Milczenie owiec. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Milczenie owiec - Thomas Harris страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Milczenie owiec - Thomas Harris

Скачать книгу

był idealnie zdublowany. To najrzadsza forma tej anomalii.

      Kiedy odezwał się ponownie, głos miał przyjemny i miękki.

      – Chciałaby mnie pani jakoś zaklasyfikować, pani inspektor. Ma pani taką ambicję, nieprawdaż? Wie pani, kogo mi przypomina swoją elegancką torebką i tanimi pantoflami? Prostą babę ze wsi. Wyszorowane mydłem, pozbawione smaku wiejskie popychadło. Pani oczy są jak tanie szkiełka: świecą się, kiedy wycygani pani ode mnie jakąś marną odpowiedź. W tych oczach kryje się spryt, prawda? Za wszelką cenę nie chce pani być taka sama jak jej matka. Dobre odżywianie wydłużyło trochę pani kości, ale tylko jedno pokolenie dzieli panią od tych, co ryli węgiel w kopalniach. Z jakich Starlingów się pani wywodzi: tych z Wirginii Zachodniej czy z Oklahomy? Trudno się było zdecydować pomiędzy college’em a ułatwieniami, które oferowano w Kobiecej Służbie Pomocniczej, nieprawdaż? Pozwolisz, że powiem o tobie coś szczególnego, studentko Starling. W swoim małym pokoiku masz różaniec z małych złocistych paciorków i kiedy patrzysz na niego i widzisz, jaki jest wyślizgany, jaki wyrobiony, robi ci się niedobrze. I te wszystkie beznadziejnie nudne formuły, dziękuję, przepraszam, proszę, całe to żałosne obmacywanie, paciorek po paciorku, flaki się od tego przewracają. Nuda. Straszna nuda. Trzeźwe spojrzenie zabija wiele złudzeń, nieprawdaż? Zmienia się gust, już nie wystarczają te słodkości. A kiedy wspomnisz, o czym sobie tutaj gawędziliśmy, przyjdzie ci na myśl, że trzeba się tego wszystkiego pozbyć, jak niepotrzebnego zwierzaka. Jeśli paciorki do reszty się wyślizgają, co innego ci w życiu zostanie? Martwisz się o to w łóżku, gdy nie możesz zasnąć? – najuprzejmiejszym z tonów spytał doktor Lecter.

      Starling podniosła głowę i spojrzała mu prosto w twarz.

      – Dużo pan widzi, doktorze. Nie będę zaprzeczała niczemu, co pan powiedział. Ale jest pytanie, na które odpowie mi pan, chce pan czy nie, właśnie w tej chwili: czy ma pan w sobie dość siły, żeby skierować ten przenikliwy intelekt na samego siebie? Trudno coś takiego znieść. Sama tego przed chwilą doświadczyłam. Co pan na to? Niech pan spojrzy w głąb i napisze o sobie całą prawdę. Gdzie pan znajdzie bardziej godny siebie, bardziej interesujący przedmiot badań? A może pan się boi samego siebie?

      – Jest pani twarda, prawda, inspektor Starling?

      – W rozsądnych granicach, tak.

      – I nie znosi pani myśli, że może okazać się osobą pospolitą. Czy nie to panią tak boli? No dobrze, daleka jest pani od pospolitości. Została z niej pani tylko sama obawa, że ktoś może tak pomyśleć. Jak grube są paciorki pani różańca, siedem milimetrów?

      – Siedem.

      – Pozwoli pani, że coś jej zaproponuję. Niech pani weźmie trochę szklanych koralików zwanych tygrysimi oczkami i naniza je pomiędzy złote paciorki. Można to zrobić na przykład tak: dwa paciorki, trzy oczka, albo jeden paciorek, jedno oczko, jak pani chce. Będzie pani bardziej do twarzy. Tygrysie oczka podkreślą kolor oczu i lśnienie pani włosów. Czy ktoś wysłał pani kiedyś kartkę na Dzień Świętego Walentego?

      – Tak.

      – Zaczął się Wielki Post. Do Dnia Świętego Walentego pozostał tylko tydzień. Hm… Czy spodziewa się pani od kogoś kartki?

      – Nigdy nic nie wiadomo.

      – Tak, nigdy nie wiadomo… Wspomniałem o tym dniu, bo przypomina mi coś zabawnego. Teraz, kiedy przyszło mi to na myśl, dochodzę do wniosku, że w Dniu Świętego Walentego mogę uczynić cię bardzo szczęśliwą, Clarice Starling.

      – W jaki sposób, doktorze?

      – Wysyłając ci prześliczną walentynkę. Będę musiał o tym pomyśleć. A teraz proszę mi wybaczyć. Do widzenia, inspektor Starling.

      – A kwestionariusz?

      – Kiedyś chciał mnie umieścić w jakiejś swojej rubryce rachmistrz ze spisu powszechnego. Zjadłem jego wątrobę z bobem, popijając dużym kieliszkiem amarone. Wracaj do szkoły, mała Starling.

      Hannibal Lecter, grzeczny do samego końca, nie odwrócił się do niej plecami. Cofnął się w głąb klatki, a potem ułożył na swojej pryczy i pozostał tam bez ruchu, niczym kamienny krzyżowiec na płycie grobowca.

      Starling poczuła się nagle całkiem pusta w środku, jak po oddaniu krwi. Dłużej, niż to było konieczne, układała papiery w teczce. Nie ufała własnym nogom. Niepowodzenie wypruło z niej wszystkie siły. Nie znosiła przegrywać. Złożyła krzesło i oparła je o drzwiczki szafki. Musiała znowu przejść obok celi Miggsa. Barney w końcu korytarza udawał, że czyta. Mogła go zawołać, żeby po nią przyszedł. Niech diabli wezmą Miggsa. Nie był gorszy od robotników budowlanych albo tragarzy, na których można się natknąć każdego dnia w mieście. Ruszyła z powrotem korytarzem.

      Tuż obok siebie usłyszała syk Miggsa:

      – Przegryzłem sobie żyły w przegubach i mogę umrzeeeeeć! Chcesz zobaczyć, jak krwawię?

      Mogła zawołać Barneya, ale zaskoczona spojrzała w głąb celi. Zobaczyła, jak Miggs pstryka palcami, i zanim zdążyła się odwrócić, na policzku i ramieniu poczuła coś ciepłego.

      Uciekła stamtąd. To była sperma, nie krew. Z tyłu wołał ją Lecter, słyszała go dobrze. Metaliczny zgrzyt w jego głosie był teraz o wiele wyraźniejszy.

      – Pani inspektor!

      Wstał z pryczy i wołał ją. Szła dalej w kierunku Barneya.

      W torebce znalazła papierowe serwetki.

      – Inspektor Starling! – dobiegło z tyłu.

      Odzyskała teraz w pełni panowanie nad sobą. Zbliżała się do żelaznych drzwi bloku.

      – Inspektor Starling! – W głosie Lectera pojawił się nowy ton.

      Zatrzymała się. Czego ja, na miłość boską, od niego chcę? Miggs syknął coś, ale nie słuchała.

      Znowu stała przed celą Lectera. Miała przed sobą rzadki widok – doktor był wyraźnie poruszony. Wiedziała, że potrafi to na niej wyczuć węchem. Potrafił wyczuć wszystko.

      – Wolałbym, żeby się to pani nie przydarzyło. Do wszelkich przejawów braku szacunku odnoszę się z niewymownym wstrętem.

      Tak jakby popełniając morderstwa, wyzbył się całkowicie pospolitego grubiaństwa. Albo raczej, pomyślała Clarice, podniecało go, że widział ją naznaczoną w ten szczególny sposób. Trudno powiedzieć. Iskierki w jego oczach odpływały w ciemność jak robaczki świętojańskie w głąb jaskini.

      Cokolwiek to jest, obróć to na moją korzyść, Jezu! Podniosła teczkę.

      – Proszę, niech pan to dla mnie zrobi.

      Chyba było już za późno; z powrotem odzyskał spokój.

      – Nie. Ale ponieważ wróciłaś, sprawię, że będziesz szczęśliwa. Dam ci coś innego. Dam ci coś, co kochasz najbardziej, Clarice Starling.

      – Co

Скачать книгу