Rebel Fleet Tom 1 Rebelia. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet Tom 1 Rebelia - B.V. Larson страница 20

Rebel Fleet Tom 1 Rebelia - B.V. Larson

Скачать книгу

miały ciemniejszy odcień błękitu niż tuniki. Materiał nie wyglądał też na taki cienki. Na naramiennikach znajdowały się pojedyncze, metalowe, okrągłe guziczki.

      – To trochę przypomina mundur – powiedział Samson.

      – No proszę, zaczynasz się wszystkiego domyślać – zaszydził Dalton. – Czy doktorek dopiero co nie mówił, że jesteśmy żołnierzami w armii niewolników?

      – Wepchnę cię do pierwszej przepaści, jaką zobaczę, ty mała, obleśna, przypalona szujo – obiecał mu Samson.

      Dalton zamknął się i łypał na nas groźnie, obmacując gojące się nogi.

      Doktor Chang i ja przebraliśmy się w następnej kolejności. Ubrania były grubsze i wytrzymalsze. Do tego więcej zakrywały i były nieco rozciągliwe, jakby dostosowywały się do kształtu ciała.

      Nowy mundur przyjemnie na mnie leżał. Chłopaki znowu byli na siebie cięci, ale miałem nadzieję, że ubrania z prawdziwego zdarzenia poprawią im humor. Wspólnymi siłami uporaliśmy się z ostatnią próbą i wyglądało na to, że coraz lepiej nam idzie.

      – Hej – poskarżył się Dalton. – Spójrzcie na Blake’a. On ma na epoletach złote guziki, a my srebrne. Kto z ciebie zrobił dowódcę, Blake?

      Stanęliśmy naprzeciwko siebie, zaciskając pięści. I w tym momencie do naszej grupy podeszła wysoka postać. To był Shaw.

      – A ty skąd się wziąłeś? – zapytał doktor Chang.

      – Mam klucze – wyjaśnił Shaw – i stopień oficerski. Widzicie moje naramienniki?

      Spojrzeliśmy. Miał niebieski mundur, taki sam jak nasze, ale na epoletach miał złote trójkąty. Nie zauważyłem tego za pierwszym razem – ale wtedy leżałem oszołomiony na podłodze.

      – Nie wiem, co z tego masz – powiedziałem. – Po co współpracować z tymi kosmitami?

      Uśmiechnął się zaciśniętymi wargami. Był wysoki, dorównywał wzrostem Samsonowi. Coś mi podpowiadało, że w walce byłby równie skuteczny mimo starszego wieku. Na skroniach miał siwiznę, a na twarzy głębokie bruzdy zmarszczek, ale jego oczy lśniły bezlitosnym kolorem stali.

      – Wy nie tylko „współpracujecie” – oznajmił. – Wy dostąpiliście zaszczytu. Ziemia otrzymała zaproszenie do udziału w największym wydarzeniu od tysiąclecia.

      – Jakim wydarzeniu? – zapytał doktor Chang.

      Shaw nadal patrzył na mnie, zupełnie ignorując Changa.

      – Gratulacje. Należycie teraz do Floty Rebeliantów. Leo Blake, oto twoja drużyna. Jesteś w pełni odpowiedzialny za działania jej członków. Każdy ich błąd będzie traktowany jak twój własny. Zrozumiano?

      – Teoretycznie tak – powiedziałem. – Ale nie znam zasad, którymi mam się kierować, i żadne z nas nie wie, o jakiej Flocie Rebeliantów mowa. Na początek: przeciwko czemu się buntujecie?

      – Niedługo się przekonasz. Wszelkie wykroczenia zostaną surowo ukarane. Tak się załatwia sprawy we Flocie.

      – W porządku – odparłem. – Mogę zadać pytanie?

      – Mamy niewiele czasu, a poza tym to raczej bez sensu, ale zezwalam.

      – Ile czeka nas jeszcze prób bitewnych?

      Ponury uśmiech znowu zagościł na jego ustach.

      – To w pewnym sensie zależy od was. We Flocie awanse w dużej mierze opierają się na pokonywaniu innych jej członków. Zauważ, że nie powiedziałem „zabijaniu”. Chodzi o pojedynki.

      – Pojedynki? Uczciwe, zorganizowane walki?

      – Nie – odparł z namysłem Shaw. – Nie zawsze uczciwe i rzadko zorganizowane.

      – Świetnie – mruknął doktor Chang. – Więc chcecie, żebyśmy mieli oczy dookoła głowy.

      Policzek Shawa drgnął. Facet nawet się nie obejrzał, ale jego dłoń wystrzeliła nagle i chwyciła Changa za gardło. Zaczął miażdżyć mu krtań. Zobaczyłem wybałuszone oczy lekarza. Chang próbował wyjąć pałkę, ale ją upuścił.

      Samson warknął i chwycił Shawa za rękę, próbując rozewrzeć jego palce. Nic nie zdziałał. Shaw wciąż na mnie patrzył, jakby na coś czekał.

      Sprawy wymykały się spod kontroli. Dalton zaszedł Shawa od tyłu, unosząc pałkę. Gwen zrobiła to samo.

      – Stać! – krzyknąłem. Zwróciłem się do Shawa: – Przepraszam za zachowanie doktora Changa. Sam go ukarzę.

      Twarz Shawa rozluźniła się. Skinął głową i puścił Changa, który padł na podłogę, rzężąc.

      – Właśnie nauczyliście się, jak wygląda dyscyplina we Flocie – powiedział Shaw. – Każdą taką lekcję wyryjcie sobie głęboko w pamięci.

      A potem nas zostawił. Stanęliśmy wszyscy wokół Changa. Jeśli istniał w grupie ktoś, kogo wszyscy lubili, był nim właśnie lekarz. Nie wstawał. Patrzył na nas błagalnym, zdesperowanym wzrokiem.

      – Nie może oddychać – powiedziała Gwen. – Shaw zmiażdżył mu tchawicę.

      – Nigdy nie widziałem takiej siły – oznajmił Samson. – Palce Shawa były jak z żelaza.

      Doktor Chang wskazał na miękkie miejsce nad mostkiem. Zrozumiałem, czego od nas oczekuje.

      – Potrzebuję jednej z tych butelek. Szybko! – krzyknąłem.

      Gwen szybko wręczyła mi swoją. Wyrwałem z niej słomkę i uklęknąłem przy Changu, który zaczynał już tracić przytomność. Wywrócone oczy próbowały schować się do środka czaszki. Mężczyzna siniał, a ja wiedziałem, że nie zostało nam dużo czasu. Brakowało mu tlenu.

      – Potrzebujemy czegoś ostrego – powiedziałem.

      Usłyszałem dźwięk dartego materiału.

      – Nada się? – zapytał Samson, wręczając mi metalowy znaczek z naramiennika, zakończony od spodu szpikulcem.

      Wziąłem go i dźgnąłem Changa w gardło. Prawie nie zareagował na ból. Wcisnąłem słomkę w krwawiący otwór i usłyszałem syk powietrza.

      Po jakiejś minucie Chang odzyskał przytomność, choć jego gardło nadal wyglądało jak wywrócone na lewą stronę, a do tego było fioletowe od siniaków.

      – Komuś zostało trochę napoju? – zapytałem drużynę.

      Dalton wręczył mi swoją butelkę, mamrocząc coś z niezadowoleniem. Oblałem płynem gardło Changa. Wkrótce zaczął oddychać z mniejszym trudem, a po dziesięciu minutach sam wyjął sobie rurkę i podziękował.

      –

Скачать книгу