Gdy nadeszło życie. Aneta Krasińska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska страница 5

Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska

Скачать книгу

płaszcz – dodał.

      Wzniosła oczy w górę i lekko skinęła głową. Cicho westchnęła. Stała w przedpokoju przed lustrem i zastanawiała się, czy jest w stanie znaleźć w sobie choćby namiastkę cierpliwości. Doprawdy wystarczyłoby ździebełko, by udawać, że nie słyszy połowy wypowiadanych przez Darka słów. Zaczynała rozumieć, czym jest samotność i aktualnie wyjątkowo wyraźnie widziała jej zalety. Jeszcze przez moment wpatrywała się w odbicie, w którym trudno jej było rozpoznać samą siebie. Wreszcie, nie odwracając się, ruszyła do wyjścia. Klapnięcie drzwi miało wystarczyć za informację, że wyszła. Ostrożnie zaczęła pokonywać kolejne schodki. Kiedy z niemałym wysiłkiem dotarła na parter, miała wrażenie, że jej brzuch w niewyjaśnionych okolicznościach zdążył się powiększyć. Do rozwiązania pozostało jeszcze kilkanaście dni, a ona już nie była w stanie zapiąć płaszcza. Na pierwszy rzut oka brakowało pięciu centymetrów. Spróbowała naciągnąć materiał. Wciągnęła brzuch, który odrobinę drgnął, ale to nie wystarczyło. Trzymając za dwie części, spróbowała się okryć.

      Kiedy wyszła na zewnątrz, było już całkowicie ciemno. Mrok rozświetlały uliczne latarnie gęsto ustawione wzdłuż chodnika. Pospiesznie ruszyła w stronę auta Darka. Jej toyota kupiona w ubiegłym roku tuż przed klasowym spotkaniem kompletnie nie nadawała się dla kobiety w ciąży. Owszem, jeździła nią do jesieni, ale duży brzuch i sportowe auto nie wróżyły niczego dobrego. Z niemałym żalem zamieniła swoje cacko na wygodne volvo, w którym, gdyby tylko zaszła taka potrzeba, między swoim brzuchem a kierownicą upchnęłaby jeszcze plecak.

      – Bagażnik! – Z zamyślenia wyrwał ją głos Darka i pukanie w szybę od strony pasażera.

      – Prezent mam w środku – oświadczyła i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kolorowej torby, w której schowała precyzyjnie wybrany upominek.

      – Ale ja chcę schować torbę z twoimi rzeczami.

      – Jaką torbę? Wszystko mam przy sobie.

      – Torbę z rzeczami do szpitala – wyjaśnił wreszcie, przekrzykując wiatr, bo Magda wciąż nie uchyliła szyby.

      Wdech i wydech. I wdech. I wydech. Aż do skutku. A może policzyć do dziesięciu? Do stu? Do tysiąca? Zamknęła oczy. I znowu: wdech i wydech. Trzaśnięcie klapy bagażnika jedynie przypieczętowało fakt umieszczenia w schowku torby. Chwilę później podobne trzaśnięcie potwierdziło obecność Darka w aucie.

      – Teraz będę czuł się bezpieczniej – oświadczył, nie kryjąc zadowolenia.

      – Ty wciąż naiwnie myślisz, że dziecko ot tak wyskoczy, i po kłopocie – rzekła, powoli otwierając oczy.

      Wieczór jeszcze się nie zaczął, a ona już miała ochotę wrócić do mieszkania i zamknąć się w nim na cztery spusty. No właśnie, ale gdzie? Odkąd Darek zamieszkał razem z nią, objął w posiadanie całą jej przestrzeń. Wszędzie widać było jego obecność: złożona piżama leżąca co rano na poduszce, równo ustawione kubki w kuchennej szafce, w kolejności od największego do najmniejszego, porządek na stoliku w salonie. Wszystko to było obce w życiu Magdy.

      – Skarbie, robię wszystko, żeby było nam jak najłatwiej przez to przebrnąć – tłumaczył, gładząc jej delikatny policzek.

      – Jestem zmęczona – oświadczyła, uciekając od jego dotyku.

      – Wiem. Też najchętniej zostałbym w domu i obejrzał mecz w telewizorze.

      – Fantastycznie – szepnęła.

      – Co? – spytał, uruchamiając silnik.

      – Mówię, że mam dość tej ciąży. Wkurza mnie zachwyt niedoszłych mamusiek, co to nie widzą rozstępów na brzuchu, nie przeszkadzają im zgaga czy pieprzone mdłości, przez które myślałam, że oszaleję. Chyba jednak jestem z innej planety i hurraoptymizm kompletnie mi się nie udzielił! – wyrzuciła prawie na jednym wydechu.

      – Jeszcze moment – tłumaczył, znowu próbując dotknąć jej policzka.

      Tym razem nie cofnęła się, ale nie chciała odczuwać żadnej przyjemności.

      – Pamiętasz, co mówił lekarz? – Spojrzała na niego z wyrzutem. – Ten moment może potrwać. Dopiero po jakimś czasie wywołują poród.

      – Myśl optymistycznie – prosił.

      – Nic innego nie robię od ośmiu miesięcy.

      – I za to cię kocham.

      Zapadła niezręczna cisza. Na szczęście ogrzewanie zaczęło już działać. Magda nerwowo rozcierała dłonie, na które wcześniej włożyła eleganckie skórkowe rękawiczki. W myślach zaklęła, ponieważ kolejny raz dała się podpuścić cwanej sprzedawczyni pod niebiosa wychwalającej bordowe rękawiczki, a zapytana o to, czy są ciepłe, opowiadała, jak miękkie są w dotyku. Chyba właśnie tym stwierdzeniem sprawiła, że Magda rozpłynęła się w zachwytach, zapominając o najważniejszej funkcji. Teraz dopiero żałowała dwustu złotych, które za nie zapłaciła. Z rozrzewnieniem pomyślała o grubych rękawiczkach narciarskich od ubiegłej zimy tkwiących w szafie. W tych warunkach byłyby zdecydowanie bardziej przydatne.

      – Może się zapniesz, bo widzę, że trzęsiesz się z zimna.

      – Niby jak? – Spojrzała na Darka przeszywającym wzrokiem, po czym przeniosła go na zbyt szczuły płaszcz i mocniej zawiązała szalik.

      – Chyba musimy kupić nowy, bo zanim urodzisz, to zamarzniesz – szepnął, próbując się uśmiechnąć.

      – Niech się to wszystko już skończy – powiedziała zrezygnowana i oparła głowę.

      Darek w milczeniu zapiął pas i powoli ruszył z parkingu. Samochód dzielnie stawiał opór natrętnemu wiatrowi. Magda nawet nie próbowała zapiąć pasów bezpieczeństwa. Na panelu radia przestawiała kolejne częstotliwości w poszukiwaniu czegoś, co by ją zadowoliło. Potrzebowała muzyki, by pokonać zły nastrój. W innym razie zepsuje całą imprezę, a na to jej długoletnia przyjaciółka nie zasługiwała.

      Rozdział 2

      Biały, drobny puch osiadał na szybach wolno jadącego auta. Wycieraczki miarowo przesuwały się po przedniej szybie, uparcie dbając o nienaganną widoczność. Magda, odkąd wsiedli do samochodu, nie odezwała się nawet słowem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Darek kilka razy próbował ją zagadnąć, ale nie potrafiła się przemóc. Zastanawiała się nad tym, czy jego nadopiekuńczość wynika z jej stanu czy raczej z głęboko zakorzenionych cech charakteru. W pierwszym przypadku była nadzieja, że po porodzie facet oprzytomnieje i choć trochę wyluzuje. Jeśli nie, to wcześniej czy później ona oszaleje. Kątem oka spojrzała na jego twarz. Rysujące się skupienie nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że Darek całe życie traktuje cholernie poważnie i z dużą starannością zaplanował w nim miejsce właśnie dla niej. Pospiesznie zdjęła rękawiczki, czując, że robi jej się naprawdę gorąco. Doskonale znała te niezapowiedziane skoki ciśnienia. Odruchowo zrobiła kilka głębszych wdechów.

      – Co się

Скачать книгу