Quattuor Insanitas. Adrian K. Antosik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Quattuor Insanitas - Adrian K. Antosik страница 3

Quattuor Insanitas - Adrian K. Antosik

Скачать книгу

o jedną ze ścian i zatrzymać się pod kątem na drodze rozpędzonego pociągu. Właśnie zapalił papierosa, gdy usłyszał z oddali dobiegające odgłosy nadjeżdżającego ognistego rumaka. Uśmiechnął się. Zgrabnie zeskoczył z samochodu. W zimną dłoń trupa włożył niedopite piwo. Wyrwał ostrze noża wciąż tkwiącego w jego piersi. Przez chwilę się zastanawiał, spoglądając na nie, w końcu wytarł je o koszulę swojej ofiary. Zwolnił hamulec ręczny, włożył papierosa do ust Spidera. Następnie delikatnie pchnął samochód, który powoli zaczął zjeżdżać ku wlotowi do tunelu. Skorpion spojrzał w stronę nadjeżdżającego pociągu. Gdy auto wpadało bezwładnie na torowisko oddalony o jakieś pięćdziesiąt metrów pociąg zaczął głośno wyć syreną i hamować. W tym samym momencie kabina samochodu zajęła się ogniem, a tuż po tym pojazd zatrzymał się na ścianie tunelu. Po chwili głośna eksplozja zatarła wszelkie ślady, jakie mógł pozostawić Skorpion w aucie, gdy lokomotywa z impetem wjechała w Audi Spidera. Młodzieniec zarzucił sobie torbę na ramię i powolnym krokiem odszedł w stronę miasta. Jeszcze tej samej nocy wynajął na miesiąc mały pokoik w niedrogim hotelu płacąc gotówką z góry za całość. Czekając na sen w średnio wygodnym łóżku czuł jeszcze ten przyjemny dreszcz, gdy odbierał życie temu śmieciowi. Miał wtedy wrażenie jakby był panem wszystkiego, jakby jego życie znalazło cel. Wiedział, że będzie musiał zrobić to jeszcze raz… Potrzebował tego jak powietrza…

Wena Twórcza

      – Taaaaaaaaak!

      – I czego się drzesz, Długi Johnie? – spytał z dezaprobatą siedzący na łóżku ciemnowłosy młodzieniec.

      Stefan spojrzał na współlokatora z szerokim uśmiechem.

      – No co ty taki sztywny? Właśnie skończyłem pierwszy rozdział swojego cudownego dzieła. Wliczając poprawki i wszystkie korekty zajęło mi to prawie cały tydzień.

      – Ta, wiem, męczyłeś wszystkich tym od samego poniedziałku. Przyznaj się, masz w sobie małego socjopatę, co?

      – Bu ha ha, bardzo śmieszne.

      – No nic, ja będę się zbierał, pociąg nie poczeka, a cza się do domu wybrać kiedyś, no nie?

      Stefan uśmiechnął się łobuzersko:

      – No w sumie ja cię nie wywalam, ale przyjeżdża Ania i sam rozumiesz… Romantyczna kolacja. Sam na sam w… O!

      – Co znowu?

      – Ktoś chce ze mną grać w szachy! Jakiś Skorpion.

      Mówiąc to, wskazał na monitor, na którym pokazała się tablica z szachami. Po chwili pokazała się animacja przestawiania czarnego pionka do przodu o dwa pola.

      – Łe, to jakiś cienias małpuje twoje ruchy. Dobra, ja uciekam. Na razie.

      – Czym się.

      Drzwi za współlokatorem zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Zawsze to zastanawiało Stefana, czemu inni nie lubili, gdy opowiadał o swoich próbach w świecie literackim. Chociażby sam Testosteron. Znał go już dość długo, żeby wiedzieć, że w żadnym wypadku nie jest zazdrosny o jego malutkie sukcesy. Jednak mimo to dostawał szewskiej pasji, gdy Stefan zaczynał mówić o pisaniu kolejnego dzieła. Chłopak włączył drukarkę i wcisnął drukowanie. Już po chwili trzymał w ręku gotowy rozdział. Szybkim ruchem zszył strony, by następnie rzucić się z radosnym śmiechem na łóżko. Układając się wygodnie mruknął, zaczynając ponownie czytać pierwszy rozdział książki, która miał zmienić jego życie literackie. Gdy doszedł do połowy rozdziału, ktoś wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Nawet nie drgnął, udając pełne skupienie na kartkach, jednak pilnie nasłuchiwał. Nagle kobieca ręka objęła go delikatnie za kark, poczuł jej usta na swoich wargach. Gdy się od niego oderwała po długim pocałunku usłyszał jak szepcze:

      – Cześć, skarbie, co udajesz, że czytasz?

      – Jakie udajesz, kotku? Czytam swoje najnowsze dzieło!

      – Posuń się, marudo…

      Mówiąc to wsunęła się zwinnie w jego ramiona, zabierając mu świeżo wydrukowane kartki.

      – No pokaż, co tam napisałeś, mój mały psychopato…

      – Oj… Nie rozpieszczaj mnie… Takimi słówkami…

      – Wydasz to w częściach w gazecie?

      – Pewnie tak – powiedział całując ją w czoło – jeszcze tylko musisz zatwierdzić, czy ta przygoda ma sens. W skrócie mógłbym to nazwać narodzinami socjopaty…

      Leżąc obok niego, dziewczyna powoli zaczęła czytać nowe opowiadanie. Na ekranie laptopa wyświetlała się szachownica, na której Stefan wykonał ruch pionkiem z C2 na C3.

      A Krew Kapie Na Podłogę

      Skorpion przekręcił się w łóżku. Nie chciało mu się wstawać, nie miał też ochoty leżeć. Ostatecznie przez chwilę rozważał jakby to było, gdyby skończył z sobą. W końcu doszedł do wniosku, iż byłby to zbyt szarmancki gest w stronę ludzkości, który z pewnością ucieszyłaby się gdyby kolejny początkujący socjopata zniknął z tego okropnego świata. Skorpion uśmiechnął się sam do siebie. Dobrze wiedział kim jest, a raczej kim się stanie w niedalekiej przyszłości. Nie rozumiał, skąd to się brało, ale wiedział, że właśnie tak będzie. Czuł to w końcówkach palców za każdym razem, gdy przywoływał na myśl śmierć tej mendy społecznej. Może raczej powinien powiedzieć zabójstwo, a nie śmierć, do końca nie był tego pewien. Jedyne uczucia, a były to ogromna satysfakcja i podniecenie, minęły bezpowrotnie, teraz nie odczuwał już nic. Przekręcił głowę w bok, spoglądając na leżącą nieopodal przeczytaną gazetę. Jedynie w niej z całej sterty, którą dzisiaj kupił, znalazł małą wzmiankę o tragicznej śmierci mężczyzny podejrzanego o liczne rozboje. Jako prawdopodobną przyczynę zgonu – oprócz pociągu, który wjechał z ogromną prędkością w jego samochód – było, zdaniem policji, znalezienie się w nie odpowiednim momencie zalanego w trupa mężczyzny na torach. Nikt nie podejrzewał straszliwego sekretu, jaki skrywał się za wybuchowym odejściem Spidera. A teraz on, Janusz Ernestman, bo taki właśnie kupił sobie dowód, prawo jazdy, a wraz z nim nieskalaną przeszłość, mógł spokojnie leniuchować w hotelu za pieniądze ciężko zrabowane innym ludziom przez innego człowieka. Przez chwilę chciał się porównać do Janosika albo innego dobrego złoczyńcy, który odbierał bogatym… Niestety, właśnie sens tego zdania nijak nie pasował mu do jego poczynań. No chyba, że wziąłby pod uwagę to, iż to on jest właśnie tą biedną osobą.

      – Czas ruszyć dupę – powiedział sam do siebie w pustym pokoju.

      Dźwignął się z łóżka i podszedł do małego koślawego stolika, który po dokładniejszym przyjrzeniu się nie wydawał się już tak dobry, jak na początku. Odpalił komputer, włączył wyszukiwarkę. Szybko znalazł stronę z szachami. Jego przeciwnik wykonał ruch.

      – Czy on zdurniał – zastanowił się na głos. – Co mu da blokowanie się pionkiem?

      Przez długą chwilę zastanawiał się, co zrobić. Ruszył pionkiem z E7 na E6. Następnie zarzucił kurtkę na plecy i szybkim krokiem wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.

      Zły Belfer

Скачать книгу