Hannibal. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hannibal - Thomas Harris страница 16

Hannibal - Thomas Harris Hannibal Lecter

Скачать книгу

masz zbyt ciemną skórę, żeby cię pokochali?

      Franklin podciągnął bluzkę i spojrzał na swój mały brązowy brzuszek. Kręcił głową. Płakał.

      – Wiesz, co się stanie z kiciusiem? Jak się nazywa kiciuś?

      – Kiciuś, to jego imię.

      – Wiesz, co się stanie z Kiciusiem? Policjanci zabiorą go do schroniska i weterynarz zrobi mu zastrzyk. Robiono ci kiedyś zastrzyk? Pielęgniarka robiła ci kiedyś zastrzyk? Błyszczącą igłą? Zrobią Kiciusiowi zastrzyk. Bardzo się przestraszy na widok igły. Wbiją mu ją, Kiciuś będzie cierpiał i umrze.

      Franklin chwycił rąbek bluzki i przytknął go do twarzy. Zaczął ssać kciuk. Nie robił tego od roku, odkąd mama mu zabroniła.

      – Podejdź tu – zażądał głos z ciemności. – Podejdź tu, to powiem ci, jak możesz uratować Kiciusia. Chcesz, żeby zrobili Kiciusiowi zastrzyk, Franklin? Nie? Więc podejdź tutaj.

      Franklin z kapiącymi z oczu łzami i z kciukiem w buzi powoli wszedł w ciemność. Gdy znalazł się w odległości dwóch metrów od łóżka, Mason dmuchnął w harmonijkę i zapaliło się światło.

      Wrodzona odwaga lub chęć uratowania Kiciusia, a może nieszczęsna świadomość, że nie ma już dokąd uciec, sprawiła, że Franklin ani drgnął. Nie rzucił się do ucieczki. Stał w miejscu, patrząc w twarz Masona.

      Mason zmarszczyłby brwi, gdyby je miał. Nie na taką reakcję czekał.

      – Możesz uratować Kiciusia, jeśli sam podasz mu trutkę na szczury – powiedział. Nie wymówił wybuchowego „p”, ale Franklin i tak zrozumiał.

      Wyjął kciuk z buzi.

      – Jesteś wstrętna stara kupa – powiedział Franklin. – I jesteś brzydki. – Odwrócił się i przez pomieszczenie ze zwiniętymi wężami wymaszerował do pokoju z zabawkami.

      Mason obserwował go na monitorze.

      Pielęgniarz udawał, że czyta „Vogue’a”, ale też uważnie przyglądał się chłopczykowi.

      Franklin nie zwracał już uwagi na zabawki. Usiadł pod wielką żyrafą twarzą do ściany. To wszystko, co mógł zrobić, żeby nie ssać kciuka.

      Cordell przyglądał mu się uważnie. Gdy zobaczył, że plecy dziecka drżą, podszedł do niego i delikatnie wytarł mu łzy sterylnymi wacikami. Wrzucił mokre waciki do kieliszka martini, który chłodził się w lodówce obok soku pomarańczowego i coli. Dla Masona.

      Rozdział 10

      Niełatwo było znaleźć informacje medyczne o doktorze Hannibalu Lecterze. Kiedy pomyśli się, jak bardzo gardził służbą zdrowia i większością jej pracowników, nie dziwi fakt, że nigdy nie miał osobistego lekarza.

      Stanowy Szpital dla Psychicznie Chorych Przestępców, gdzie więziono doktora Lectera aż do czasu niefortunnego przeniesienia go do Memphis, został zlikwidowany. Opuszczony budynek czekał na rozbiórkę.

      Policja stanu Tennessee, która opiekowała się doktorem Lecterem przed jego ucieczką, zaprzeczała, jakoby w jej posiadaniu znajdowały się jakiekolwiek dokumenty medyczne związane z nim. Nieżyjący funkcjonariusze, którzy sprowadzili go z Baltimore do Memphis, poświadczyli podpisami odbiór więźnia, ale nie dokumentów.

      Starling spędziła cały dzień przy telefonie i komputerze. Przeszukała kartoteki w Quantico i budynku J. Edgara Hoovera. Przez cały ranek miotała się po zakurzonym, cuchnącym i zagraconym magazynie dowodów rzeczowych policji w Baltimore. Spędziła szalone popołudnie, przeglądając nieskatalogowany Zbiór Hannibala Lectera w Bibliotece Prawniczej Fitzhugh, gdzie czas stoi w miejscu, a bibliotekarki wiecznie szukają kluczy.

      Zdobyła tylko jedną kartkę papieru: dowód pobieżnego badania lekarskiego, któremu poddano doktora Lectera zaraz po aresztowaniu przez policję stanu Maryland. Nie dołączono historii medycznej pacjenta.

      Inelle Corey przetrwała agonię Stanowego Szpitala dla Psychicznie Chorych Przestępców w Baltimore i podjęła atrakcyjniejszą pracę w Centrum Zdrowia w Marylandzie. Nie chciała rozmawiać ze Starling w swoim biurze. Spotkały się w kawiarni na parterze.

      Starling lubiła przychodzić na spotkania przed czasem i obserwować miejsce z pewnej odległości. Inelle Corey zjawiła się punktualnie co do minuty. Mogła mieć około trzydziestu pięciu lat. Była ciężka i blada, bez makijażu i biżuterii. Włosy sięgały jej niemal do pasa – nie zmieniła fryzury od czasów liceum. Na nogach nosiła białe sandały i elastyczne obciskające rajstopy.

      Starling wzięła kilka torebek cukru ze stoiska z przyprawami i obserwowała Corey, która usadowiła się w uzgodnionym miejscu.

      Można upierać się przy opinii, że wszyscy protestanci wyglądają jednakowo, ale nie jest ona prawdziwa. Mieszkańcy Karaibów potrafią określić, z jakiej wyspy pochodzi dana osoba. Wychowanej przez luteran Starling wystarczył jeden rzut oka, żeby ustalić: Kościół Chrystusowy, być może sekta nazareńczyków.

      Zdjęła biżuterię, prostą bransoletkę i złoty kolczyk ze zdrowego ucha, i włożyła ją do torby. Zegarek był plastikowy – w porządku. Nie mogła już nic zmienić w swoim wyglądzie.

      – Inelle Corey? Napije się pani kawy? – Starling przyniosła dwa kubki.

      – Moje imię wymawia się „Ajnelle” – poprawiła ją Corey. – Nie pijam kawy.

      – A więc wypiję dwie, życzy pani sobie coś innego? Nazywam się Clarice Starling.

      – Nic nie chcę. Może mi pani pokazać jakiś identyfikator ze zdjęciem?

      – Naturalnie. Pani Corey, mogę zwracać się do pani po imieniu?

      Kobieta wzruszyła ramionami.

      – Inelle, potrzebuję pomocy w sprawie, z którą nie jest pani osobiście związana. Chcę tylko, żeby pomogła mi pani odnaleźć pewne dokumenty ze Stanowego Szpitala w Baltimore.

      Inelle Corey cyzelowała słowa z przesadną precyzją, żeby podkreślić swoje czyste sumienie. Albo irytację.

      – Już to przerabiałam z komisją stanową, gdy zamykano szpital, panno…

      – Starling.

      – Panno Starling. Przekona się pani, że ani jeden pacjent nie opuścił tego szpitala bez teczki. Przekona się pani, że ani jedna teczka nie opuściła tego szpitala bez akceptacji kierownika. Jeśli chodzi o zmarłych, Departament Zdrowia nie potrzebował ich teczek, Urząd Statystyczny też nie potrzebował ich teczek i z tego, co wiem, pozostały one w Stanowym Szpitalu w Baltimore po moim odejściu, a odeszłam jako jedna z ostatnich. Zbiegowe trafiały na policję i do biura szeryfa.

      – Zbiegowe?

      – Teczki tych, którzy uciekli. Niektórzy pacjenci dawali nogę.

      – Czy teczka doktora Hannibala Lectera byłaby zaliczona

Скачать книгу