Na krawędzi. Kamila Malec
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na krawędzi - Kamila Malec страница 7
Patrzał w osłupieniu na mój wybuch. Kurczę, jak on może podnosić na mnie głos o coś, o czym ja nawet nie mam zielonego pojęcia jak to się stało. Nie poznaję dziś mojego męża, co się z nim dzieje?
Miarka się przebrała, gdy nagle zaczął zdejmować obudowę z telefonu z zamiarem rozłożenia go na części pierwsze.
– Nie wierzę, tobie już całkiem odbiło! – zerwałam się na równe nogi. Trochę zakręciło mną jak po dobrej zakrapianej imprezie, zanim odzyskałam całkowitą równowagę.
Mój mąż oszalał, to było bardziej niż pewne. Patrzył za mną jak idę w stronę auta, nie zwracając na niego w ogóle uwagi.
– Na nic twoje starania bracie – rzekł Karkonosz, który pojawił się z mojej prawej strony.
– Dlaczego nie możemy jej w jakiś sposób powstrzymać. Tak bardzo zależało jej na normalnym życiu – odpowiedziałem pełen złości. – Powiedz lepiej, który z Was maczał w tym palce.
– Twoja złość skierowana w naszą stronę jest bezpodstawna. Żaden z Nas nie ciągnie ich w góry. Dobrze wiesz Filipie, że to przeznaczenie, od którego nie można uciec. Tłumaczyliśmy jej to pięć lat temu, ale była nieugięta.
– Jadą po śmierć swojego wspólnego życia. To nie tak miało być!
– Im szybciej przyzwyczaisz się do myśli, że to jest nieuniknione, tym lepiej dla ciebie Filipie i dobrze o tym wiesz.
– Karkonoszu – szepnąłem – powiedz mi, co się z nią stanie, gdy to pęknie? – Spojrzałem ufnie w jego wielkie oczy wpatrujące się w Asię i Kubę, którzy siedzieli na parkingu przy samochodzie.
– Jej głowę zaleje ból wspomnień – tyle mogę ci powiedzieć. Ale wiedz, że w tej samej chwili straci to, co najbardziej kocha i tego nikt z Nas nie zmieni. To nie nasza działka i nie możemy się w to mieszać. Taka jest umowa. Zaklęcie działa do momentu powrotu do miejsca jego wytworzenia, a w momencie przerwania muru Ogary zabierają to, co należy się Welesowi.
– Podejrzewam, że nie pomożecie jej odzyskać męża?
– Filipie, ty jako nasz największy uczony nawet nie powinieneś zadawać takich pytań. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od lat. My władamy Ziemią i nie mieszamy się w traktaty innych królestw. Byłoby to dla nas samych samobójstwem i dobrze o tym wiesz. Powiem ci tylko jedną rzecz. W naszej księdze jest wzmianka, że aby dostać się do innych światów trzeba zawrzeć pakt z władcą rozdroży. A wiesz czego oni chcą – duszy. Więc nawet jeśli Joanna jakimś cudem znajdzie sposób aby uratować męża, sama zginie. To błędne koło. Dlatego daj sobie z tym spokój.
– Ja mogę dać, ale ona tego nie zrobi. Pamiętasz z jaką determinacją walczyła z Nami, żeby zapomnieć i żyć. Nikomu się to nie podobało, ale nie mogliśmy jej tego zabronić.
– Jeśli ona zdecyduje się go ratować, będzie musiała szukać pomocy gdzie indziej. Tu nasza rola się kończy. – odparł Król Gór i rozpłynął się w mlecznej mgle.
Pełen determinacji spojrzałem jeszcze raz w stronę auta, gdzie jej mąż przyglądał się z zapałem swojemu telefonowi, a Asia kręcąc głową wsiadała do samochodu.
– Będzie ciężko – pomyślałem. – Ale mam jeszcze trochę czasu, żeby znaleźć kogoś, kto jej później pomoże.
Cofnąłem się kilka kroków w spowity mgłą otwarty wymiar, dzięki któremu moglem się przemieszczać.
Czas wracać do podziemi, żeby znaleźć jej opiekuna.
– Rozdział 5 –
– Wniesiemy tylko bagaże i uciekamy w miasto – zwrócił się do mnie mój mąż, od którego złość aż kipiała na kilometr.
– Jak wam minęła podróż? – zapytał Rafał, właściciel małej willi, w której zatrzymaliśmy się podczas naszego poprzedniego pobytu.
– Panie Rafale, jak zawsze z przygodami – uśmiechnęłam się radośnie, z czego Kuba nie był zadowolony. Spojrzał na mnie bykiem, wziął ostatnią torbę z kosmetykami i ruszył w kierunku naszego pokoju.
– No tak. Pamiętam, że ostatnim razem gdy was gościłem zalało wam samochód, a ty młoda damo w ostatni wieczór wylądowałaś w szpitalu z rozwaloną głową – zaśmiał się nasz gospodarz. – Uważaj tym razem na siebie, nie chciałbym, żeby pobyt u mnie kojarzył się wam tylko z jakimiś przykrymi chwilami.
– Od chwili tamtego wypadku pamięć mi troszkę szwankuje to fakt, ale nie uważam, że mamy tylko złe wspomnienia – uśmiechnęłam się. – Przecież macie tu w Szklarskiej najlepszą kawiarnię z wszelkiego rodzaju bezami, jakie kiedykolwiek jadłam. A proszę mi uwierzyć, może tego po mnie nie widać, ale akurat do bez mam słabość. Gdziekolwiek byśmy nie byli próbuję wszystkich.
Śmiech i spojrzenie pana Rafała były najlepszym dowodem na to, że i on miał do nich słabość.
– I w związku z tym, moja żona zaraz zarządzi pewnie wycieczkę do owej kawiarni – odparł trochę już spokojniejszy Kuba. Właśnie zszedł do auta, przy którym w najlepsze sobie rozmawialiśmy. – Nie zmienia to faktu, że i tym razem nie obyło się bez przygód, tylko tym razem w trakcie jazdy. Całe szczęście, że to tylko dziurawa opona. Ale ta straszna burza po drodze połączona z ulewą! Sam o mało nie dostałem zawału, gdy gruchnęło praktycznie nad naszym samochodem. Ulicą płynęła rzeka i świata nie było widać. U nas na Pomorzu takie zjawiska aż w takim stopniu nie występują. No i to omdlenie Asi, kiedy dotknęła mojego telefonu. Eh, brak słów.
– Omdlenie? Kiedy dotknęła telefonu? – zapytał zdziwiony właściciel.
– A no omdlenie – kontynuował mój mąż, nie dając mi dojść do słowa. – Prosiłem, żeby sprawdziła na GPS-ie jak daleko mamy do jakiegoś zjazdu, żeby rozprostować kości, czy napić się jakiejś kawy. A ona wzięła mój telefon i po prostu odleciała. O mało co ja sam też nie zszedłem. Na autostradzie zatrzymanie się graniczy z cudem, całe szczęście, że akurat był parking. A ona jeszcze na mnie krzyczy, że mam napisać do Lewandowskiego, bo reklamuje nie telefony a buble, które wytwarzają jakąś niezidentyfikowaną energię oddziałującą na użytkowników!
– Uważaj na siebie drogie dziecko – ostrzegł mnie Rafał, przyglądając mi się zmrużonymi, zamyślonymi oczyma. – Góry to nie zabawa, a widocznie ktoś bardzo nie chce, żebyście tu byli. I nie zapomnijcie za każdym razem przed wyjściem na szlak prosić Karkonosza o opiekę. Tylko z nim wrócicie szczęśliwie. Wielu uważa to za jakiś śmieszny zabobon, ale prawdziwi ludzie gór potwierdzą moje słowa. Duch gór opiekuje się szlakami i ludźmi, którzy po nich wędrują i tylko z nim nie stanie wam się żadna krzywda.
– Będziemy