spojrzała na niego ze szczerym zdziwieniem.
– Przemytnicy?
Hrabia skinął głową, a w jego ciemnobrązowych oczach odbiło się rozbawienie.
– W Devonshire jest to wciąż bardzo dochodowe, choć również całkowicie nielegalne zajęcie. Ludzie, którzy się tym trudnią, z pewnością woleliby nie spotkać na swej drodze młodej kobiety z psem.
– Nie pomyślałam o tym. – Pani Wilson potrząsnęła głową. – W takim razie może rzeczywiście powinieneś pójść z Betsy, Osbourne.
Elizabeth miała ochotę krzyczeć z frustracji. Rozmawiano o niej tak, jakby sama nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia – choć oczywiście jako Betsy Thompson niewiele miała do powiedzenia w jakiejkolwiek sprawie.
– Ale może Betsy uważa, że spacer ze mną byłby niewłaściwy?
Zacisnęła usta, patrząc na przystojną twarz hrabiego.
– Milordzie...
– To równie niedorzeczne jak propozycja, by nie sprzątać w twojej sypialni, Osbourne – prychnęła pani Wilson, określając tym samym pozycję Elizabeth jako zwykłej służącej.
Coraz trudniej jej było zachować spokój w obecności wracającego do zdrowia Nathaniela Thorne’a.
– Kiedy zaczęto nazywać cię Betsy?
Elizabeth potknęła się, zaskoczona pytaniem. Szli skąpaną w blasku księżyca ścieżką wzdłuż urwiska. Nathaniel doskonale wiedział, że dziewczyna jest na niego zła; od chwili, gdy przyniósł jej z sypialni aksamitną pelisę, zachowywała lodowate milczenie. Wyjęła smycz Hectora z ręki lokaja i wymknęła się na zewnątrz, nie obdarzywszy go nawet jednym spojrzeniem.
Poszedł za nią niespiesznie, zapalając po drodze cygaro, krok miał jednak znacznie dłuższy niż ona, toteż dogonił ją bez trudu. Wciąż milczała i odwracała od niego twarz. Nathaniel uświadomił sobie, że jeśli jej czymś nie sprowokuje, dziewczyna będzie udawać, że nie zauważa jego obecności.
Prowokacja powiodła się.
– Co pan ma na myśli?
Był pogodny wiosenny wieczór, na tyle ciepły, że Nathaniel nie zabrał żadnego okrycia. Ani jedna chmura nie przesłaniała gwiazd błyszczących na czarnym niebie. Zapewne nie była to idealna pogoda dla przemytników,