Era Wodnika. Aleksander Sowa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Era Wodnika - Aleksander Sowa страница 13
– Widzę.
– Najciekawsze jest to, co to za trucizny.
– Pisze, że organiczny związek chemiczny. Białko o prostej strukturze i jad kiełbasiany. Rozumiesz coś z tego?
– Nie jest ważne, co to jest, ale skąd się to bierze.
– Skąd?
– Z muchomorów sromotnikowych, a jad wytwarzają bakterie beztlenowe.
– Co w tym niezwykłego?
– Źródła są niemożliwe do ustalenia. Taką trutkę każdy może sobie zrobić w domu, pod warunkiem że wie jak.
– A jak to działa?
– Objawy zatrucia alfa-amanityną występują dopiero po kilkunastu godzinach. Potem ustępują, ale jest już za późno. Jad kiełbasiany uszkadza układ nerwowy, a alfa-amanityna wątrobę. Morderca chciał mieć absolutną pewność, że ich wykończy.
– I…?
– Zrobił zestaw. Musi się znać na tym, co robi. To nie dzieciak, który się zabawia w chemika, ale ktoś, kto z premedytacją dokonał zabójstwa.
– Aptekarz?
– Na przykład, ale niekoniecznie. Te trucizny są łatwo dostępne. Nie można ich kupić. Wystarczy odrobinę poczytać, by z powodzeniem je zastosować.
– Poczytać. – Bossakowski powtórzył zirytowany. – No to mamy kłopot.
– Jak cholera. Zabójca jest inteligentny. Najpierw menele mieli się dobrze bawić, a w tym czasie dochodziło do nieodwracalnych zmian w organizmie. Po kilku godzinach nastąpiły nagłe i gwałtowne reakcje. Podwyższenie ciśnienia, arytmia, skurcz mięśni oddechowych, paraliż i uduszenie.
– Czyli na pewno to nie było przypadkowe zatrucie?
– W żadnym razie. Morderca to przemyślał. Nie wszystkie butelki zawierały identyczną dawkę toksyny. Te na dnie bunkra miały tego gówna więcej. Butelki z szaletu miały tylko halucynogeny.
– Masz pomysł, dlaczego to zrobił?
– Nie, na razie nie. Ale dojdę do tego. Wiem, że ktoś starannie zaplanował zbrodnie, obserwował ofiary, więc musiał mieć powód, aby to zrobić.
– Ciekawe jaki – Boss się obruszył. – Przecież to menele!
– Tym trudniej nam będzie go złapać. Nie zostawił śladów. Na butelkach są tylko odciski żuli. Szykując niespodziankę, usunął wszystkie. Trutkę wprowadzał przez korek strzykawką z igłą, by wino wyglądało na nieruszone.
– Kurwa mać.
– Narzędzi nie było, bo je schował, i to on rozkuł ścianę. Tak uważam.
– Czemu?
– Sam dał nam znać przez Profesora.
– Czyli co? Zielarz-szaman żuli nam wykańcza?
– Wydaje mi się, że to nie o żuli chodzi.
– A o kogo?
– Nie wiem jeszcze – Emil zapewnił bez wątpliwości.
– Doskonale. Masz jeszcze coś?
– Tak.
– Mów.
– Uważam, że nie zrezygnuje.
Komendant odchylił się i oparł plecy o fotel.
– Myślisz, że ten skurwiel będzie mordował?
– Jestem pewien.
– Skąd ta pewność?
Emil podał przełożonemu płytę CD i wskazał stenogram z nagrania w teczce.
– Dostaliśmy to od niego.
– Skąd wiesz, że to on?
– Jak pan przeczyta, wszystko będzie jasne. Sprawdziliśmy kopertę dokładnie. Żadnej śliny, włosów, naskórka czy odcisków. To znaczy były, zebraliśmy je, ale żadne nie znajdowały się w naszych bazach danych. Na płycie też nic. Wszystko usunięte albo przygotowane tak, aby nie było śladów. Płytę nagrano w kafejce internetowej, informatycy już to sprawdzili. Byłem tam, gość z kafejki niczego nie pamięta.
– Wiedziałem, że ten bunkier to szambo. Zaraz dzwonię do Lipskiego – odparł komendant. – Będziesz miał wszystko, czego potrzebujesz. Mów, co chcesz mieć.
Emil usiadł przy biurku i zaczął wyliczać na palcach, czego potrzebuje.
– Mówił pan, żeby nie kręcić się tam? – zapytał, skończywszy.
– Wolałbym, aby dziennikarze nie zainteresowali się tą dziurą. To nie moja sprawa – prezydent o to prosił. Lipski też. Wiesz, że się znamy.
– Wiem.
– Nie chcemy sobie robić kłopotów. Rozumiesz?
– Tak, ale…
– Co jest? Mów.
– Chciałbym tam pójść.
Bossakowski pokręcił z niezadowoleniem głową.
– Wiem, wiem… Tylko nie wplącz mnie w jakieś gówno. Zrób tak, by nie zwracać uwagi.
Emil się uśmiechnął. To potrafił bardzo dobrze.
– W porządku.
– Masz jeszcze coś?
Emil wyjął kartkę i podał przełożonemu. Komendant przeleciał wzrokiem po piśmie i odłożył na blat.
– Co to ma być, do cholery?
– Wniosek o emeryturę.
– No, widzę przecież, że nie podanie o węgiel! Nie jestem idiotą! Pytam, dlaczego chcesz odejść. Jesteś młody facet jeszcze, służysz dwadzieścia lat. Możesz służyć przynajmniej kilka lat jeszcze.
– Chciałbym odejść.
Był zmęczony jak wróbel, który wciąż macha skrzydłami pod wiatr w burzę. Znużony pracą bez celu. Emil chciał zmienić coś w życiu.
– Czy to sprawa osobista?
– Tak – skłamał.
Prawda była taka, że miał dość już tej opolskiej kliki. Nigdy nie był jednym z nich. Komendant przypuszczał,