Utracony spokój. Нора Робертс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Utracony spokój - Нора Робертс страница 8
Nie odpowiedziała na jego zaczepkę.
– To Luis – przedstawiła swojego pracownika. – Właśnie przeżył mały szok na pana widok.
– Przykro mi – odparł Jonas i przyjrzał się szczupłemu mężczyźnie, na którego czole perlił się pot. – Znał pan mojego brata?
– Pracowaliśmy razem – powoli odpowiedział Luis. – Dawaliśmy lekcje nurkowania. Jerry lubił to… najbardziej. Odcumuję liny – oznajmił nagle, jeszcze raz spojrzał na Jonasa i zeskoczył z pokładu.
– Wygląda na to, że wszyscy podobnie reagują na mój widok – zauważył Jonas. – A ty? Wciąż będziesz mnie trzymała na dystans?
– Szczycimy się naszą uprzejmością wobec klientów. Wynajął pan „Expatriate” na cały dzień, panie Sharpe. Proszę się rozgościć – powiedziała formalnym tonem, wskazując mu pokład pasażerski i specjalne krzesełko dla wędkarza. – Luis! – zawołała do swego pracownika. – Powiedz Miguelowi, że dostanie wypłatę, jeżeli dotrwa do końca dnia!
Liz uruchomiła silnik i wyprowadziła łódź z przystani. Sprawnie manewrowała, by ominąć podwodne przeszkody. Gdy wypłynęli na otwarte morze, zwiększyła szybkość. Mimo że lekka bryza przyjemnie chłodziła jej policzki i marszczyła powierzchnię wody, wiedziała, że niedługo zacznie się prawdziwy upał. Miała nadzieję, że do tego czasu Jonas będzie już walczył ze swoją wielką rybą.
– Widzę, że z łodzią radzisz sobie równie sprawnie, jak z klientami w sklepie – zauważył Jonas.
– To moja praca – odparła, kryjąc rozdrażnienie. – Byłoby panu wygodniej na pokładzie pasażerskim, panie Sharpe.
– Mów mi Jonas. A tu jest mi bardzo wygodnie – zapewnił i uważnie przyjrzał się Liz.
Jej włosy były ukryte pod białą czapeczką z napisem promującym firmę. Taki sam napis widniał na spłowiałej od słońca koszulce. Nagle Jonas zapragnął zobaczyć Liz bez tych wszystkich ozdób. Żeby przegnać niechciane myśli, postanowił zająć się rozmową.
– Od jak dawna masz tę łódź?
– Od siedmiu lat. To porządna łajba – zapewniła go. – W tych ciepłych wodach można znaleźć marlina, tuńczyka i rybę miecz. Możesz zacząć zanęcać.
– Zanęcać?
Liz rzuciła mu szybkie spojrzenie. A więc miała rację. Nie miał pojęcia o wędkarstwie.
– Wrzucać przynętę do wody – podpowiedziała. – Popłyniemy powoli, a ty rozrzucisz przynętę, która przyciągnie ryby.
– To chyba da mi nieuczciwą przewagę? Czy łowienie nie polega na umiejętnościach i szczęściu?
– Dla niektórych to kwestia przeżycia, dla innych możliwość zdobycia kolejnego trofeum. – Liz wzruszyła ramionami i rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma żadnych nieświadomych niebezpieczeństwa nurków.
– Nie interesują mnie trofea.
– A co cię interesuje?
– W tej chwili ty – powiedział Jonas i nakrył jej dłoń swoją. – I nigdzie mi się nie spieszy.
– Zapłaciłeś za możliwość wędkowania – przypomniała mu Liz.
– Zapłaciłem za twój czas – poprawił ją.
Był na tyle blisko, że Liz mogła dostrzec jego oczy za ciemnymi szkłami okularów. Były zupełnie spokojne, jakby ich właściciel rzeczywiście się nie spieszył i mógł poświęcić jej dużo czasu. Czuła dotyk dłoni Jonasa. Nie była gładka, jak myślała Liz, lecz szorstka, jakby przyzwyczajona do fizycznej pracy. Nagle poczuła dreszcz podniecenia, choć myślała, że dawno uodporniła się na kontakty z mężczyznami.
– Więc zmarnowałeś pieniądze.
Jej dłoń znów drgnęła pod ręką Jonasa. Zdążył się już zorientować, że dziewczyna jest uparta. Teraz dowiedział się też, że jest silna, choć wygląda tak krucho. Spojrzenie Liz mówiło, że kiedyś wiele wycierpiała i nie da się zranić ponownie. Miała w sobie jednak coś, co pociągało mężczyzn i sprawiało, że nie potrafili racjonalnie myśleć w jej obecności. Jonas nie mógł zrozumieć, dlaczego Jerry nie został jej kochankiem. Z pewnością nie stało się to z braku chęci ze strony jego brata.
– Nie byłby to pierwszy raz, gdy zmarnowałem pieniądze, ale coś mi mówi, że będzie inaczej.
– Nie mogę ci pomóc i nie mam nic do powiedzenia – oznajmiła nagle i wyszarpnęła dłoń.
– Może i nie. A może wiesz coś, z czego nawet nie zdajesz sobie sprawy. Od dziesięciu lat zajmuję się prawem karnym. Nie masz pojęcia, jak ważne mogą być nawet strzępki informacji. Porozmawiaj ze mną. Proszę.
Liz poczuła, że jej upór słabnie. Jak to możliwe, że potrafiła godzinami negocjować ceny sprzętu, a teraz już po minucie ulegała prośbie tego obcego mężczyzny? Wiedziała, że Jonas może jej przynieść wyłącznie kłopoty. Westchnęła.
– Dobrze, porozmawiajmy – zgodziła się i ustawiła łódź w dryf. – Kiedy będziesz łowił – dodała i uśmiechnęła się. – Bez zanęty. Teraz usiądź i odpręż się. Czasem ryba bierze nawet bez zanęty. Jeśli jakąś złapiesz, przypnij się pasem do krzesła i pracuj.
– A ty? – spytał, sadowiąc się wygodnie na krześle.
– Ja wracam do sterówki i postaram się utrzymywać stałą prędkość, żeby to, co złowisz, nie urwało nam się z haczyka. Są lepsze miejsca niż to, ale skoro nie zależy ci na wędkowaniu, nie zamierzam marnować paliwa.
– Zawsze rozsądna, prawda?
– Życie mnie do tego zmusiło.
– Dlaczego znalazłaś się na Cozumel? – spytał Jonas i ignorując wędkę, zapalił papierosa.
– Jesteś tu od kilku dni i jeszcze tego nie zrozumiałeś? – zdziwiła się i zatoczyła ręką krąg.
– W twoim kraju też jest wiele pięknych miejsc. Skoro jesteś tu już dziesięć lat, pomyślałem, że wyjeżdżając z kraju, byłaś jeszcze dzieckiem.
– Nie, nie byłam – zaprzeczyła, a Jonas zrozumiał, że trafił na jedną z jej tajemnic. – Znalazłam się tu, bo wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Gdy byłam mała, co roku przyjeżdżaliśmy na Cozumel. Moi rodzice też uwielbiają nurkować.
– Przeprowadziliście się tu razem?
– Nie. Przyjechałam sama – odparła sucho. – Nie zapłaciłeś dwustu dolarów, żeby rozmawiać o mnie.
– To może mi pomóc. Mówiłaś, że masz córkę.