Subtelna prawda. Джон Ле Карре
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Subtelna prawda - Джон Ле Карре страница 4
– Hm, może faktycznie jedna by się znalazła – przyznaje po stosownym zastanowieniu.
– Wyznaj ją, Paul. Wal śmiało.
– Chodzi tylko o to, że kiedy się jest Angolem… i do tego pracownikiem służby cywilnej, który kręcił się tu i ówdzie po budynkach rządowych… to pojawianie się w skórze innego Angola na ważnym dla interesów kraju terytorium zależnym… hm, jest trochę… – szuka słowa – …trochę, cholera, dziwaczne, szczerze mówiąc.
Małe okrągłe oczka Elliota znów patrzą na niego bez mrugnięcia.
– Znaczy się, nie mógłbym po prostu zaryzykować i lecieć jako ja? Obaj wiemy, że będę musiał się trzymać w cieniu. Ale gdyby wbrew naszym najlepszym intencjom zdarzyło się, że jednak wpadnę na kogoś, kogo znam, albo, co gorsza, na kogoś, kto zna mnie, wtedy przynajmniej mógłbym być tym, kim jestem. Znaczy się sobą. Zamiast…
– Zamiast kim dokładnie, Paul?
– Hm, zamiast udawać jakiegoś statystyka, Paula Andersona. Znaczy się, kto w ogóle uwierzy w taką naciąganą historyjkę, jeśli będzie dobrze wiedział, kim jestem? Naprawdę, Elliot… – czuje uderzenie krwi do twarzy i nie może go powstrzymać – rząd Jej Królewskiej Mości ma, cholera, gigantyczną wojskową kwaterę główną w Gibraltarze. Nie wspominając o sporym kontyngencie dyplomatów i olbrzymiej stacji nasłuchowej. I obozie ćwiczebnym sił specjalnych. Wystarczy, żeby jeden nieoczekiwany gość wynurzył się spod ziemi i uściskał mnie jak dawno niewidzianego kumpla i jestem… no, spalony. A tak w ogóle co ja wiem o statystyce? Gówno wiem. Nie żebym kwestionował twoją znajomość materii, Elliot. I oczywiście zrobię wszystko, co będzie trzeba. Tylko pytam.
– Czy to pełne spektrum twoich obaw, Paul? – pyta z troską Elliot.
– Oczywiście. Ja tylko zwracam uwagę. – I żałuje, że zwrócił, ale jak, do diabła, można gwizdać na logikę?
Elliot oblizuje wargi, marszczy czoło i staranną angielszczyzną mówi:
– Nie ulega kwestii, Paul, że każdy w Gibraltarze będzie miał głęboko w dupie, kim jesteś, bylebyś tylko machał brytyjskim paszportem i się nie wychylał. Jednakże jestem zobowiązany wziąć pod uwagę, że to twoje klejnoty znajdą się bezpośrednio na linii strzału, gdyby doszło do najgorszego scenariusza. Weźmy pod uwagę hipotetyczny przypadek; nieprzewidziane przez ekspertów planistów, do których mam zaszczyt się zaliczać, załamanie się operacji. Mogłoby paść pytanie: czy doszło do infiltracji? Zaczęto by się zastanawiać: a kim jest ten uczony złamas Anderson, co to zaszywał się w hotelowym pokoju, noce i dnie czytając książki? Gdzie można znaleźć tego Andersona w kolonii nie większej niż pieprzone pole golfowe? Gdyby taka sytuacja nastała, to podejrzewam, że byłbyś znacznie więcej niż rad, nie będąc tym, kim naprawdę jesteś. Teraz zadowolony, Paul?
Zadowolony że hej, Elliot. Bardziej nie można. W kompletnie obcym środowisku, sprawa jak z sennego koszmaru, ale oddany ci do ostatniej kropli krwi. Lecz z drugiej strony widząc, że Elliot trochę się nadął, i powodowany obawą, że szczegółowe wprowadzenie, które ma zaraz nastąpić, rozpocznie się w kwaśnej atmosferze, próbuje stworzyć jakąś więź:
– A gdzie taki wysoce wykwalifikowany gość jak ty plasuje się w tym układzie, jeśli mogę zapytać, Elliot, czy też to z mojej strony zbytnie wścibstwo?
W głosie Elliota pojawia się świętoszkowaty ton kaznodziei przemawiającego z ambony:
– Szczerze dziękuję ci za to pytanie, Paul. Moim żywiołem jest wojna, była nim całe życie. Walczyłem w wojnach wielkich i małych, przeważnie na kontynencie afrykańskim. Podczas tych dokonań miałem szczęście napotkać człowieka, którego źródła informacji są legendarne, by nie powiedzieć cudowne. Informatorzy z całego świata otwierają się przed nim ufnie jak przed nikim innym, wiedząc, że spożytkuje ich wiedzę, wznosząc wysoko sztandar demokratycznych zasad i wolności. Operacja „Fauna i Flora”, której szczegóły teraz ci odsłonię, to jego autorskie dzieło.
To dumne oświadczenie Elliota nie może nie sprowokować oczywistego, choć lizusowskiego pytania:
– A mogę spytać, Elliot, czy ten wielki człowiek jakoś się nazywa?
– Paul, jesteś od teraz i na wieczność członkiem rodziny. Stąd też powiem ci bez żadnych obaw, że założycielem i siłą napędową Rozwiązań Etycznych jest dżentelmen, który nazywa się, niech to pozostanie w najgłębszej tajemnicy, Jay Crispin.
Powrót taksówką do Harrow.
„Od tej pory zachowuj wszystkie paragony”, mówi Elliot. Zapłaciłeś taksówkarzowi, zachowaj paragon.
Szukam w Internecie informacji o Jayu Crispinie.
Jay ma dziewiętnaście lat i mieszka w Paignton, w Devon. Jest kelnerką.
J. Crispin, stolarz, specjalność fornirowanie, przyszedł na świat w Shoreditch, w roku 1900.
Jay Crispin, model, aktor, muzyk i tancerz.
Ale o Jayu Crispinie, sile napędowej Rozwiązań Etycznych i mózgu operacji „Fauna i Flora” ani słówka.
Mężczyzna, który musi używać imienia Paul, kolejny raz przyklejony do gigantycznego okna widokowego w hotelowym więzieniu, ze znużeniem rzucił bezsensowną wiązankę przekleństw w stylu współcześniejszym niż jego własny. „Kurwa” – potem „kurwa do potęgi”. Dalej znudzona seria następnych „kurew”, wycelowana w komórkę na łóżku i zakończona apelem „Dzwoń, smutny palancie, dzwoń”, żeby tylko się przekonać, że gdzieś w głowie albo poza nią ta sama komórka odzyskała głos i jodłuje, doprowadzając go do szaleństwa „didlu-daj, didlu-daj, didlu-daj, di-dlu-daj”.
Tkwił nadal przy oknie, zastygły w niedowierzaniu. To sąsiad, tłusty brodaty Grek, śpiewa pod prysznicem. To niewyżyci kochankowie na górze; on stęka, ona wyje. Mam halucynacje.
Pragnął tylko jednego – iść spać i obudzić się po wszystkim. Ale już leżał na łóżku, przyciskając do ucha szyfrujący telefon, choć nie wypowiadał słowa, trzymając się jakichś pokrętnych zasad bezpieczeństwa.
– Paul? Jesteś tam, Paul? To ja. Kirsty, pamiętasz?
Kirsty, opiekunka na pół etatu, której nigdy nie widział na oczy. Znał tylko głos, zuchwały, władczy. Reszta w sferze wyobrażeń. Czasem mu się wydawało, że wychwytuje wygładzony australijski akcent – do pary z południowoafrykańskim akcentem Elliota. Czasem z kolei się zastanawiał, jakie jest ciało, z którego dobywa się ten głos, a kiedy indziej, czy głos w ogóle ma powiązanie z jakimś ciałem.
Już słyszał wyostrzony ton, zapowiedź groźby:
– Z tobą wszystko okej, Paul?
– Jasne, Kirsty. Z tobą też, jak podejrzewam?
– Gotowy na nocne podglądanie ptaszków, sów w szczególności?
Częścią