Quattuor Insanitas. Adrian K. Antosik
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Quattuor Insanitas - Adrian K. Antosik страница 5
![Quattuor Insanitas - Adrian K. Antosik Quattuor Insanitas - Adrian K. Antosik](/cover_pre417140.jpg)
Dodał gazu przyśpieszając. Na miejsce dotarł po piętnastu minutach. Dzwoniąc kilkukrotnie, przekonał się, że w domu nie ma nikogo. Wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Znalazł się w niewielkiej kawalerce, przeszukanie jej nie zajęło mu dużo czasu. Gdy zapełnił pokaźną torbę znalezionymi fantami pozapinał ją starannie i ustawił przy drzwiach wyjściowych. Wziął dwie z pozostawionych butelek Starogardzkiej. Wchodząc do mieszkania wiedział już, że będzie musiał je spalić. Nie zabrał ze sobą lateksowych rękawiczek, a nie chciał po sobie pozostawiać jakichkolwiek śladów. Poszedł do kuchni, gdzie odkręcił wszystkie palniki kuchenki, pozwalając by gaz powoli się ulatniał. Następnie udał się do pokoju, gdzie rozbił o ścianę jedną z butelek. Wyciągnął papierosa. Zapalając go, obserwował płyn spływający po ścianie na łóżko. Buchnęły płomienie ogarniając wszystko, na co zdołała się rozlać ciecz. Wychodząc z mieszkania poczuł delikatny zapach, który sprawił, że nabrał ruchów.
– Czyżby jednak się zapaliło – zastanowił się na głos Skorpion.
Zamknął drzwi na klucz i wrócił do samochodu. Powracając do domu porzucił go w małym lasku po uprzednim przeszukaniu. Zanim jednak wrócił do hotelu podziurawił bak śrubokrętem. Gdy opuszczał to miejsce, serce lasku jarzyło się jasnym światłem płomieni.
W swoim pokoju opadł na łóżko. Był zmęczony całonocną ciężką pracą, mimo to cieszył się tym, co zrobił. Miał wrażenie jakby się wyzwolił. Tak jak on teraz mógłby się czuć tylko człowiek naprawdę wolny, niepodlegający żadnym prawom ludzkim ani boskim. Stał się panem samego siebie. W końcu podniósł się powoli, jego wzrok spoczął na wypchanej torbie. Z uśmiechem wydobył z niej pół litra czystej i odkręcił. Nalewając sporo do szklanki włączył komputer. Od razu otworzył stronię z grą. Wyświetlił mu się komunikat, że Stefan wykonał kolejny ruch bijąc mu gońca.
– No patrzcie, wolisz atakować niż uciekać – powiedział uśmiechając się do siebie. Przez dłuższą chwilę rozważał różne możliwości, w końcu uśmiechnął się przesuwając pionek z G7 na F6.
Słowa Zapisane
– No widzisz, kochanie, znalazłeś pozytywny sposób upuszczenia negatywnej energii. To ostatnie opowiadanie o krytyku było świetne.
– Dzięki – mówiąc to Stefan pocałował ją w czoło – a jak ci się to podobało, co teraz ci dałem?
– Świetne. Choć nie wiem, po co ukrywa ciało w opuszczonej fabryce aż w Policach. To trochę bez sensu.
– Nie rozumiem, dlaczego? Przecież akcja z silosem jest świetna. A nim się ktokolwiek połapie o co chodzi, główny bohater znika. Bez śladu.
Dziewczyna zaśmiała się radośnie.
– Mogłoby się coś podobnego przydarzyć tej zołzie z roku. Mówię ci, przyczepiła się do mnie i żyć mi nie daje.
– No chyba przesadzasz? Nie może być aż tak źle. Co prawda widziałem ją tylko raz, ale nie wydała się aż tak upierdli…
Nie dokończył, gdy spostrzegł lodowaty wzrok swojej ukochanej. Czego jak czego, ale przez te wszystkie lata nauczył się jednego. Jeśli chodził o to, kto jest be, a kto cacy, nie było sensu podważać jej zdania. Może to jedynie doprowadzić do scysji oraz obrażeń ciała. Dlatego tylko się uśmiechnął do drobniutkiej dziewczyny, nie ciągnąc dalej tego jakże niebezpiecznego tematu. Westchnął, gdy podniosła się od komputera i usiadła mu na kolanach przytulając się.
– Co ty robisz? – zdziwiła się gdy sięgnął do klawiatury.
– Wpadłem na pomysł ruchu – szepnął, przesuwając królową z D1 na A4 co spowodowało, że po jego ruchu wyskoczył duży napis szach.
Dziewczyna objęła Stefana za szyję namiętnie całując.
– Widzę, że ktoś tutaj ma dobre pomysły.
– Tylko przy tobie – odparł, odwzajemniając jej pocałunek.
Czas zwolnił a on dałby wiele, żeby te chwile nigdy się nie skończyły. Jednak wiedział, że niedługo przyjdzie Testosteron. A wraz z nim pewnie przywlecze się ktoś jeszcze. Westchnął.
– To masz jakiś pomysł?
– Hmm… Trochę to makabryczna wizja, tak na sucho planować jak zabić koleżankę… Aniu.
Dziewczyna podparła się pod boki i zrobiła obrażoną minę:
– A makabryczne nie było fantazjowanie o śmierci krytyka i profesora?
– Oj, ja tylko troszeczkę na nich wzorowałem moje postacie, żeby mieć pogląd bardziej taki no… dogłębny. Żebym mógł się wczuć. Poza tobą i mną nikt nie wie, że ofiary w tych opowiadaniach mają swoje rzeczywiste odpowiedniki… To znaczy…
– Nie tłumacz się już tak… Tylko zrób podobnie w tym przypadku. Weź tę swoją postać bez pamięci i niech ona się nią zajmie.
– Tylko, że jak do tej pory mój bohater zabijał z jasno określonych powodów. Napędzały go proste potrzeby. W pierwszym przypadku zagrożenie, w drugim potrzeba pieniędzy oraz malutki socjopata. A teraz? Co może go teraz napędzać do tego?
– Może chęć sprawdzenia się?
– Eee… Jakoś tego nie widzę. Jak by to miało wyglądać? Wstanie rano i powie sobie: cholera, muszę się wykazać, zatłukę jakąś cizię.
Ania zamyśliła się.
– Może niech przez przypadek się gdzieś na nią napatoczy. A późnej zacznie obsesyjnie wszędzie ją spotykać.
– Chcesz mu zrobić manię prześladowczą?
– Nie… Bardziej myślałam o czymś takim, że to znak… O właśnie… Niech stwierdzi, że nie może zabijać tak dużo ludzi, bo w końcu ktoś to z nim powiąże. Niech zacznie żyć w takim celibacie dla mordercy. A później ta mu się zacznie wszędzie pojawiać. Uzna to za znak i zatłucze ją. Albo w jakiś inny potworny lub bestialski sposób zabije.
To zastanowiło Stefana. Pomysł był dość ciekawy, jednak miał pewną wadę, którą młodzieniec wyjawił na głos:
– Tylko widzisz, skoro ma mieć obawy o samego siebie, to przydałoby się, żeby zginęło więcej osób, bo do tej pory zabił dwie.
– Jak to dwie? Przecież profesor też nie żyje.
– Nie no, ja patrzę jak to widzą czytelnicy. Jak do tej pory opublikowałem dwa opowiadania. Znaczy to tyle, że dla nich zginęły dopiero dwie osoby.
– Hmm… Dobra… Teraz będzie profesor, to razem już trzy… O to może zabić jeszcze jakiegoś niemiłego taksówkarza. Pamiętasz tego dupka, który nas wczoraj podwoził? Co palił papierosy w aucie, a później zażądał podwójnej opłaty?
– Dobra… To całkiem niezły pomysł… A finalnym