Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii - Evan Currie страница 4
– Jedno i drugie. To „siostra” po francusku. Sorilla to włoska wariacja na ten sam temat – odparła.
– A Aida? – spytał, skoro już o tym rozmawiali.
– Japońskie.
– Poważnie? Jak, do...?
– Ojciec taty był Amerykaninem japońskiego pochodzenia. W trzecim pokoleniu, ale nazwisko pozostało. Tatę wychowywała babcia, Włoszka. A mama była Meksykanką.
– Interesująca mieszanka – przyznał. – Tak czy inaczej, nie rekrutuję. Mój zespół jest kompletny.
– Szkoda – powiedziała smutno.
Lokalny portal tranzytowy połączony był z systemem stanowym, a ten z kolei z międzystanowym. Po zajęciu miejsca w pojeździe można więc było podróżować po całym kraju, jeśli miało się na to czas i ochotę. Sorilla i Ton nie mieli ani jednego, ani drugiego.
– Stony Point – powiedział Ton, kiedy oboje znaleźli się wewnątrz.
– Proszę pozostać na miejscach podczas podróży – odparł automatyczny pilot pojazdu. – Dla własnego bezpieczeństwa wszyscy pasażerowie...
– Słyszeliśmy to już. – Ton przewrócił oczami, wyłączając ostrzeżenie.
Komputer umilkł, a pojazd zaczął przyspieszać wzdłuż rzeki Hudson w kierunku małej miejscowości Stony Point. Sorilla wolała pojazdy, które sama mogła prowadzić, ale system transportu publicznego miał swoje zalety. Można było spokojnie pogadać i podróżowało się o wiele szybciej. Jedyny sposób, aby legalnie i szybciej dostać się na miejsce, stanowiło użycie prywatnego statku powietrznego, a ona na jakiś czas miała ich dosyć.
– Czego więc ode mnie oczekujesz? – spytała.
– Jesteś prawdopodobnie najlepszym ekspertem od obcych, zdajesz sobie z tego sprawę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Ja? Jestem zwykłą nauczycielką, Ton.
Ogromny Murzyn zaśmiał się.
– Gdyby za moich czasów nauczycielki były takie jak ty, byłbym teraz prawdopodobnie szanowanym lekarzem. Masz najrozleglejszą wiedzę z pierwszej ręki o obcych. Oczywiście kilku moli książkowych może znać więcej teoretycznych bzdur, ale jeśli chodzi o doświadczenie, znajdujesz się na szczycie listy.
Sorilla chrząknęła, ale nie była zaskoczona. Nie przypadkiem znalazła się na West Point, a nie na szybkiej ścieżce prowadzącej przez Studium Oficerskie. Działo się tak dlatego, że podczas gdy sama wraz z innymi młodymi podporucznikami uczestniczyła w zajęciach z dowodzenia, to jednocześnie prowadziła wykłady dla pełnych pułkowników, dotyczące taktyki i psychologii obcych. Oczywiście, jeśli chodzi o technikę obcych, jej wiedza sprowadzała się do odpowiedzi na pytanie „czy to cię zabije, czy nie?”, ale miała mnóstwo czasu na rozważania, czemu tamci zachowują się w określony sposób i czy można na tym polegać w przyszłości.
– No cóż, nigdy o tym w ten sposób nie myślałam.
– Prawdopodobnie byłaś zbyt zajęta tym wszystkim, co na ciebie spadło. Nie odpoczywałaś prawie wcale od czasu pierwszej operacji na Haydenie, z wyjątkiem obowiązkowej przerwy medycznej, która w zasadzie się nie liczy, bo też nieźle dostałaś w tyłek.
To była święta prawda.
– Twoje obserwacje są obowiązkową lekturą – kontynuował kapitan. – Przeczytałem zapisy bojowe i wywiadowcze, z którymi miałaś coś wspólnego od czasu pierwszego zrzutu na Haydena, ale to co innego niż własne doświadczenie.
To także było prawdą. Była ogromna różnica pomiędzy czytaniem zapisów a osobistym udziałem, bez względu na to, ile i jakie dane i pliki znalazły się w zapisie. Można w ten sposób zobaczyć jedynie podjęte decyzje, przebieg akcji i reakcji. Nie można było jednak samemu podejmować tych decyzji ani zrozumieć, jaka ścieżka doprowadziła do ich podjęcia.
To było doskonałe narzędzie, szczególnie meldunki po wykonaniu zadania, ale miało swoje ograniczenia.
– W porządku, pytaj, a ja zrobię, co w mojej mocy – powiedziała Sorilla.
– Nie wątpiłem w to ani przez sekundę, Siostro.
USS „Barry Sadler”
Nienazwany system, trzy skoki od Haydena
„Sadler” był niewielkim pomocniczym okrętem zwiadowczym, wykonującym długie loty między kolejnymi nienazwanymi układami. Właśnie znalazł się w jednym z nich.
Tak naprawdę posiadał on jakąś nazwę pochodzącą sprzed kilkuset lat, ale nikomu nie chciało się jej pamiętać. O ile pamięć nie zawodziła porucznika Adlera, który pełnił wachtę, nazwa ta pochodziła od nazwiska jakiegoś króla czy proroka z Bliskiego Wschodu. Większość gwiazd w tym rejonie miała islamskie i arabskie imiona, z wyjątkiem tych, które zostały nazwane na nowo.
Nazwa gwiazdy pojawiała się jedynie w raportach, które automatycznie wypełniał komputer, tak więc dla porucznika i reszty załogi była to tylko kolejna „rafa” w ciemnościach.
Adler skończył swoje cogodzinne sprawdzenia i dryfował nieprzypięty pasami do fotela. „Sadler” był na kursie balistycznym, okrążając gwiazdę po trzytygodniowej orbicie, która miała zaprowadzić go do przecięcia ośmiu znanych punktów skoku otaczających tę „rafę”.
Porucznik czytał starą książkę fantastycznonaukową. Lubił czytać o tym, jak ludzie wyobrażali sobie kiedyś przyszłość i w ilu miejscach się mylili. Tym razem udało mu się przeczytać jedynie kilka stron, zanim rozległ się sygnał alarmowy.
Przymocował książkę, co było instynktowną reakcją doświadczonego astronauty. Większość z nich miała do opowiedzenia przynajmniej jedną historię na temat tego, jak to nie zabezpieczyli czegoś, co w najlepszym wypadku uległo zniszczeniu podczas przyspieszania. Historia Adlera nie miała najlepszego zakończenia, a krzywy w wyniku złamania nos stanowił pamiątkę, przypominającą o tym porucznikowi za każdym razem.
Następnie przyszła pora na pasy fotela, ale przerzucił je tylko luźno przez ramiona, aby utrzymać się w jednym miejscu. Bardzo niewiele rzeczy mogło podkraść się do „Sadlera” na tyle blisko i niepostrzeżenie, by okręt zmuszony był do gwałtownego przyspieszenia.
Włączył interkom i otworzył listę procedur.
– Pobudka, dziewczęta i chłopcy. Mamy kontakt na dalekosiężnych skanerach od boi umieszczonej przy punkcie Epsilon tego systemu. Zabezpieczyć wszystko, łącznie z waszymi tyłkami. Możemy być zmuszeni odpalić grata.
Adler zamknął połączenie i zabrał się do pracy.
Sygnał satelitarny był jedynie powiadomieniem o anomalii grawitacyjnej w pobliżu punktu skoku, co mogło oznaczać bardzo wiele. Punkt Epsilon znajdował się trzy minuty świetlne od ich aktualnego położenia, prawie w bezpośrednim