Naznaczona . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Naznaczona - Морган Райс страница 7
![Naznaczona - Морган Райс Naznaczona - Морган Райс Wampirzych Dzienników](/cover_pre435377.jpg)
Coś w jej wnętrzu pękło. Nie rozumiała tego, ale całkowicie ją to pochłonęło, jakby zalała ją jakaś energia, wezbrała od stóp, przez nogi i cały tułów. Odczuła ją, jako palący żar, przeszywający jej barki, ramiona, aż po czubki palców. Jej twarz spąsowiała, włosy stanęły dęba i poczuła ogień trawiący jej wnętrze. Poczuła siłę, której nie rozumiała, czuła, że jest silniejsza niż oni wszyscy, silniejsza niż cokolwiek innego na świecie.
Potem poczuła coś jeszcze: pierwotny gniew. Był całkiem nowym odczuciem. Nie pragnęła już uciec – chciała zostać tu, na miejscu, i sprawić, aby ci mężczyźni zapłacili jej za wszystko. Chciała rozedrzeć ich na strzępy, kończyna po kończynie.
I w końcu poczuła jeszcze coś: głód. Głęboki, nękający głód, który sprawił, że zapragnęła zaspokoić to pragnienie.
Odchyliła się i zawarczała, wydała z siebie dźwięk, który ją samą przeraził; z jej zębów wyrosły kły, a ona odchyliła się i kopnęła mężczyznę sięgającego do jej jeansów. Jej kop był na tyle energiczny, że mężczyzna poleciał w powietrzu dobre dwadzieścia stóp, zanim walnął głową o betonową ścianę. Pozbawiony przytomności, osunął się na ziemię.
Pozostali cofnęli się, wypuszczając ją z uścisku, z ustami otwartymi z szoku i przerażenia, gapiąc się na Scarlet. Wyglądali tak, jakby właśnie zdali sobie sprawę, że popełnili wielki błąd.
Zanim zdążyli zareagować, Scarlet obróciła się na pięcie i uderzyła łokciem trzymającego ją mężczyznę, waląc w jego szczękę tak mocno, że obrócił się dwukrotnie dookoła swej osi i upadł, straciwszy przytomność.
Scarlet odwróciła się, warcząc, i stanęła twarzą w twarz z pozostałą dwójką, spoglądając na nich niczym bestia na swe ofiary. Obaj łachmaniarze stali przed nią z oczyma otwartymi szeroko ze strachu. Scarlet usłyszała jakiś dźwięk i kiedy spuściła wzrok, zauważyła, że jeden z nich właśnie się posikał.
Sięgnęła do ziemi, podniosła swój pasek i ruszyła przed siebie beztrosko.
Mężczyzna zachwiał się w tył, skamieniały ze strachu.
– Nie! – zajęczał. – Proszę! Ja nie chciałem!
Scarlet rzuciła się w przód i owinęła pas wokół jego szyi. Potem uniosła go jedną ręką, aż nogi mu zadyndały nad ziemią, a mężczyzna zaczął sapać, szarpiąc za pasek. Przytrzymała go w ten sposób wysoko nad głową, aż w końcu przestał się ruszać i zawisł bez życia.
Scarlet odwróciła się i zmierzyła wzrokiem ostatniego lumpa, który płakał zbyt przestraszony, by uciekać. Z wydłużonymi kłami Scarlet podeszła bliżej i zatopiła je w jego gardle. Zadygotał w jej ramionach, po czym po chwili zwisł w kałuży krwi bezwładnie.
Scarlet usłyszała odgłos kogoś uciekającego w oddali, a kiedy obejrzała się zobaczyła, jak pierwszy menel wstaje z jękiem, powoli podnosi się na nogi. Spojrzał na nią oczyma szeroko otwartymi ze strachu i padł na ręce i kolana, próbując wymknąć się w ten sposób.
Rzuciła się na niego.
– Proszę, nie rób mi nic złego – wyjąkał, płacząc. – Ja nie chciałem. Nie wiem, czym jesteś, ale nie chciałem.
– Jestem pewna, że nie – odpowiedziała mrocznym, nieludzkim głosem. – Dokładnie tak samo jak ja nie chcę zrobić tego, co za chwilę cię spotka.
Podniosła go za tył koszuli, okręciła i rzuciła ze wszystkich sił – prosto w górę.
Menel pomknął niczym pocisk w górę pod mostem, uderzając głową i barkami w cement i przebijając się na drugą stronę przy dźwiękach opadającego wszędzie gruzu. Utknął do połowy w moście z nogami dyndającymi poniżej.
Scarlet wbiegła na górę, na most, jednym susem i zobaczyła jego tułów tkwiący w betonie, głowę i barki wystające nad jezdnią. Mężczyzna wrzeszczał, nie mogąc poruszyć się, wykręcał i wił, starając się uwolnić.
Lecz nie mógł. Był nieruchomym celem dla każdego pojazdu, który akurat tędy przejeżdżał.
– Wyciągnij mnie stąd! – zażądał.
Scarlet uśmiechnęła się.
– Może następnym razem – powiedziała. – Miłej zabawy.
Odwróciła się, skoczyła i odleciała pod niebo, a odgłos krzyków mężczyzny stawał się coraz słabszy i niewyraźny, kiedy tak wznosiła się coraz wyżej, z dala od tego miejsca, nie mając pojęcia, gdzie jest i nie dbając już o to. Tylko jedna osoba majaczyła w jej umyśle: Sage. Oczyma swej duszy wciąż widziała jego twarz, jego idealnie rzeźbiony podbródek i wargi, jego smętny wzrok. Wyczuwała miłość, jaką ją darzył. I czuła to samo do niego.
Nie wiedziała już, gdzie na tym bożym świecie znajduje się jej dom, ale było jej wszystko jedno tak długo, jak była blisko niego.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Maria siedziała wraz z przyjaciółkami w zagonie z dyniami, nienawidząc życia, pałając zazdrością o nie wszystkie. Każda zdawała się mieć chłopaka oprócz niej. A te, które nie miały, zdawały się cieszyć naprawdę silnym wsparciem przyjaciół, którzy zawsze trzymali się razem.
Siedziała na stosie dyń, razem z Beccą i Jasmine przy boku i nie wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Zawsze cieszyła się zgraną kliką, trwałą i wieczną, tylko one cztery: ona, Becca, Jasmine oraz, oczywiście, jej najlepsza psiapsiółka, Scarlet. Były nierozłączne. Jeśli jedna z nich nie miała chłopaka, zawsze mogła liczyć na pozostałe. Razem ze Scarlet poprzysięgły nigdy ze sobą nie walczyć, iść do tego samego college’u, pełnić obowiązki druhny na swoich ślubach i zawsze już mieszkać w odległości nie większej niż dziesięć przecznic od siebie.
Maria była taka pewna swoich przyjaciółek, Scarlet, wszystkiego.
Potem, w przeciągu kilku ostatnich tygodni, wszystko nagle rozpadło się, bez ostrzeżenia. Scarlet wykradła Sage’a wprost spod jej nosa, jedynego faceta od bardzo długiego czasu, na punkcie którego Maria miała obsesję. Maria spąsowiała na wspomnienie tego upokorzenia; dzięki Scarlet wyszła na idiotkę. Wciąż jeszcze była na nią wściekła i nie sądziła, że wybaczy jej kiedykolwiek.
Wróciła myślami do ich ostatniej sprzeczki, do tego, jak Scarlet broniła się, twierdząc, że podoba się Sage’owi, że wcale go nie ukradła. Głęboko w sercu, właściwie wiedziała, że Scarlet prawdopodobnie ma rację. Mimo to, musiała kogoś obwinić i o wiele łatwiej przyszło jej oskarżyć Scarlet niż samą siebie.
Ktoś zderzył się z nią i Maria ześliznęła się ze stosu dyń, lądując na ziemi i brudząc jeansy.
– Uważaj! – wrzasnęła wkurzona.
Obejrzała się i zauważyła, że był to jeden z pijanych chłopaków. Setki uczniów z jej rocznika zgromadziły się tu, jak zwykle w ramach tradycji, w dzień po wielkiej imprezie, na te głupie szkolne „dyniobranie.” Każdy wiedział,