Lato w Brazylii. CATHERINE GEORGE

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lato w Brazylii - CATHERINE GEORGE страница 4

Lato w Brazylii - CATHERINE  GEORGE

Скачать книгу

mogła zasnąć. Składała to na karb świecącego jasno księżyca, ale prawdziwym winowajcą był Roberto de Sousa. Bardziej cieszyłaby się tym niewątpliwym zauroczeniem, gdyby było obopólne. Zżerała ją ciekawość, co za wypadek pozostawił bliznę na jego twarzy i sprawił, że utyka. Pierwszym, co zauważyła, była gracja ruchów i ogłada gospodarza. No i oczywiste niezadowolenie, że ekspertyzę ma wydać kobieta. Modliła się, żeby dzieło okazało się w na tyle dobrym stanie, by zidentyfikowanie go przyszło bez trudu. W pewnym sensie żałowała, że James Massey nie mógł tu przyjechać. Jednak wtedy nie poznałaby Roberta de Sousy, najatrakcyjniejszego mężczyzny, jakiego spotkała w życiu. Nieważne, że ma bliznę i jest niezbyt sympatyczny.

      Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak zareagowałby Andrew Hastings, gdyby opowiedziała mu o swoim gospodarzu i jego wspaniałej posiadłości. Znała Andrew krótko, ale już zauważała w nim cechy, które nie wróżyły dobrze temu związkowi. Choć Katherine uwielbiała męskie towarzystwo, do tej pory nie związała się z nikim poważnie. Praca była zawsze ważniejsza. Jako nastolatka została sierotą, przez co miała silne poczucie niezależności. Nie narzekała na samotność, ponieważ dzieliła dom odziedziczony po ojcu z dwoma kolegami ze studiów. Każde z nich zajmowało osobne piętro, a Hugh i Alastair płacili jej godziwy czynsz. Tylko Andrew nie aprobował takiej sytuacji i zaczął ostatnio naciskać, by przeprowadziła się do niego. Odmowa wywołała dalsze spięcia, a jej nagły wyjazd do Portugalii w dniu, kiedy mieli pójść na festiwal operowy, przepełnił czarę goryczy. Jednak poczucie obowiązku było dla Katherine ważniejsze niż Wesele Figara. Poza tym nie miała ochoty kontynuować znajomości z mężczyzną tak różnym od niej światopoglądowo.

      Pomimo źle przespanej nocy Katherine obudziła się wcześnie. Po prysznicu ubrała się w to, co nazywała „mundurem”, czyli dżinsy i bawełnianą koszulkę, a włosy spięła gumką. Pukanie do drzwi obwieściło przybycie Lidii.

      – Dzień dobry – przywitała się z uśmiechem, stawiając tacę na stoliku.

      Katherine odwzajemniła uśmiech.

      – Dzień dobry. I dziękuję.

      – Wystarczy na śniadanie, czy przynieść jajecznicę na bekonie?

      Katherine zapewniła ją, że bułeczki i owoce to aż nadto i serdecznie podziękowała.

      – Czy możesz poprosić Jorge’a, żeby pomógł mi znieść statyw i walizkę?

      – Oczywiście.

      W domu Katherine nigdy nie miała czasu na takie śniadania. Usiadła przy otwartym oknie i zaczęła jeść bez pośpiechu, spoglądając na cudowny ogród. Cieszyła się, że może go podziwiać i że poznała Roberta de Sousę. Bardzo seksownego gaucha.

      Kiedy jednak przyszła na werandę, seksowny gaucho wyglądał na bardzo znużonego. W podkrążonych oczach czaił się ból.

      – Czy dobrze pani spała?

      – Bardzo dobrze, dziękuję.

      Roberto spojrzał z zainteresowaniem na statyw i metalową walizkę.

      – To pani warsztat pracy?

      Skinęła głową.

      – Fotografuję obrazy, żeby zarejestrować ich stan początkowy, a potem w kolejnych etapach pracy. W walizce mam rozmaite przybory i rozpuszczalniki do wstępnego czyszczenia. To dość brudna robota, więc potrzebuję odpowiedniego miejsca, dobrze oświetlonego, ale osłoniętego od słońca.

      – Zajmę się tym. Czy nadal ma pani ochotę na spacer?

      – Oczywiście. Z chęcią obejrzę ogród.

      – W takim razie ruszajmy. – Roberto sięgnął po laskę.

      – To nie będzie dla pana wysiłek? – spytała i natychmiast pożałowała swoich słów widząc, jak Roberto zaciska wargi.

      – Zapewniam, że całkiem dobrze kuleję.

      Katherine zarumieniła się.

      – Przepraszam…

      – Nie, to ja przepraszam. – Uśmiechnął się z przymusem. – Chodźmy, pokażę pani basen.

      Po drodze spotkali dwóch ogrodników, starszych, uśmiechniętych mężczyzn. Roberto zatrzymał się, by z nimi pogawędzić.

      – Widać, że pana lubią – skomentowała Katherine.

      – Znają mnie od dziecka. Quinta das Montanhas była rodzinnym domem mojej matki. A teraz należy do mnie.

      – Matka zapisała go panu?

      – Nie, podarowała. Żyje i ma się dobrze. Ale od czasu, kiedy ojciec porwał ją i wywiózł do Brazylii, bywa tu rzadko. Nie lubi długich podróży samolotem.

      – Rozumiem ją doskonale. Przelot tutaj był dla mnie wystarczająco uciążliwy. Ach! Kort tenisowy! – zawołała z zachwytem.

      – Gra pani w tenisa?

      – Tak, ale niezbyt dobrze.

      – Na pewno lepiej niż ja teraz – rzekł Roberto z goryczą.

      – Proszę mi wybaczyć osobiste pytanie… Czy coś można na to poradzić?

      – Oczywiście! Codziennie wykonuję męczące ćwiczenia, torturuje mnie fizykoterapeuta, pływam i spaceruję. Każdego dnia widać poprawę. Podobno kiedyś wszystko wróci do normy. Cokolwiek to oznacza. Mam nawet zamiar usunąć bliznę operacyjnie, żeby nie straszyć małych dzieci.

      Katherine była wściekła na siebie, że stworzyła niezręczną sytuację. Na szczęście dotarli do wielkiego basenu.

      – Jak ślicznie położony! Te drzewa, i góry! – zawołała.

      Roberto pokiwał głową, ale milczał. Odezwał się dopiero, gdy dotarli do małego bungalowu.

      – Zajrzyjmy do środka. Może to dla pani odpowiednie miejsce do pracy? Jest tu jasno i nikt nie przeszkadza, a do domu tylko parę kroków.

      Katherine weszła po kilku schodkach do zalanego dziennym światłem, ośmiokątnego pokoju. Podłoga była z terakoty, stały na niej wiklinowe krzesła i stół.

      – Idealne miejsce! – zawołała. – Potrzeba mi tylko obrazu, mojego sprzętu i dużego płótna. Mogę natychmiast zabierać się do pracy.

      – Ale najpierw kawa – zarządził Roberto. – Wypijemy ją na werandzie, gdzie już czeka obraz.

      Katherine poczuła napięcie, mając świadomość, że zbliża się chwila prawdy. Napięcie to wzrosło jeszcze bardziej, kiedy weszli na werandę i zobaczyła na stole zapakowany obraz.

      Roberto odwinął nieoprawione dzieło z papieru.

      – Dość brudny, prawda?

      – To zupełnie normalne

Скачать книгу