Kocham Adama. Charlene Sands
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kocham Adama - Charlene Sands страница 4
– Na pewno?
– Pomóż mi tylko dojść do samochodu.
Objął ją ramieniem i znów ogarnęło ją tamto ciepłe, ckliwe uczucie. Na wpół idąc, na wpół podskakując na zdrowej nodze, dotarła do drzwi kierowcy.
– Masz kluczyki? – zapytał.
Sięgnęła do kieszeni szortów.
– Cóż… w takim razie chyba się pożegnamy.
– Tak.
Żadne się nie poruszyło. Wokół słychać było odgłosy zbudzonej do życia plaży, śmiech dzieci, płacz niemowląt, huk fal i tęskne nawoływanie mew, a pomimo to wciąż mieli wrażenie, że są tam sami. Adam z pewnością nie powie już ani słowa, choć przez moment miała wrażenie, że chciał to zrobić.
Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
– Dziękuję. Byłeś kochany.
Cofnął się lekko.
– Bardzo proszę.
– Bardzo bym chciała ci się zrewanżować i ugotować któreś z ulubionych włoskich dań mojej babci, ale…
– Ale? – Uniósł pytająco brwi, wyraźnie zainteresowany.
– Kuchenka mi się zepsuła. – Nie całkiem kłamstwo. Dwa palniki nie działały, a piecyk rzeczywiście miewał swoje humory.
– Nie rób sobie kłopotu.
Powoli traciła nadzieję, ale nie przestała się uśmiechać.
– Szczerze mówiąc, uwielbiam włoskie jedzenie, więc może mogłabyś ugotować coś u mnie? Oczywiście, jak wydobrzejesz.
U niego? W tej fantastycznej kuchni? Cóż, cuda się zdarzają.
– Bardzo chętnie. W sobotę wieczorem? Około siódmej?
Będzie miała trzy dni na dojście do siebie.
– Doskonale.
Czy to randka? Nie, nie powinna tak myśleć. Przede wszystkim musi pamiętać o swojej misji.
Nawet jeżeli jej wargi wciąż pamiętały dotyk jego skóry.
Adam zdjął okulary i położył je na stole kreślarskim. Rozprostował plecy i westchnął. Zmęczone oczy domagały się odpoczynku. Przymknął je więc i przez chwilę pocierał palcami grzbiet nosa. Jak długo już tu siedział? Zerknął na zegarek. Siedem długich godzin. Projektował willę na południowym wybrzeżu Hiszpanii. Szło dobrze, ale stracił koncentrację i potrzebował przerwy.
A wszystko z powodu pięknej Mii. Od rozstania dużo o niej myślał, choć kobiety nieczęsto zajmowały jego wyobraźnię. Ta jednak dziwnie go zaintrygowała. Po kilku godzinach w jej towarzystwie dotkliwiej odczuwał swoją samotność.
Cenił sobie prywatność, ale jej nieposkromiona ciekawość i wścibskie pytania jakoś go nie zraziły. Przeciwnie, wspólnie spędzone chwile były najjaśniejszym punktem całego tygodnia i bardzo się cieszył perspektywą sobotniego spotkania.
– Mama. – Mary podała mu telefon.
Zaledwie kilka osób miało jego prywatny numer, a kiedy pracował, połączenia odbierała Mary.
Na telefony od mamy odpowiadał zawsze.
– Dzięki – rzucił, biorąc słuchawkę. – Mamo?
– Witaj, kochany. Co słychać u mojego pierworodnego?
Ten zwrot nieustannie mu przypominał, że kiedyś, zanim Lily odeszła, było ich troje.
– Dobrze. Skończyłem na dzisiaj.
– Jestem pełna podziwu dla twoich zdolności.
Nigdy nie powiedziała wprost, że jest z niego dumna. Ale nie mógł jej winić. Kiedyś zawiódł ją fatalnie i przysporzył rodzinie bezmiernego smutku.
– Rozmawiałeś już z bratem?
Był pewien, że o to zapyta.
– Jeszcze nie, ale zrobię to w tym tygodniu.
– Mam nadzieję, że się dogadacie i znów zaczniecie się zachowywać jak bracia.
Z pewnością tę samą prośbę kierowała do Brandona. Zależało jej, by rodzina znów mogła na siebie liczyć.
– Dzwoniłem do niego kilka razy i czekam, żeby oddzwonił.
– Jest w San Francisco, wraca dziś wieczorem.
Brandon mieszkał i pracował w Newport Beach. Był pilotem i właścicielem czarteru samolotów. Bracia byli różni jak noc i dzień, Brandon, wolny duch, niefrasobliwy i niewybredny, i Adam, powściągliwy i pełen rezerwy. Czy to dlatego Jacqueline, była dziewczyna Adama, związała się z Brandonem? Adam uważał, że brat zwyczajnie mu ją odbił.
– Na pewno z nim pogadam. I obaj będziemy na twoim przyjęciu urodzinowym.
– Tak bym chciała, żebyście znów byli sobie bliscy.
Adam jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić. I wolał niczego nie obiecywać, bo między nim a bratem stało zbyt wiele dawnego bólu i rozczarowań.
– Pożegnam cię teraz. Jutro idziemy z Ginny do Getty Museum. Nie byłam tam już dobrych kilka lat.
– Jak tam Ginny? Nie działa ci na nerwy?
W odpowiedzi roześmiała się ciepło.
– No, bywa różnie. Potrafi być nieznośna. Ale jest moją najlepszą przyjaciółką i najbliższą sąsiadką, no i tak dobrze się rozumiemy…
– To świetnie. W takim razie bawcie się dobrze.
– Dziękuję, kochanie.
– Zadzwonię.
Odłożył słuchawkę, wyobrażając sobie osiedle Sunny Beach, zamieszkałe przez aktywnych emerytów, oddalone od Moonlight Beach o zaledwie kilkanaście kilometrów. Na szczęście, po śmierci ojca matka zdecydowała pozostać w Oklahomie. Adam kupił jej dom, a doskonałe maniery i wdzięk przysporzyły jej wielu przyjaciół. On sam widywał się z nią raz lub dwa w miesiącu.
Na progu gabinetu stanęła Mary.
– Pora na kolację. Jesteś głodny?
– Chętnie coś zjem.
– Na werandzie czy w kuchni?