Kochany . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kochany - Морган Райс страница 4
– To było ulubione miejsce Sama – powiedziała – Byłam przekonana, że go tu znajdziemy. Wiem na pewno, że wrócił do tego miasta. Nigdzie indziej by nie pojechał. Jutro pójdziemy do szkoły, porozmawiamy z moimi przyjaciółmi. Dowiem się wszystkiego.
Caleb skinął głową.
– Myślisz, że wie, gdzie jest twój ojciec? – zapytał.
– Nie mam pewności – odpowiedziała – Ale wiem, że on wie o nim dużo więcej niż ja. Stara się go odnaleźć od wielu lat. Jeśli ktoś coś wie, to tylko on.
Caitlin przypomniała sobie te wszystkie chwile z Samem, jego poszukiwania, dzielenie się z nią nowymi tropami i ciągłe rozczarowania. Wszystkie noce, kiedy przychodził do jej pokoju i siadał na krawędzi łóżka. Pragnienie odnalezienia ojca zżerało go od środka. Ona z resztą też tego chciała, ale nie tak, jak on. Cierpiała za każdym razem, kiedy widziała ból rozczarowania w jego oczach.
Caitlin pomyślała o ich spapranym dzieciństwie, o straconym czasie. W kąciku jej oka pojawiła się łza. Zawstydzona, prędko ja wytarła z nadzieją, że Caleb tego nie zauważył.
A jednak. Podniósł głowę i uważnie jej się przyglądał.
Wstał powoli i usiadł obok niej. Był tak blisko, że czuła jego energię. Była niezwykle intensywna. Jej serce zaczęło bić mocniej.
Delikatnie przesunął dłonią po jej twarzy, odgarnął niesforny kosmyk włosów. Otarł łzę z kącika oka i dalej z policzka. Przez ten cały czas nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Czuła, jak się jej przygląda.
– Nie martw się – powiedział miękkim, kojącym głosem – Razem znajdziemy twojego ojca.
Ale nie to ją martwiło. Bardziej bała się tego, że Caleb będzie chciał ją opuścić.
Zastanawiała się, czy pocałuje ją, kiedy odwróci twarz w jego stronę. Ponad wszystko pragnęła poczuć dotyk jego warg.
Nie mogła zmusić się jednak do wykonania tego pierwszego kroku.
Miała wrażenie, że minęły godziny, zanim wreszcie zdecydowała się podnieść głowę .
On jednak już na nią nie patrzył. Rozłożył się wygodnie na sianie, oczy miał zamknięte, spał, a łuna ogniska oświetlała delikatny uśmiech na jego twarzy.
Usiadła bliżej niego, opierając głowę tuż przy jego ramieniu. Prawie go dotykała.
I to prawie jej wystarczało.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kiedy Caitlin rozsunęła drzwi do stodoły, jej oczom ukazał się świat cały w śniegu. Jasne promienie słońca odbijały się od białej powierzchni oślepiającym blaskiem. Dłońmi przyniosła oczy, chcąc uwolnić się od nieznanego dotąd bólu: jakby słońce próbowało wypalić jej oczy.
Caleb skończył owijać ramiona i szyję cienkim, przezroczystym materiałem i stanął obok niej. Tworzywo wyglądało prawie jak folia kuchenna, ale dodatkowo rozpuszczało się na skórze, tworząc niewidoczną osłonę.
– Co to jest?
– Warstwa ochronna – powiedział, starannie nakładając kolejne warstwy na ramiona i barki – Dzięki temu możemy wychodzić na słońce. Bez tego nasza skóra spaliłaby się.
Spojrzał na nią.
– Ty jej nie potrzebujesz… na razie.
– Skąd wiesz? – zapytała.
– Zaufaj mi – powiedział, uśmiechając się szeroko – Wiedziałabyś.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej małą buteleczkę kropli do oczu, odchylił się do tyłu i wpuścił sobie po kilka kropli do każdego oka. Odwrócił się i spojrzał na nią.
Chyba zorientował się, że bolą ją oczy, bo delikatnie położył dłoń na jej czole.
– Odchyl głowę – powiedział.
Posłuchała go.
– Teraz otwórz oczy.
Kiedy to zrobiła, on wyciągnął rękę i umieścić po jednej kropli w każdym oku.
Cholernie szczypało, wiec natychmiast zamknęła oczy i odkręciła głowę.
– Ała! – jęknęła, pocierając oczy – Co ja ci zrobiłam?!
Uśmiechnął się.
– Niestety. Na początku strasznie szczypie, ale przywykniesz do tego. A twoja nadwrażliwość na światło zniknie w ciągu kilku sekund.
Zamrugała i jeszcze raz przetarła oczy. Popatrzyła w górę i wreszcie poczuła, że jej wzrok wraca do normy. Miał rację: ból zniknął bez śladu.
– Większość z nas i tak unika światła, nie wychodzimy z ciemności, jeśli nie musimy. Wszyscy jesteśmy słabsi w ciągu dnia. Ale czasem nie mamy wyjścia.
Spojrzał na nią.
– Ta szkoła twojego brata – powiedział – Czy to daleko?
– Kilka minut stąd – powiedziała, biorąc go za rękę i prowadząc przez zaśnieżony trawnik – Liceum w Oakville. Jeszcze kilka tygodni temu to była też moja szkoła. Jeden z moich przyjaciół musi wiedzieć, gdzie jest Sam.
Liceum w Oakville wyglądało dokładnie tak, jak Caitlin je zapamiętała. Cała ta sytuacja była dość surrealistyczna. Miała wrażenie, że wyjechała tylko na krótkie wakacje, a teraz wróciła do swojego normalnego życia. Przez chwilę uwierzyła nawet, że wydarzenia ostatnich kilku tygodni były tylko szalonym snem, że wszystko znowu jest po staremu. To przyniosło jej chwilową ulgę.
Ale kiedy obejrzała się i zobaczyła stojącego przy niej Caleba, zrozumiała, że nic nie jest takie, jak kiedyś. Jego obecność w tym miejscu sprawiała, że sytuacja wydawała się jeszcze bardziej abstrakcyjna. Miała bowiem wejść z tym człowiekiem do swojej starej szkoły. Z tym wspaniałym, wysokim mężczyzną, o szerokich ramionach, ubranym na czarno, w płaszczu z wysokim kołnierzem, na który opadały jego długie włosy. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł z okładki jednego z tych popularnych czasopism dla nastolatek.
Caitlin wyobrażała sobie reakcje swoich koleżanek. Uśmiechnęła się na tą myśl. Nigdy nie była szczególnie popularna, a już na pewno nie wzbudzała zainteresowania chłopaków. Nie była nielubiana- miała kilkoro dobrych przyjaciół- ale daleko jej było do tych wszystkich popularnych dzieciaków ze szkoły. Najzwyczajniej w świecie była przeciętna. Mimo to, pamiętała pogardliwe spojrzenie bardziej popularnych dziewcząt, które zawsze trzymały się razem, przechadzały się po korytarzach z zadartymi nosami, ignorując każdego, kogo nie uważały za równie doskonałego, jak one same. Być może teraz zwrócą na nią uwagę.
Caitlin i Caleb weszli po schodach i otworzyli szerokie, podwójne drzwi do szkoły. Caitlin spojrzała