Hajmdal. Tom 3. Bunt. Dariusz Domagalski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hajmdal. Tom 3. Bunt - Dariusz Domagalski страница 13
Gdy tylko grodzie zamknęły się za Koppem, Kashtaritu zwrócił się do pozostałych sześciu osób:
– Jak wcześniej powiedziałem, powziąłem już pewne przygotowania do operacji. Poleciłem komórce wywiadu odnaleźć kryjówkę generała Tzittasa. Oddaję głos pani major Isuke.
– Dziękuję, admirale. – Kobieta wstała i dłonią zmieniła hologram. Zniknęła sylwetka Bahirianina, a zamiast niej pojawił się trójwymiarowy obraz układu wielokrotnego Jota Orionis. – System Hatysa to przede wszystkim dwa błękitne olbrzymy okrążające wspólny środek. Pierwszy składnik posiada jeszcze dwie towarzyszki, ale są one tak odległe, że nie wchodzą w granice dominium. Natychmiast je wykluczyliśmy z naszych poszukiwań. Gdyby Tzittas tam się ukrywał, cesarscy na pewno już by go dopadli. Pozostają planety krążące wokół tych dwóch gwiazd.
Major Isuke wzięła głęboki oddech i wskazała większą.
– Pierwsza z nich, oznaczona na naszych mapach jako Hatysa A, posiada siedemnaście planet i czterysta trzydzieści siedem księżyców. Większość globów to lodowe światy, na których swoje siedziby mają Togarianie. Archont na pewno nie zezwoliłby generałowi Tzittasowi i jego gwardii na przebywanie w jakimkolwiek z miast. Prawo dominiów jest niezwykle restrykcyjne, jeśli chodzi o wpuszczanie na swój teren przedstawicieli obcych gatunków. Wykluczyliśmy również planety, księżyce, planetoidy pozbawione atmosfery, skaliste, wulkaniczne, gazowe, gdzie nie ma warunków do życia.
– Dlaczego? – zdziwił się komandor Peters. – Przecież mogą ukrywać się w jakimś kompleksie, podziemnym bunkrze, stacji badawczej…
– Nie. – Isuke pokręciła głową. – Generał będzie szukał planety z dużą ilością zbiorników wodnych. Bahirianie całkiem niedawno, oczywiście biorąc pod uwagę cykl ewolucyjny, żyli jeszcze w oceanach…
– Przecież latają w kosmos i zasiedlają najrozmaitsze globy.
– To prawda. I całkiem nieźle sobie radzą. Ale według naszych informacji generał Tzittas należy do frakcji skrajnych konserwatystów, którzy nie postawią stopy na planecie bez wody. To ma religijny charakter.
– Rozumiem. – Komandor pokiwał głową.
– Wytypowaliśmy dwanaście globów spełniających te warunki – mówiła dalej major Isuke. – Cztery z nich to planety krążące wokół Hatysy B, kolejne to światy…
– Pani major – przerwał zniecierpliwiony Peters – zlokalizowaliście go?
– Prawdopodobnie tak.
– Prawdopodobnie?
Isuke westchnęła ciężko.
– Nie możemy wysłać sond, bo Togarianie zaraz by to wykryli. Ale poleciłam załogom promów „Zenit” i „Nadir”, kursujących z zaopatrzeniem z togariańskich baz, żeby wytyczyły kursy tak, żeby było możliwe zeskanowanie wytypowanych światów pod kątem emitowanej energii cieplnej. Zakładam, że generał Tzittas wraz ze swoją gwardią korzysta z udogodnień cywilizacyjnych. Skanery wykryły emisje na dwóch planetach w układzie Hatysa A.
– To niedobrze – skrzywił się generał Ae-Hwa. – Mamy za mało czasu i wojska, żeby przeprowadzić dwie duże operacje desantowe.
– Kwadrans temu otrzymałam informację z promu „Nadir”. Emisja cieplna pochodząca z trzeciej planety krążącej wokół Hatysy A jest na tyle duża, że może wskazywać na użycie generatorów.
– To nie zmienia obrazu sytuacji – rzekł generał. – Nadal pozostają nam dwa cele. Proszę o informacje o tych planetach.
Edna Isuke skinęła głową, musnęła dłonią hologram i pojawił się trójwymiarowy obraz wodnego globu. Na ciemnoniebieskim oceanie gdzieniegdzie widoczne były podłużne atole.
– To Konthä – rzekła. – Niemal w całości pokryta wodą. „Nadir” wykrył emisję cieplną na jednej z wysp. Wskazuje to na fort lub kompleks wojskowy położony nie dalej niż dwa kilometry w głąb lądu.
Isuke przełączyła obraz i teraz na hologramie widoczna była błękitno-zielona planeta, nieco większa niż poprzednia.
– Natomiast to jest Sykion. Czwarta planeta systemu, pokryta lasem i rozległymi jeziorami. Przy jednym z nich wykryto emisję cieplną.
– Obstawiam pierwszą z planet – rzekł Ae-Hwa. – Bardziej pasuje do Bahirian. A poza tym wskazuje na to silniejsza emisja cieplna.
– To może być wybieg – włączył się do dyskusji pułkownik Noah Sinclair. – Tzittas wie, że cesarscy w pierwszej kolejności szukaliby go na wodnych globach.
– Nie mamy jednak czasu, żeby to sprawdzić. Musimy wybrać.
– Niekoniecznie – rzekł admirał. – Możemy wysłać dwie grupy desantowe.
– Wykluczone – oświadczył generał. – Oddziały szturmowe zostały przerzedzone…
– Niech pan zaangażuje oddziały rozpoznawcze.
– Zwiadowców? – zdumiał się kapitan sił specjalnych, Bastian Dash. – Nie są odpowiednio wyszkoleni do takich akcji.
– Ostatnie wydarzenia pokazały, że w boju radzą sobie równie dobrze jak szturmowcy – oznajmił admirał i podniósł się z fotela. – Generale Ae-Hwa, pułkowniku Sinclair, kapitanie Dash, w ciągu godziny oczekuję od panów planu operacji zakładającej lądowanie na dwóch wymienionych planetach, odnalezienie, pojmanie lub zlikwidowanie celu oraz bezpieczną ewakuację oddziałów desantowych.
TERYTORIUM NIEZNANE
TOCH-EM
Oniemiała z przerażenia. Pragnęła krzyczeć, ale z jej gardła wyrwało się tylko zduszone stęknięcie. Strach ją sparaliżował. Nie miała odwagi się odwrócić, nie miała odwagi nawet oddychać. Eliza Booth – kobieta, która wywalczyła sobie pozycję w przestępczym światku Szahr-e Drajā, zalazła za skórę imperialnym władzom na tyle, że ścigano ją listem gończym, a dowodząc „Krwawą Królową”, siała śmierć i zniszczenie na ushakijskich szlakach handlowych – teraz bała się stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem.
Oczyma wyobraźni ujrzała za sobą ohydnego Khon-Ma o pulchnym, miękkim odwłoku wielkości co najmniej myśliwca bojowego, na długich, szczeciniastych odnóżach. Przyczajony pajęczak wpatrywał się w nią czterema parami paciorkowatych oczu, drapieżnych i niezgłębionych, w których czaiło się coś obcego, nieludzkiego. Spoglądał na nią jak na ofiarę. Ze szczękoczułek kapał jad. Wyobraźnia podpowiadała Elizie Booth, że w jej stronę wysuwają się pajęcze odnóża, delikatnie muskają ją, żeby zaraz opleść i zamknąć w żelaznym uścisku.
Zatem gdy poczuła rzeczywiste dotknięcie na ramieniu, coś w niej się odblokowało. Zaczęła wrzeszczeć jak opętana. Próbowała uciec, nieważne gdzie, byle dalej od tego koszmaru. Ale coś ją trzymało. Mocno. Próbowała szarpać się, wyrywać. Nic z tego.