Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 3

Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner

Скачать книгу

Ja mu pomogę, Reb. Pogadajcie sobie. – Słodko-wredny uśmiech na twarzy Jess sprawił, że uśmiechnąłem się szeroko. Dziękowałem wtedy Bogu za siostrę. Rebeka miała jednak taką minę, jakby miała zaraz zemdleć albo się rozpłakać. Cholera, to nie zwiastowało niczego dobrego.

      – Sed, to nie jest odpowiedni moment na rozmowy – powiedziała cicho. Jej oddech przyśpieszył i widziałem, jak się denerwowała.

      – Nie wiesz, co chcę ci powiedzieć…

      – Nie interesuje mnie to, Sed. Wybacz, ale nie chcę rozmawiać, jeśli jest to zbędne. – Wyrwała dłoń z mojej dłoni i od razu ruszyła w kierunku domu.

      – Rebeko! – Pobiegłem za nią.

      – Sed, daj mi spokój. Czego jeszcze ode mnie chcesz?! – warknęła, a gdy się odwróciła, zobaczyłem łzy w jej oczach. Boże, nie! Nie mogłem tego znieść.

      – Chciałem jedynie zapytać, jak sobie radzisz – wypaliłem. Interesowało mnie wszystko, co było z nią związane. Tak naprawdę mogłaby mi opowiedzieć, co jadła wtedy na śniadanie, a ja ochoczo bym tego wysłuchał. Rebeka zrobiła jednak wielkie oczy, jakby nie dowierzała, że w ogóle ze mną rozmawia.

      – Cudownie sobie radzę, nie widzisz? Jestem zadowolona i radosna, śmieję się z twoją siostrą i wszystko jest takie super! – odpowiedziała nerwowo i wywróciła oczami.

      – Po co ta ironia? – zapytałem, błagając w myślach, by poświęciła mi chociaż pięć minut.

      – Po co ta rozmowa, Sed? Chcesz czegoś ode mnie? Masz mi coś ciekawego do powiedzenia? – Wbiła we mnie smutne spojrzenie.

      – Chciałem jedynie…

      – Nie obchodzi mnie to. Zostaw nas w spokoju, dobrze? – warknęła i nie dała mi powiedzieć nic więcej. Zanim wbiegła do domu, zobaczyłem, że zaczęła płakać. Znowu to spieprzyłem, ale łudziłem się, że znajdę ją później… Nie miałem zamiaru odpuścić.

      ***

      Potrząsnąłem głową, przerywając wspomnienia tamtego dnia. Tak bardzo żałowałem, że jej wtedy nie zatrzymałem i nie porozmawiałem z nią. „Daj nam spokój, dobrze?” NAM! Powiedziała: nam. Już wtedy wiedziała o ciąży i prawie się wygadała. Mój Boże! „Rebeko, obudź się. Mamy sobie tyle do wyjaśnienia” – błagałem w myślach.

      – Teraz kolej na Charliego – powiedziała pielęgniarka, odbierając Chloe z ramion Rebeki. Przystawiła chłopczyka do drugiej piersi, a on od razu zaczął ssać i tak słodko zamlaskał. Mój syn! Wiedział, co dobre.

      Za każdym razem miałem wrażenie, że Rebeka obudzi się właśnie podczas karmienia. Nie wiem czemu. Po prostu czułem, że za którymś razem otworzy oczy, czując przy sobie obecność dziecka. To byłby cud? Dla mnie tak. To był już piąty dzień, gdy spała. Po porodzie dostała wstrząsu, czyli tak zwanej zapaści. Reanimowali ją, na szczęście udało się przywrócić krążenie, Rebeka jednak zapadła w śpiączkę. Tak naprawdę nie było wiadomo, kiedy się wybudzi i czy w ogóle. Nie sądziłem, że będę to przeżywał po raz drugi. Tamte nieszczęsne urodziny w Aspen i porwanie, potem pobicie i pierwsza śpiączka. Boże! To wszystko nie powinno jej się przytrafić. Zamknąłem oczy i znowu przypominałem sobie to, co się wtedy wydarzyło.

      ***

      Rebeka odjechała właśnie z Erickiem do hotelu. Kurwa! Wiedziałem, że jestem na straconej pozycji. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak się zachowałem. Potraktowałem ją okropnie i niedziwne, że nie chciała mnie znać. Tylko dlaczego wybrała jego? Ja pierdolę! Wszystko spierdoliłem. Wszystko!

      Patrzyłem, jak wyjeżdżali za bramę domu w Aspen, i kompletnie nie miałem ochoty na moją urodzinową imprezę. W dodatku byli tam moja matka i ojciec. Po jaką cholerę Jess ich zaprosiła? Było mi tak zajebiście niezręcznie po tym, co matka powiedziała Rebece. Zawsze była bezpośrednia i mówiła, co myśli, ale mogła sobie darować te uwagi i gadanie o Karze. Przecież doskonale wiedziałem, że uważała, że to właśnie Kara jest idealną kobietą dla mnie. Och, kurwa, ależ ona się myliła. Moja idealna kobieta właśnie odjechała z moim najlepszym kumplem, by pieprzyć się w hotelu. W dodatku do tego wszystkiego doprowadziłem ja. Nikt inny! Kurwa, Mills, ty idioto!

      – Sed, chodź do nas! – zawołał mnie sprzed domu najebany Simon. Nie chciało mi się z nikim gadać.

      – Czego? – warknąłem wściekły.

      – Gdzie Reb i Walter? – zapytał, a ja podszedłem do niego na schody.

      – Pojechali do hotelu.

      – Bez ciebie?! – Tym pytaniem perkusista wkurwił mnie jeszcze bardziej.

      – A jak, kurwa, myślisz?! – Odepchnąłem go i wszedłem do domu. Pragnąłem iść na górę i upić się w samotności, ale z tymi debilami to przecież nie było możliwe. Dorwali mnie już w korytarzu i zaciągnęli do kuchni.

      – Teraz tort! Tort! – krzyknęła jak zawsze podekscytowana Jess. Boże, jak ona mnie czasami irytowała. Od dzieciństwa podejrzewałem, że ma ADHD, ale nikt mi, kurwa, nie wierzył.

      – Pieprzę tort! Idę na górę… – warknąłem.

      – Ale, Sedricku, my mamy dla ciebie prezenty! – Matka objęła mnie mocno. Nie potrafiłem odmówić tej kobiecie. Była, jaka była, ale to moja matka. Dla nas starała się być dobra i na pewno chciała jak najlepiej. Zorientowałem się też, że chyba pokłócili się z ojcem o tę sytuację z Rebeką, bo stał z boku. Minę miał niewyraźną i ewidentnie był wściekły na matkę.

      – Dobra, gdzie te prezenty? – Usiadłem na stołku przy kuchennej wyspie i jakimś cudem się opanowałem. W końcu ta cała zgraja przyjechała tu dla mnie, a ja wiedziałem, jak niełatwo ojcu oderwać się od obowiązków. Na pierwszy ogień poszedł prezent właśnie od niego. Trudno było mi się cieszyć z czegokolwiek, gdy nie miałem przy sobie Rebeki. Ja już za nią tęskniłem. „Naprawdę ją straciłem? Straciłem na zawsze?” – zastanawiałem się.

      – Podoba ci się, Sedricku? – Ojciec objął mnie ramieniem. Spojrzałem na złote pióro wieczne z grawerem na skuwce.

      – Tak, dziękuję, tato… – Nie potrafiłem nawet zmusić się do uśmiechu. Ojciec doskonale wiedział dlaczego. Może nie uważał, że Rebeka to idealna kobieta dla mnie, ale chociaż jej nie obraził. W przeciwieństwie do matki.

      – To teraz ode mnie! – Jess wcisnęła mi w dłonie czarne pudełko przewiązane srebrną, ozdobną tasiemką. Rozwiązałem kokardkę i zdjąłem wieczko, a moim oczom ukazała się platynowa bransoleta, także z grawerem. Co oni się tak uparli na to grawerowanie? Co ja, kurwa, nie pamiętałem, jak się nazywam? Albo kiedy się urodziłem?

      – Dzięki, Jess. – Ucałowałem siostrę w policzek i sięgnąłem po kolejny prezent. Nadszedł czas na niespodziankę od chłopaków i aż bałem się otworzyć. Nicki, Simon i Alex patrzyli na mnie i ledwo powstrzymywali śmiech. To spore pudło owinięte było niechlujnie papierem w mikołaje. Chyba nie mieli niczego innego pod ręką.

      – Jeśli to coś głupiego, to wam przypierdolę!

Скачать книгу