Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska страница 4
– To jakiś żart? Chcecie mi dać babę do ochrony? Przecież ona wygląda jak cień człowieka. – Przemysław Rej wymownie zlustrował kobietę stojącą przed nim. Chude sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu przypominało raczej głodzącą się modelkę niż zdrową policjantkę, gdyby nie ta twarz. Z szarą cerą i fioletowymi workami pod oczami wyglądała jak pacjentka oddziału onkologii. Brązowe włosy miała mokre, a mężczyzna w pierwszej chwili pomyślał, że są koszmarnie tłuste. Jedyną rzeczą wyróżniającą się w niej były duże niebieskie oczy otoczone całkiem gęstymi czarnymi rzęsami. Cała reszta wyglądała nijako. Przemek do tej pory prowadzał się z samymi pięknościami. Policja zrobiła sobie zwyczajne jaja, stawiając przed nim tę imitację kobiety.
– O tak, obrażaj mnie, dupku! Chcesz się zmierzyć? Zrobię z twojej gęby takie tortellini, że jedyny angaż, jaki dostaniesz, będzie w Koszmarze z ulicy Wiązów! – Komentarz aktora mówiącego o niej jak o wraku człowieka wkurwił ją niemiłosiernie.
– Wera, uspokój się – pouczył ją szef. Tylko osoby, które dobrze go znały, mogły zauważyć, że mężczyzna z całych sił powstrzymuje się, by nie wybuchnąć śmiechem.
– A kogo będę tam grał? Twojego męża? – odszczeknął aktor.
– Będę zbyt piękna dla rozkwaszonego pomidora. – Weronika w słownej pyskówce nigdy nie pozostawała dłużna. W policji niejednokrotnie musiała sobie radzić z gorszymi chamami, więc nic jej nie raziło.
– Raczej w to wątpię. Tim Burton już nakręcił Gnijącą pannę młodą, ale może rozważy opcję stworzenia drugiej części. – Aktor nie lubił, gdy go obrażano, więc nie zważając na to, że osoba stojąca przed nim jest kobietą, mówił, co mu ślina na język przyniosła. Przy tym uśmiechał się do niej głupkowato, ponieważ pomimo braku atrakcyjności fizycznej była nawet zabawna.
– Pożałujesz, gnoju… – Wera szybko pokonała kilka kroków do stolika i z hukiem stawiając przed rozmówcą puszkę z napojem, napawała się, jak ten przykłada dłonie do uszu i odchyla się na krześle. Boli cię głowa? Dobrze ci tak, padalcu – pomyślała, wykrzywiając usta w grymasie uśmiechu. Przed popełnieniem kolejnego głupstwa powstrzymał ją szef.
– Weronika, proszę cię, wyjdź. Wróć do mojego gabinetu. Tam się spotkamy. – Dziewczyna była jednak głucha na jego słowa, więc nadkomisarz musiał użyć swojego statusu, by wydać dziewczynie rozkaz. – Komisarz Kardasz, proszę w tej chwili opuścić pomieszczenie i wrócić do mojego gabinetu. – Dziewczyna wyprostowała się jak struna i obracając się na pięcie, skinęła głową swojemu przełożonemu. W pośpiechu opuściła pokój.
– Panie komendancie, z całym szacunkiem, ale to jakiś żart. Dajcie mi konkretną ochronę – odezwał się Przemysław Rej tuż po opuszczeniu pomieszczenia przez porywczą kobietę.
– Panie Przemysławie, od ochrony są specjalne firmy. Zgodziłem się na to tylko dlatego, że był pan na miejscu zdarzenia i jest pan osobą znaną. Niemniej jednak nie uważam, żeby groziło panu jakieś większe niebezpieczeństwo. Chyba że nie mówi nam pan całej prawdy. – Komendant wypowiadał słowa spokojnym głosem. Był zmęczony. Już dawno powinien przejść na emeryturę, ale pewne sprawy wciąż były otwarte, a on nie chciał zostawiać burdelu.
Aktor zaplatał palce, trzymając dłonie na stoliku.
– Powiedziałem wam prawdę – odparł, przeciągając zgłoski. – Nie wiem, kto go zabił. Byłem tak napruty, że nawet nie jestem w stanie stwierdzić kto to. Faktycznie ktoś z nim rozmawiał, ale czy to były dwie, czy cztery osoby, nie wiem. Odszedłem i upadłem. Kiedy mnie znaleźliście, leżałem nieprzytomny na ławce.
– Tak, kilka metrów od miejsca zdarzenia. – Komendant pokiwał głową. – Więc czego się pan boi?
– Tego, że chociaż ja nie widziałem ich, to może oni widzieli mnie, panie nadkomisarzu. – Ciemne oczy ze szczerością wpatrywały się w mężczyznę.
– Dobrze, więc proszę mnie zrozumieć, panie Rej. Mamy braki kadrowe, nie jestem w stanie dać panu dobrych ludzi, ponieważ wszyscy pracują w terenie. Pani Weronika jest jednym z najlepszych pracowników w Wydziale Kryminalnym, proszę dać jej szansę. Wróciła po rocznej przerwie i weźmie się za siebie.
– Ale co ja powiem ludziom? Jakby chodził ze mną gość…
– Toby wzięli pana za pedała. Przecież nie będzie, do cholery, paradował z panem w mundurze. – Bąk wywrócił oczami.
– I co będę mówił, że kim ona jest? Moją siostrą? Przecież moje życie jest znane wzdłuż i wszerz. – Nerwowo zacisnął na jasnej grzywce trzęsące się ręce.
– Dziewczyną. Powie pan, że jest pana dziewczyną – nadkomisarzowi wpadł do głowy szalony pomysł.
– No bez jaj. Ona? Nie zgadzam się. – Chłopak zauważył, że na skraju stolika stoi puszka z colą, więc sięgnął po nią. – Już wolę powiedzieć, że jest kuzynką.
– To nie dostanie pan ochrony. Kuzynki nie będzie pan ciągał po tych swoich celebrity party, czy jak wy to tam nazywacie. Więc albo zgadza się pan na moje warunki, albo nie ma ochrony. Albo niech się pan zwróci do BOR-u, oni na pewno odmówią.
Weronika spacerowała po biurze komendanta. Co za kawał kutasa z tego Reja. Przemądrzały bufon. Wielki aktor, kurwa jego mać – dziewczyna prowadziła wewnętrzny monolog. Gwiazda z niego jak z koziej dupy trąba. Podeszła do okna i otworzyła je. Wychylając się, odpaliła papierosa. Wtedy drzwi za nią się otworzyły i stanął w nich spocony i czerwony na twarzy przełożony. Podszedł do okna, a z kieszonki na piersi wyciągnął swoją paczkę i stanął obok dziewczyny.
– Ta praca mnie wykończy – mruknął, a obłoczek dymu opuścił jego usta.
– Co ty, kurwa, nie powiesz? – odpowiedziała ironicznie. – Niech zgadnę, wydasz mi teraz polecenie służbowe? – zapytała, odchodząc od okna, i zgasiła niedopałek w popielniczce na biurku. – Zgodzę się pod jednym warunkiem, Rysiek. – Kiedy nikt ich nie słyszał, dziewczyna zwracała się do przełożonego po imieniu.
– Jakim?
– Gdy skończę to zadanie, pozwolisz mi dołączyć do sprawy tych Ukraińców.
Nie musiała więcej tłumaczyć.
– Zemsta to niedobra rzecz, sprawia, że przestajesz logicznie myśleć – odpowiedział z ciężkim wydechem.
– Obiecaj mi to albo niech kto inny zajmie się gogusiem.
– Dobra. Obiecuję. – Komendant się poddał. – Wiesz, dlaczego przydzieliłem ci to zadanie, Wera?
Pokręciła głową, patrząc w jego oczy.
– Bo tylko tobie ufam, dziecino.
– Dziękuję. – Ciepło rozlało