Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza - Evan Currie страница 12

Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza - Evan Currie

Скачать книгу

wątpliwości, że ta decyzja jeszcze się na nich zemści, ale to był problem na inny dzień. Teraz bardziej interesowało go, czy wypuszczenie Drasinów na Przysiężnych nie zmieniło fundamentalnie ich natury.

      Chociaż wydawało się to… niemożliwe.

      Ale jeśli miał rację, możliwe, że obudzili śpiącą bestię, której Imperium się nie spodziewało.

      Aymes wpatrywał się w nagrania z tą właśnie myślą.

      „Mam nadzieję, że się mylę, ale obawiam się, że nie”.

      Wiedział, że brakowało mu krytycznych informacji. Działo się coś nieoczekiwanego, co zniszczyło obliczenia, które wywiad Imperium poczynił w kwestii Przysiężnych.

      Aymes nie mógł uwierzyć, że za wszystkim stała anomalia. Ktokolwiek czy cokolwiek sterowało tym okrętem – czy też okrętami – było czynnikiem, którego wpływu nie umiał oszacować. Rzucali wszystko na wiatr słoneczny, a Aymes nie potrafił stwierdzić, gdzie wyląduje.

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

      Bosman Dixon nie był zadowolony.

      – Jeśli dowiem się, kto stroi sobie żarty, przeciągnę go pod kilem w nieszczelnym skafandrze – mruknął, patrząc na bałagan, jaki ktoś zostawił w jednym z tuneli serwisowych.

      Dixon polował na błędy systemu, odkąd zjawił się na pokładzie „Odyseusza”. Należało to do jego obowiązków, ale tego tutaj nie zamierzał sprzątać.

      Podszedł do najbliższego panelu bezpieczeństwa i otworzył kanał.

      – Dyspozytornia.

      – Tu bosman – mruknął Dixon. – Chcę ekipę porządkową na pokład dwunasty. Niech wezmą łopatę.

      – Łopatę? – ktoś spytał z niedowierzaniem.

      Dixon wcale mu się nie dziwił, ale i tak go to wkurzyło.

      – Tak, cholerną łopatę. Wygląda na to, że ktoś buszował po magazynie i rozrzucił jedzenie i śmieci wzdłuż ośmiu metrów mojego cholernego pokładu! – warknął. Nie był w nastroju na pogawędkę z kimś, kto nie brał się od razu do roboty.

      – Przepraszam, bosmanie. Już kogoś wysyłam!

      – Dobrze. I powiedz ochronie, że do nich idę. Chcę zobaczyć nagrania z kamer, więc lepiej niech je znajdą.

      – Robi się, szefie.

      Dixon zamknął kanał i wrócił do pobojowiska.

      – Tylko nieco nieszczelny skafander. Nie chcę, żeby drań stracił przytomność, zanim doleci do rufowej bańki grawitacyjnej.

      ***

      Komandor Michaels pogwizdywał sobie w drodze do symulatorów, idąc po raz pierwszy od dawna tak żwawym krokiem. Już trzy razy spytano go, czy udał mu się podryw na przepustce, co tylko go rozśmieszyło.

      Noc z piękną damą była czymś przyjemnym, ale nie to go rozpromieniało. Miał znowu w rękach prawdziwy drążek sterowniczy. To zasługiwało na gwizdanie.

      Oczywiście lubił „Odyseusza”. Była to piękna łajba, dużo mniej toporna, niż myślał, gdy po raz pierwszy otrzymał ten przydział. Studnie grawitacyjne używane przez napęd Alcubierre’a sprawiały, że był niemal tak zwrotny i reagujący jak myśliwiec.

      Jednak „niemal” nie oznaczało „dokładnie jak”.

      W sterowaniu myśliwcem było coś, co czuł we krwi. Żadnych tłumików inercyjnych, tylko jednostka masy przeciwnej. Mniejsza masa myśliwców pozwalała im na manewry przy wysokiej prędkości, przy których nawet „Odyseusz” wydawał się powolny.

      Ale to samo uczucie miało na niego wpływ. Poczucie, że nie tyle pilotuje myśliwiec, co ma go przypiętego do pleców.

      Tego nie czuło się na „Odyseuszu”.

      Nie używano tu nawet żadnych pasów. Wszystko, co mogło w nich uderzyć na tyle mocno, by uszkodzić tłumiki inercyjne, rozsmarowałoby załogę na ścianach. Nie było sensu się zapinać – albo wszystko szło gładko, albo wszyscy ginęli.

      Spojrzał na symulatory rozstawione równo na otwartym pokładzie. Skinął głową i ruszył w stronę trzeciego z nich.

      – Poruczniku – przywitał mężczyznę.

      – Komandorze – odpowiedział z siedzenia Keith Lancaster.

      Steph pochylił się, żeby spojrzeć na odczyty instrumentów.

      – Poziom dziewiąty? Nieźle. Jak długo?

      – Niemal godzina – odparł Keith. – Próbuję opanować manewry bojowe.

      – To ciężka bestia mimo prędkości. Nadal sporo masy, jeśli próbuje się latać precyzyjnie.

      Wyprostował się i klepnął bok symulatora.

      – Oby tak dalej. Potem przejrzę dane. Proszę nie zapomnieć o certyfikacie dla interfejsu neuronowego. Inaczej nie usiądzie się w tym prawdziwym.

      – Tak jest, sir. Rano mam test kwalifikacyjny.

      – Proszę go nie zawalić.

      Keith skinął głową.

      – Tak jest.

      Step przyjrzał się innym będącym w użyciu symulatorom, dając rady i komentując wyniki. Ster „Odyseusza” był skomplikowanym systemem, więc każdy pilot na pokładzie musiał przechodzić testy kwalifikacyjne zarówno dla aktualnych systemów, jak i dla proponowanych zmian.

      To zdecydowanie dotyczyło też samego głównego sternika, więc gdy sprawdził już, jak sprawują się inni, Steph wszedł do pustego symulatora i załadował program, na którym ostatnio skończył.

      „Poziom trzydziesty trzeci”.

      Program zaczął się w ogniu bitwy. W ciągu kilku minut Steph spocił się, manewrując wirtualnym „Odyseuszem” poprzez zmiany kursu, które wymagały pełni umiejętności. W końcu rozsiadł się wygodnie w fotelu i podłączył igły interfejsu neuronowego.

      Ostre ukłucie sprawiło, że zesztywniał, ale w końcu, jak zawsze, przyzwyczaił się do uczucia i poczuł się jak w domu.

      Przejście w stan zen było umiejętnością, którą starali się opanować piloci Archaniołów. Stan umysłu, który często wyglądał na skanach EKG jak utrata przytomności. Symulacja stała się nieco gładsza i Steph przechodził poziom za poziomem, aż w końcu trafił aż na pięćdziesiąty. Uznał, że dość już rozgrzewki.

      Nie przyszedł

Скачать книгу