Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie - Evan Currie страница 5
Jeśli cała ta siła zostanie celowo użyta przeciwko SOLCOM-owi, ludzie bez wątpienia trafią na śmietnik historii.
– Można tak powiedzieć – odparł oschle generał. – Dlatego cię potrzebuję. Masz więcej doświadczenia polowego z Sojuszem niż ktokolwiek inny.
– W zabijaniu ich. Mam doświadczenie w ich zabijaniu – przypomniała mu. – To niekoniecznie takie doświadczenie, jakiego tu trzeba.
– Znam cię, Aida – odparł łagodnie. – Nie pielęgnujesz urazy. To zabijanie nigdy nie było dla ciebie czymś osobistym, lecz pracą. Teraz zadanie wymaga współpracy z nimi, a inaczej niż wielu moich podkomendnych wolę, aby tak zostało.
Westchnęła.
– Co to za operacja? Dane, które wysłałeś przez swojego „sekretarza”, niewiele mówiły.
– To dlatego, że są tajne. Przynajmniej dopóki rzecz się nie skończy – odparł, nie wspominając, że w razie gdyby coś poszło nie tak, pozwalałoby to zatuszować całą sprawę. Ona bardzo dobrze to rozumiała. – Kojarzysz Kolonie Diaspory?
– Ledwie. – Wzruszyła ramionami. – Głównie niezależne statki kolonizacyjne, opuściły Ziemię na własną rękę. Większość nie podała dokładnych informacji o tym, dokąd lecą, z tego, co pamiętam.
– To dlatego, że większość chciała znaleźć się od Ziemi jak najdalej. W ciągu ostatniego stulecia udało nam się zlokalizować kilka z nich, ale większość po prostu zniknęła. Pewnie wymarła. Z tych, o których wiemy, dwie są w strefie neutralnej między Haydenem a Sojuszem.
Sorilla parsknęła.
– W takim razie dziwne, że nie zniszczyli ich Ross.
– Z jakiegoś powodu się nimi nie interesowali.
To, co interesowało Ross, stanowiło tajemnicę, ale Sorilla zdawała sobie sprawę, że ci enigmatyczni szarzy kosmici byli w stanie zignorować kilkanaście zamieszkałych światów, by dotrzeć do celu, który ich ciekawi. Rozgryzanie sposobu myślenia Ross Ell było fuchą na pełny etat dla ksenopsychologów SOLCOM-u.
– Skoro mamy się tam wybrać razem z Sojuszem, zakładam, że jedna z tych kolonii sprawia kłopoty? – spytała Sorilla z irytacją.
Współdziałanie z Sojuszem to jedno, ale nie uśmiechało jej się wciąganie w to innych. Brzmiało jak polityczne bzdury.
– Coś w tym stylu – odparł generał. – Szczerze mówiąc, gdyby chodziło tylko o to, wątpię, aby Sojusz w ogóle się z nami kontaktował. Kolonie Diaspory, o których wiemy, ledwie są w stanie uprzykrzyć życie SOLCOM-owi, nie mówiąc już o Sojuszu. I gdyby o to chodziło obcym, niewiele moglibyśmy zrobić, by powstrzymać ich przed rozwaleniem kolonistów.
– Dobra, przyznam, że mnie to ciekawi. Co się dzieje?
Mattan zachichotał.
– Gdy ci powiem, roześmiejesz się, a potem będziesz miała poczucie winy.
– To nie brzmi za dobrze.
– Dwa z pierwszych statków Diaspory ufundowały grupy religijne – wyjaśnił generał. – Jedna z Ameryki, druga z Europy. Nie wiem jak, ale obie musiały trafić na te same dane i wybrać ten sam cel. Bóg ma spore poczucie humoru.
Sorilla ostrożnie skinęła głową. Nie brzmiało to szczególnie dziwnie, zważywszy na ograniczoną liczbę potencjalnych planet typu ziemskiego znanych wówczas naukowcom. Hayden nawet nie znajdował się wtedy na liście, a był najbardziej podobny do Ziemi z dotychczas odkrytych światów.
– Dziwne, że tego ze sobą nie skoordynowali, aby uniknąć takich sytuacji.
– To byłoby rozsądne, tak. – Mattan pokiwał głową. – Problem w tym, że amerykański statek ufundowali chrześcijańscy fundamentaliści i zwolennicy wyższości białej rasy, a europejski zdobył pieniądze od muzułmańskich ekstremistów.
Sorilla skrzywiła się.
To brzmiało coraz bardziej jak komedia pomyłek, która nie mogła skończyć się inaczej niż tragicznie.
– Kto, do cholery, uznał, że to dobry pomysł, żeby wypuścić takich ludzi w kosmos? – spytała retorycznie.
– Wtedy wydawało się to idealne – odparł Mattan z gorzkim uśmiechem. – Niektórzy spośród najgorszych ekstremistów z poszczególnych krajów nareszcie chcieli je opuścić. Nie zdziwię się, jeśli spora część funduszy pochodziła od tych, którzy po prostu pragnęli się ich pozbyć.
– Cholerne krótkowzroczne myślenie.
– Cóż, witaj wśród ludzkości. Gdzie byłaś przez ostatnie kilka tysięcy lat?
– Wybrali tę samą planetę do kolonizacji? – spytała tonem sugerującym, że wolałaby nie znać odpowiedzi.
– Chciałbym. Wtedy pewnie wybiliby się dawno temu – westchnął Mattan. – Nie, wybrali dwie planety w sąsiednich układach. W ogóle dlatego polecieli w tym samym kierunku, że była tam gromada planet zdatnych do potencjalnego zasiedlenia w odległości kilku lat świetlnych od siebie.
To miało sens. Przynajmniej pozwalało łatwo zmienić cel, gdyby pierwsza planeta okazała się niezdatna do życia.
– Nadal nie widzę problemu – przyznała. – Nie ma szans, aby jedni czy drudzy byli teraz zdolni do podróży międzygwiezdnych.
– To prawda – odparł generał. – A przynajmniej byłoby tak, gdyby Sojusz nie zaanektował tych światów.
Sorilla instynktownie roześmiała się, po czym skrzywiła się i przeklęła.
– Kurwa.
– Jest jeszcze gorzej.
– Co może być gorszego niż dwie ksenofobiczne kultury zaanektowane przez Sojusz, gdy próbujemy zawrzeć z nimi pokój? – spytała z niedowierzaniem.
Szczerze mówiąc, nie wiedziała, która strona gorzej zareaguje, jeśli to wyjdzie na jaw. Ludzie, bo Sojusz najechał kolejne zasiedlone przez Ziemian planety, niezależnie od tego, czy należały do SOLCOM-u, czy nie, czy Sojusz, gdy któraś z tych grup naprawdę pokaże im swój repertuar. Rozumiała, dlaczego SOLCOM i generał uważali tę sytuację za priorytet. To była tykająca bomba, która łatwo mogła wybuchnąć im w twarz.
– Planety zaanektowano na długo przedtem, zanim najechano Haydena – poprawił ją. – Nikt o tym nie wiedział, po żadnej ze stron. Od tamtej pory na zmianę zabijali najeźdźców, zabijali się nawzajem i zabijali