Skandal i tajemnica. Кэрол Мортимер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skandal i tajemnica - Кэрол Мортимер страница 8

Skandal i tajemnica - Кэрол Мортимер

Скачать книгу

Po raz pierwszy posadzono mnie na koniu, gdy miałam... – urwała i zacisnęła usta, świadoma, że powiedziała zbyt wiele.

      Albo za mało, pomyślał Nathaniel z frustracją. Coraz bardziej prawdopodobne wydawało się, że Elizabeth Thompson jest córką jakiegoś zubożałego szlachcica. Jeśli tak było, wcześniejsze zachowanie stawiało go w bardzo niezręcznej sytuacji.

      – Zdaje się, że zaczęłaś coś mówić?

      Elizabeth odwróciła wzrok.

      – Pomogę panu dojść do domu, milordzie.

      – Nie jestem kaleką. Po prostu bolą mnie żebra – skrzywił się, gdy próbowała go wziąć pod rękę, więc opuściła ramię.

      – W takim razie, sir, może powinien się pan przyjrzeć własnemu zachowaniu, zanim zacznie pan krytykować moje.

      – Jak to? – zdziwił się.

      – Gdyby nie wdał się pan w pijacką awanturę, to nie nabawiłby się pan obrażeń, przez które teraz cierpi.

      – A jeśli stanąłem w obronie honoru damy? – odparował ironicznie. Ból zaczął przycichać.

      Elizabeth sceptycznie uniosła brwi.

      – Trudno mi w to uwierzyć. Szanująca się dama nigdy nie znalazłaby się w miejscu, w którym potrzebowałaby tego rodzaju obrony.

      Miała nieco racji, chociaż przyjaciel Nathaniela, lord Dominic Vaughn, hrabia Blackstone, twierdził, że zamierza ożenić się z ową damą najszybciej jak to możliwe, toteż Nathaniel wolał zachować swoją opinię dla siebie.

      – Jestem pewien, że ty nigdy nie znalazłabyś się w takiej sytuacji – mruknął.

      Elizabeth zmarszczyła czoło, niepewna, czy hrabia z niej kpi.

      – Jestem damą do towarzystwa, milordzie, a nie damą z towarzystwa – poinformowała go i znów ruszyła w stronę Hepworth Manor.

      To wyznanie zupełnie nie przekonało Nathaniela.

      – Niemniej z pewnością zasługujesz na ochronę dżentelmena.

      Spojrzała na niego gniewnie. Zbliżali się już do oświetlonego domu i jego twarz w półmroku rysowała się wyraźniej.

      – Jedyną osobą, przed którą potrzebowałam dzisiaj ochrony, milordzie, był pan.

      – Ależ przeciwnie, Elizabeth. Historia naszej znajomości świadczy o tym, że doskonale potrafisz sama się obronić – wymruczał Nathaniel z uczuciem.

      – I całe szczęście – odparowała lekceważąco. Lokaj otworzył przed nimi drzwi i weszli do środka. – Muszę pana teraz opuścić, milordzie – dodała Elizabeth, nie patrząc na niego. – Pani Wilson z pewnością niecierpliwie wygląda powrotu Hectora.

      Nathaniel został w holu. Patrzył za nią przez przymrużone powieki, gdy wchodziła po schodach w towarzystwie popiskującego psa. Postanowił, że nazajutrz porozmawia z ciotką o tej młodej damie.

      – Napiję się brandy w bibliotece, Sewell – rzucił nieobecnym tonem do lokaja.

      Rozsiadł się przed kominkiem w bibliotece i ze szklaneczką brandy w ręku zaczął rozmyślać o dziwnym spotkaniu z sir Rufusem Tennantem. Znał przed laty młodszego brata Tennanta, który później wplątał się w skandal i odebrał sobie życie, ale niewiele wiedział o nim samym. Sir Rufus był od niego co najmniej o osiem lat starszy i miał opinię upartego samotnika. Od czasu do czasu bywał w Londynie, ale prawie nie zadawał się z towarzystwem i Nathaniel nigdy nie słyszał żadnych plotek o jego związkach z kobietami. Gdy kiedyś odrzucił kolejne zaproszenie na obiad, ciotka Gertruda zaczęła się zastanawiać, czy gusta sir Rufusa nie zwracają się w zgoła odmiennym kierunku.

      Jednak chęć Tennanta, by złożyć wizytę Elizabeth, świadczyła o tym, że wnioski ciotki były zupełnie błędne.

      – Sir Rufus Tennant chciałby się z panią zobaczyć – obwieścił Sewell przed południem, stając w drzwiach bawialni. Siedząca w kącie pokoju Elizabeth podniosła wzrok znad haftu, ciekawa, jak też sir Rufus wygląda w świetle dnia.

      Mężczyzna, który w chwilę później wszedł do bawialni, był wysoki, miał ciemne włosy, nieco dłuższe, niż wymagała obecna moda, bardzo jasne niebieskie oczy i surową, lecz całkiem przystojną twarz. Dobrze się prezentował w brązowej kamizelce i o podobnym kolorze bryczesach oraz w brązowo-czarnych skórzanych butach do konnej jazdy, w tej chwili nieco przykurzonych. Zatrzymał się w progu i przymrużonymi oczami spojrzał na dwie starsze damy, po czym zatrzymał wzrok na Elizabeth. Zdawało się, że wstrzymał oddech i jego twarz nieco zesztywniała. Po chwili wszedł nieco dalej i sztywno skłonił się przed panią Wilson.

      – Mam nadzieję, że miewa się pani dobrze, madame.

      Elizabeth przy śniadaniu opowiedziała swojej pracodawczyni o wczorajszym spotkaniu, toteż ta wizyta nie była dla pani Wilson zaskoczeniem. Uśmiechnęła się do gościa z wdziękiem.

      – Już dawno pana tu nie widzieliśmy, sir Rufusie.

      Spojrzenie bladych oczu znów pomknęło w stronę Elizabeth, po czym wróciło do twarzy gospodyni.

      – Jak zwykle zajęty jestem sprawami posiadłości, madame. Prawdę mówiąc, zajrzałem tylko po to, by zapytać, czy panna Thompson i pani siostrzeniec bezpiecznie dotarli do domu wczoraj wieczorem.

      – Ach, tak. – Teraz pani Wilson powiodła wzrokiem w kierunku zarumienionej Elizabeth. – Betsy opowiedziała mi, co się zdarzyło. Mam nadzieję, że pański koń nie ucierpiał.

      – Absolutnie nie, dziękuję pani.

      – Wypije pan z nami herbatę, sir Rufusie? – Pani Wilson skinęła w stronę Letycji dając jej znak, by zadzwoniła po Sewella.

      – Dziękuję. – Sir Rufus ostro skinął głową. – Czy mogę zapytać o zdrowie panny Thompson?

      Rumieniec Elizabeth pogłębił się, gdy pani Wilson popatrzyła na nią z zaciekawieniem. Skinęła głową i skupiła uwagę na hafcie, wiedząc doskonale, że jej wścibska chlebodawczyni będzie pilnie nasłuchiwać każdego słowa rozmowy z sir Rufusem.

      – Panno Thompson? – Sir Rufus stanął przed nią, znów przeszywając ją przenikliwym spojrzeniem.

      – Sir Rufusie. – Wdzięcznie skinęła głową i odłożyła haft na krzesło, po czym podniosła się i dygnęła, czując się nieco niezręcznie. – Cieszę się, że Starlight jest w dobrym zdrowiu.

      – Dziękuję. Czy pochodzi pani z tych stron?

      – Nie, sir Rufusie. Wychowałam się w... – Elizabeth urwała i rumieniec znów pokrył jej policzki. Uświadomiła sobie, że gdyby podała swoje prawdziwe miejsce urodzenia, Hampshire, powiedziałaby o sobie zbyt wiele. – Herefordshire – oznajmiła pewnie. – Ale z tego, co widziałam dotychczas, Devonshire to bardzo piękne miejsce.

      –

Скачать книгу