Gdy nadeszło życie. Aneta Krasińska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska страница 8
![Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska](/cover_pre435150.jpg)
– Najpierw upoważnienie, później dziecko. – Woźna się uparła, biorąc do ręki szczotkę.
Magda niepewnie spojrzała na ucieleśnienie jędzy z najgorszych koszmarów.
– Może ten jeden raz przymknie pani oko na procedury? Amelka na pewno mnie pozna i powie, kim jestem.
– Co z wami, młodymi, jest nie tak? – zastanawiała się, grożąc jej miotłą. – Przepisy nie są po to, żeby je łamać!
– Chcę rozmawiać z dyrektorem przedszkola – zażądała Magda.
– Umówiona była? – spytała z nieukrywaną satysfakcją.
– Chodzi o dziecko! – Magda podniosła głos. – Nie muszę się umawiać! Chcę rozmawiać z dyrektorem!
Zaintrygowany hałasem dochodzącym z korytarza, dyrektor wychylił się z gabinetu i przez chwilę przypatrywał się zajściu. Widząc pioruny miotane przez panią Władzię, woźną z blisko czterdziestoletnim stażem pracy, której każda mucha się boi, postanowił wkroczyć do akcji.
– Dzień dobry. To pani dziś pomagała mamie Olafa, tak? – spytał, poprawiając krawat, który nieco się przesunął.
– Tak. Jestem przyjaciółką Marceliny Pawłowskiej – przypomniała Magda, starając się opanować nerwowe drżenie głosu. – Olaf musi zostać w szpitalu. Nie ma nikogo, kto mógłby odebrać Amelkę. Wiem, że nie mam upoważnienia, ale przysięgam, że ona mnie zna i na pewno zechce ze mną pójść.
– Każdy tak mówi – wtrąciła woźna, łypiąc na kobietę.
– Dziękuję, pani Władziu, poradzę sobie. – Mężczyzna zareagował natychmiast. – Proszę wrócić do swoich zajęć.
Woźna jeszcze przez chwilę stała bez ruchu, groźnie spoglądając to na dyrektora, to na intruza starającego się wyprowadzić ją w pole. Ją? Osobę, która obcierała gile połowie mieszkańców Żyrardowa, gdy chodzili do przedszkola? Za swoje oddanie otrzymała medal od prezydenta miasta. Wciąż wisi nad jej łóżkiem i wita ją każdego ranka, gdy kobieta zrywa się, by biec do pracy, choć od kilku lat mogłaby cieszyć się emeryturą. Po co? Ona była niezastąpiona. Młodzi niczego nie potrafią i na niczym się nie znają.
– Pani Władziu – ponaglał mężczyzna, widząc ociąganie. – Zapraszam do gabinetu – zwrócił się do Magdy, ale ta stała w miejscu. – Musimy dopełnić kilku formalności – wyjaśnił.
– Oczywiście – odparła wreszcie i ruszyła w ślad za dyrektorem.
Później miała możliwość bliżej go poznać. Polubiła go, a może po prostu czuła wdzięczność za to, że tamtego popołudnia wzniósł się ponad przepisy i dostrzegł człowieka oraz jego potrzeby.
Kilka randek. Parę wspólnie spędzonych nocy. Miłe wspomnienia. Eleganckie rozstanie – takie ceniła najbardziej. Profesjonalizm niczym w firmie. Początek i koniec współpracy winny przebiegać w miłej atmosferze. W przypadku pana dyrektora tak to właśnie wyglądało.
Marcelina doskonale znała przyjaciółkę i wiedziała, jak wielkim zaskoczeniem jest dla niej ta ciąża, dlatego starała się jej pomóc przebrnąć przez trudny okres. Dzwoniła codziennie, pytając, jak się czuje, i niemal płynnie przechodziła do opowiadania o swoich bolączkach, gdy sama chodziła w ciąży. Wiedziała, że Magda, choć nie uzewnętrznia uczuć, bardzo przeżywa wszystko, z czym przyszło jej się zmierzyć. Patrząc na jej rozterki, Marcelina cieszyła się, że ma to za sobą. Zupełnie inaczej przechodzi się ciążę po dwudziestce niż w wieku czterdziestu lat. Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.
– Do ryby doskonale pasuje tonik – zwróciła się do Magdy, która wciąż była poirytowana.
– Co? – zdziwiła się przyjaciółka, przewracając oczyma.
– Może spróbujesz? – nalegała Marcelina niezrażona miną siedzącej obok niej kobiety. – Podobno ciężarne mają wyczulony smak.
– Nie pamiętasz, jak to jest? – spytała Magda.
– Nie musisz nam przypominać o wieku. – Do rozmowy dołączyła Lidka, która dotychczas skupiała się na menu.
– Gdzieżbym śmiała – oświadczyła Magda, nieco się rozpogadzając.
– Okresu ciąży wolę nie pamiętać. W moim przypadku to nie był stan błogosławiony, tylko przeklęty – wyjaśniła pediatra, po czym sięgnęła po szklankę z wodą, jakby chciała przełknąć wspomnienia i nie wracać do nich.
– A co ja mam powiedzieć? – spytała Marcelina. – Od razu z grubej rury: bliźniaki.
– Ty jesteś moją idolką. Nie mam pojęcia, w jaki sposób obrabiałaś dwoje brzdąców, które najchętniej nie rozstawałyby się z tobą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę – stwierdziła Magda, a w jej oczach kryły się uznanie i podziw.
Nigdy wcześniej nie mówiła o tym. Może dlatego, że nie zwracała na to uwagi. Może żyła zbyt intensywnie i nie rejestrowała niektórych obrazów. A może nie przypuszczała, że będzie jej dane nosić w sobie życie. Grymas bólu wypełzł na jej twarz. Nawet precyzyjnie wykonany makijaż nie był w stanie skryć bladości cery.
– Wszystko w porządku? – spytał Darek siedzący naprzeciwko partnerki.
– Przestań mnie ciągle o to pytać – warknęła, spuszczając wzrok.
– Tonik? – nieoczekiwanie zapytał zniecierpliwiony kelner.
– Poproszę – odparła, nie podnosząc oczu.
– Nie wiem, czy uwierzysz, ale na ostatnim treningu Lidka założyła nogę na głowę. – Marcelina usilnie starała się rozładować gęstniejącą atmosferę.
– Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę na pilates. Bardzo brakuje mi ćwiczeń. W ogóle czuję się jak słoń.
– Ale za to pięknie wyglądasz – wtrącił Darek.
Magda puściła tę uwagę mimo uszu.
– Bywa, że mam dość wysiłku i tego wyginania się na wszystkie strony – wtrąciła Lidka – ale Marcelina nie odpuszcza. Mobilizuje i siebie, i mnie.
– Inaczej też się poddam i wyląduję na kanapie z pilotem w ręku – wyjaśniła przyjaciółka, lekko uśmiechając się do Magdy. – Czasem mi tego brakuje. Nie. Często mi tego brakuje, ale PESEL jest nieubłagany i niezmiennie przypomina, ile mam lat.
– Dużo pracy? – spytał Darek, skrzętnie unikając wzroku Magdy.
– Za dużo – wyjaśniła Marcelina. – Właśnie wprowadzamy na rynek nową kampanię reklamową, a mój szef nie jest do niej przekonany, dlatego wciąż zasypuje