Lato w Brazylii. CATHERINE GEORGE
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Lato w Brazylii - CATHERINE GEORGE страница 7
– Dlatego kupił jej pan kawalera?
Skinął głową.
– Dobrze będzie wyglądał w jej towarzystwie, prawda?
– Tak, ale dopiero po renowacji. Nigdy nie próbował pan ustalić, kim jest ta ślicznotka?
– Nie. Kiedy ją kupiłem, byłem ogromnie zajęty.
– Ale nie żałuje pan czasu i pieniędzy, żeby ustalić, kim jest młodzieniec!
– Bo podejrzewam, że wiem, kto go namalował.
– Kto? – spytała Katherine.
Roberto przewrócił oczami.
– Czekam na pani opinię.
– No cóż, klient płaci, klient wymaga.
– Zgadza się, i w związku z tym wymagam, żeby pani odpoczęła przed kolacją. – Posłał jej władcze spojrzenie. – Jorge wyjeżdża ze mną jutro, ale Lidia dopilnuje, żeby się pani nie przemęczała.
– Praca tak bardzo mnie pochłania, że nie zauważam upływu czasu – usprawiedliwiła się Katherine. – Ale kiedy jutro zobaczy pan młodzieńca, będzie wyglądał znacznie lepiej. Wyjeżdża pan na cały dzień?
– Nie, wrócę przed kolacją.
– To wyjątkowo piękny pokój – zauważyła Katherine, kiedy wychodzili z salonu.
– Ale nieprzytulny, prawda? Wolę mój apartamencik z tyłu domu. Mogę tam robić bałagan, nie narażając się na gniew Lidii.
– Aż trudno to sobie wyobrazić – zaśmiała się Katherine.
Roberto również się roześmiał.
– Mam szczęście, że dbają o mnie tacy dobrzy ludzie – powiedział, otwierając jej drzwi. – A teraz opiekują się i panią, ale nie na moje polecenie. Jorge i Lidia uważają, że jest pani wyjątkowo uroczą kobietą.
Katherine zarumieniła się.
– To bardzo miłe.
Roberto spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Niesłychane, prawdziwa dama, a czerwieni się! – zawołał.
– Nie zdarza mi się to zbyt często – zapewniła go zakłopotana.
– Może ze zmęczenia? Dlatego trzeba odpocząć. Czy ma pani ochotę zjeść kolację znów na werandzie?
– Jak najbardziej – odpowiedziała, po czym szybko weszła po schodach. Na ich szczycie odwróciła się i poczuła, że znów ma rumieńce, widząc, że stojący na dole Roberto kłania jej się z gracją.
Po wejściu do pokoju Katherine z irytacją zrzuciła z siebie ubranie. Te rumieńce muszą się skończyć. Nieważne, że jej klient jest wyjątkowo pociągającym mężczyzną. Przyjechała tutaj służbowo. Nalała sobie wody do wanny i ułożyła się w niej z zafrasowaną miną. Od pierwszego spotkania z Robertem minęła zaledwie doba, a już najwyraźniej przełamali lody. Oczywiście to nie musi nic znaczyć. Być może od czasu wypadku nie miał wiele do czynienia z kobietami ze względu na krępującą bliznę, ale Katherine przestała już ją zauważać. Bez niej musiał być niesłychanie przystojny i pewnie nie mógł się opędzić od kobiet. Ale ona jest tutaj wyłącznie służbowo. A jutro, zanim Roberto wróci do domu, powinna już wiedzieć, czy intuicja nie zawiodła jej w kwestii twórcy dzieła.
Drzemka w ciągu dnia była dla Katherine nowością. Od czasu do czasu zdarzało jej się wyciągnąć na parę minut w niedzielę, jednak rutyna obowiązująca w Quinta das Montanhas okazała się niebezpiecznie zaraźliwa. Kiedy obudziła się przed kolacją, postanowiła nieco bardziej zadbać o wygląd. Miała ochotę założyć powabną, zieloną sukienkę, ale w końcu wybrała kremowe spodnie z lnu, szpilki i brązową, jedwabną tunikę. Włosy pozostawiła rozpuszczone, zrobiła trochę mocniejszy makijaż, a po chwili wahania zdjęła okulary. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, była już gotowa.
– Jestem Pascoa – przedstawiła się wstydliwa, śniada dziewczyna. – Senhor Roberto czeka.
– Dziękuję – odparła Katherine i zeszła za nią na dół, gdzie w westybulu czekał Jorge.
– Lidia przyrządziła pieczeń wieprzową – poinformował Katherine, gdy szli na werandę. Roberto stał oparty o filar, spoglądając na ogród. Słysząc jej kroki, odwrócił się gwałtownie i zaniemówił z wrażenia.
– Wygląda pani… wyjątkowo czarująco – powiedział w końcu. – Aż trudno uwierzyć, że cały dzień pani pracowała.
– Nieprawda. Drzemałam przez godzinę – zaprotestowała. – W domu nigdy tego nie robię.
Roberto podsunął jej krzesło.
– To samo wino co wczoraj? – zaproponował.
– Tak, dziękuję.
– Proszę mi powiedzieć, jak spędza pani wieczory w Anglii? – spytał, gdy nalał wino.
– Sama w domu. Przyrządzam sobie kolację, oglądam telewizję albo czytam. Nic specjalnego.
– A czy bywa pani w restauracjach? – spytał, siadając.
– Owszem. Często wychodzę z przyjaciółkami.
– Ale przyjaźni się pani też z mężczyznami, prawda?
– Nawet kilkoma – uśmiechnęła się. – Dwóch u mnie mieszka, co bardzo niepokoi tego, z którym obecnie się spotykam.
Roberto podał jej grzanki z pasztetem.
– Jest zazdrosny?
Zastanowiła się.
– Chce, żebym z nim zamieszkała.
– A pani ma na to ochotę? – spytał Roberto.
Pokręciła głową.
– W żadnym wypadku. Mój dom jest naprawdę mój. Odziedziczyłam go po ojcu. Lokatorzy płacą mi godziwie za wynajem, a od czasu do czasu wychodzimy do pubu lub na obiad.
– Pani ojciec nie żyje?
Katherine pokiwała smutno głową.
– Tak, mama zmarła, kiedy byłam bardzo mała. Ojciec sam mnie wychowywał i radził sobie z tym doskonale. Tuż po moich osiemnastych urodzinach dostał zawału serca i umarł.
– Straszne – westchnął Roberto. – Ma pani inną rodzinę?
– Młodsza siostra ojca zamieszkała ze mną po jego śmierci, ale wkrótce poznała architekta, Sama, z którym się pobrała. Chcieli, żebym się do