Milczenie owiec. Thomas Harris
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Milczenie owiec - Thomas Harris страница 5
Starannie odmierzając odległość, podeszła trochę bliżej krat. Jej ręce pokryły się gęsią skórką, poczuła, że cisną ją rękawy.
– Doktorze, mamy poważny problem dotyczący profilowania psychologicznego. Chciałam zwrócić się do pana o pomoc.
– My, to znaczy sekcja behawioralna z Quantico. Rozumiem, że należy pani do drużyny Jacka Crawforda.
– Tak, należę.
– Czy mógłbym zobaczyć pani pełnomocnictwa?
Nie spodziewała się tego.
– Pokazałam je w… biurze.
– Ma pani na myśli, że pokazała je Frederickowi Chiltonowi, dumnemu posiadaczowi tytułu doktorskiego?
– Tak.
– Czy pokazał pani swoje?
– Nie.
– Nie ma tam zbyt dużo do czytania, zaręczam pani. Spotkała się pani z Alanem? Jest czarujący, prawda? Z którym z nich przyjemniej się pani rozmawiało?
– Ogólnie rzecz biorąc, raczej z Alanem.
– Może pani być reporterką, którą Chilton wpuścił tutaj za odpowiedniej wysokości łapówkę. Uważam, że mam prawo przyjrzeć się pani pełnomocnictwom.
– W porządku. – Podniosła plastikową kartę identyfikacyjną.
– Nie mogę nic odczytać z tej odległości. Proszę ją tu przysłać.
– Nie mogę.
– Bo jest zrobiona z twardego materiału?
– Tak.
– Niech pani poprosi Barneya.
Zbliżył się pielęgniarz. Namyślał się przez chwilę.
– Dobrze, doktorze Lecter, zgadzam się. Ale jeśli nie odda pan legitymacji, kiedy o to poproszę, jeśli będziemy musieli zawracać tu wszystkim głowę i związać pana, żeby ją odzyskać, wprowadzi mnie pan w zły humor. Kiedy wpadnę w zły humor, będzie pan musiał tkwić związany jak bela, aż z powrotem poczuję do pana sympatię. Odżywianie przez tubę, pieluszki zmieniane dwa razy dziennie. Przez cały tydzień przetrzymam także pańską pocztę. Jasne?
– Oczywiście, Barney.
Karta pojechała na tacy. Doktor Lecter zbliżył ją do światła.
– Kursant? Tu jest napisane „kursant”. Jack Crawford przysyła do mnie na rozmowę kursantkę? – Ścisnął kartę swymi drobnymi białymi zębami i powąchał, jak pachnie.
– Doktorze Lecter – upomniał go Barney.
– Oczywiście. – Położył kartę z powrotem na tacy i Barney wyciągnął ją na zewnątrz.
– Wciąż jestem studentką Akademii, zgadza się – wyjaśniła Starling – jednakże tematem naszej rozmowy nie jest FBI, ale psychologia. Może pan sam zdecydować, czy mam wystarczające kwalifikacje w tej dziedzinie.
– Hm… – mruknął doktor Lecter. – Właściwie chytrze to sobie pani wymyśliła. Nie sądzisz, Barney, że inspektor Starling przydałoby się krzesło?
– Doktor Chilton nic nie mówił na temat krzesła.
– A co mówią ci twoje dobre maniery, Barney?
– Życzy sobie pani, żebym przyniósł krzesło? – spytał Barney. – Moglibyśmy je tu postawić, ale on nigdy… to znaczy nikt nie zostaje tutaj tak długo, aby go potrzebował.
– Tak, proszę – powiedziała Starling.
Barney wyjął składane krzesło z zamykanej na klucz szafki w korytarzu, rozłożył je i zostawił ich samych.
– Teraz – odezwał się Lecter, siadając bokiem przy stole i patrząc jej prosto w twarz – chciałbym się dowiedzieć, co takiego powiedział pani Miggs?
– Kto?
– Miggs, człowiek o wielu jaźniach, lokator celi w połowie korytarza. Coś do pani syknął. Co to było?
– Powiedział: „Czuję twoją cipkę”.
– Rozumiem. Ja nie czuję. Używa pani kremu Evyan i czasami skrapia się pani wodą L’Air du Temps, ale nie dzisiaj. Dzisiaj specjalnie się pani nie uperfumowała. Co pani czuje w związku z tym, co powiedział Miggs?
– Odczuwa wrogość z przyczyn, które nie są mi znane. To niedobrze. Uważa innych ludzi za wrogów i oni także żywią wobec niego nieprzyjazne uczucia. Prawdziwe błędne koło.
– Czy żywi pani wobec niego nieprzyjazne uczucia?
– Przykro mi, że odczuwa niepokój. Poza tym jest dokuczliwy. Skąd pan wie, jakich perfum używam?
– Z pani torebki zaleciał zapach, kiedy wyjmowała pani legitymację. Torebka jest urocza.
– Dziękuję.
– Wzięła dziś pani swoją najlepszą torebkę, prawda?
– Tak. – Miał rację. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupiła sobie elegancką, klasyczną torebkę. Była to najlepsza rzecz, jaką miała.
– Jest o wiele lepszej jakości niż pani buty.
– Może zarobię kiedyś na lepsze.
– Nie wątpię.
– Sam malował pan rysunki na ścianach swojej celi, doktorze?
– Sądzi pani, że wezwałem w tym celu dekoratora wnętrz?
– Ten nad zlewem przedstawia jakieś europejskie miasto?
– To Florencja. Palazzo Vecchio i katedra widziana z Belvedere.
– Rysuje pan z pamięci wszystkie te detale?
– Pamięć, pani inspektor, jest tym, co zastępuje mi widok.
– Następny rysunek to ukrzyżowanie? Środkowy krzyż jest pusty.
– To Golgota, widok po zdjęciu z krzyża. Kredka woskowa i flamaster na papierze pakowym. Widzimy tu, co spotkało w rzeczywistości złodzieja, któremu obiecano Królestwo Niebieskie, już po usunięciu stamtąd paschalnego baranka.
– A co go spotkało?
– Połamano