Neverland. Maxime Chattam
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 5
Zaczęła dokładnie oglądać ścianę, kierując się w stronę, skąd dobiegały słowa.
– Wszystko w porządku? Nie jesteś ranna?
Głos dochodził skądś niżej. Uklękła i między dwoma dużymi kamieniami zobaczyła niewielki otwór.
Z głębi spozierało jakieś oko.
Wyrazistego, zielonego koloru. Delikatnie błyszczało w półmroku.
ChloroPiotrusiofil! – zachwyciła się w duchu Amber. A jej pamięć rozpoznała intonację.
– Ti’an? Ti’an, to ty?
– Psyt! Ciszej!
Jakaż była szczęśliwa, że słyszy znajomą istotę! Od przepłynięcia Atlantyku Ti’an towarzyszył jej wszędzie. Jego obecność natchnęła jej serce otuchą.
– Czy są z tobą inni, którzy ocaleli? – zapytała natychmiast.
– Jestem tutaj sam, ale widziałem co najmniej dziesięciu Piotrusiów i ChloroPiotrusiofilów.
– Tylko dziesięciu? Mój Boże… Ti’an, wiesz, gdzie teraz jesteśmy? Co się stało? Niczego nie pamiętam!
– W zamku Żarłoków. Tej nocy, kiedy zatonął Statek Życia, prądy przywiodły część rozbitków w stronę półwyspu. To tam schwytali nas Żarłocy. Ale widziałem w oddali na plaży światełka. W odległości dwóch lub trzech kilometrów byli inni rozbitkowie! Nie wszyscy dali się złapać.
– Widziałeś Matta?
– Nie.
– Jeśli jest pośród tych, którym udało się na tej plaży uciec, to wróci, nie pozostawi nas tutaj!
– Amber… posłuchaj. Musisz o czymś wiedzieć.
Ton Ti’ana uległ zmianie. Zabrzmiały w nim smutek i rezygnacja.
– O czym?
– Wiele osób zginęło tamtej nocy. Naprawdę wiele. Wiem o tym, bo pływałem pośród… ciał. A wczesnym rankiem widziałem, jak Żarłocy wyławiają ich całe dziesiątki. A ciągle jeszcze było ich pełno. Wszędzie. Myślę… Amber, myślę, że większość naszych przyjaciół… odeszła. Na zawsze.
Amber oparła czoło o zimny i wilgotny kamień.
– To nie wszystko – ciągnął Ti’an. – Żarłocy… jedzą trupy. Pożerają jedne po drugich. I obawiam się, że kiedy skończą im się zapasy, zdecydują się nas… no wiesz, co chcę powiedzieć.
– Ti’an, opuścimy to miejsce. Jeśli Matt po nas nie przyjdzie, użyję swojej mocy, aby nas uwolnić, i to my odnajdziemy jego.
– Obawiam się, że nie mamy dużo czasu – dodał ChloroPiotrusiofil zaniepokojonym tonem. – Przed chwilą podsłuchałem rozmowę. Ktoś ich tu jutro odwiedzi. Najwyraźniej to ktoś ważny, kogo oczekują z niecierpliwością i strachem jednocześnie. I z tego, co zrozumiałem, przybywa tu z naszego powodu.
– To Cynik?
– Nie mam pojęcia.
Amber cofnęła się i w milczeniu zastanawiała. Następnie położyła dłonie po obu stronach otworu i zapytała cicho:
– Wiesz, jak porozumieć się z pozostałymi?
– W ścianach jest sporo pęknięć. Mogę spróbować przekazać wiadomość.
– To powiedz wszystkim, żeby zachowali spokój. Nie wiemy ani gdzie jesteśmy, ani jaka jest sytuacja na zewnątrz. Ggl wchłonął drugie Jądro Ziemi. Możliwe, że Entropia pustoszy świat. Nie wiemy, gdzie są pozostali, którzy ocaleli. Nie należy działać nieprzemyślanie. Dopóki nie będziemy wiedzieli, co zrobić.
– Masz jakiś plan?
– Sądzę, że tak. Zaczekamy na tę ważną osobę, która wzbudza taki szacunek wśród Żarłoków, a ja znajdę sposób, żeby wyjść stąd i z nią porozmawiać.
– A jeśli to wysłannik Oza?
– Imperator Oz nie żyje.
– Zastąpił go Spijacz Niewinności! Kiedy się dowie, że nadal żyjesz, rzuci przeciw tobie całe swoje wojsko!
– O ile mi wiadomo, Spijacz Niewinności jest już prawdopodobnie niewolnikiem Ggla albo nawet nie żyje. Nie, nie możemy tak po prostu zaryzykować ucieczki, potrzebujemy informacji. Jutro pójdę spotkać się z tym interesującym gościem.
Amber wróciła do swojego kącika. Miała nadzieję, że się nie myli. Czuła się zagubiona. Z dala od wszystkiego.
Tak strasznie brakowało jej Matta i Tobiasa.
Wtedy uświadomiła sobie, że tego drugiego już nigdy nie zobaczy. Dzięki przeobrażeniu przyciągnęła nogi do siebie, objęła je ramionami i oparła brodę na kolanach.
W ciszy łzy spływały jej po policzkach.
Umrze, jeśli nie uda jej się odnaleźć Matta.
4
Nocni posłańcy
Noc zapadła późno i wóz zatrzymał się wreszcie wśród leśnego poszycia, by dać ulgę dwu zmęczonym koniom. Czworo nastolatków odwiązało także trzy psy, aby poszły zapolować. Potem rozbili obozowisko.
Matt zaproponował, że pójdzie po drewno, i wrócił obładowany gałązkami, które zapłonęły natychmiast, gdy Johnny wymierzył w nie palec wskazujący.
– Widzę, że wykorzystujecie swoje przeobrażenia – zauważył z zadowoleniem Matt.
– Nasze co? – zapytał Piotr, marszcząc brwi.
– Waszą moc. U nas nazywamy to przeobrażeniem.
– Tutaj używamy słowa „zdolność”. Johnny potrafi kontrolować swoją zdolność krzesania ognia.
– A ty?
Piotr wzruszył ramionami.
– Nie jestem dobrym uczniem. Nie chodzę na zajęcia treningowe.
– Macie zajęcia? – zdziwił się Matt.
– Tak, w Neverland – wyjaśniła Lily. – Początkowo była to właściwie zabawa. Uczyliśmy się kontrolować nasze zdolności. Ale kiedy odkryliśmy, że imperator zabiera dzieci, które mają najbardziej rozwinięte zdolności, do swoich fabryk Eliksiru, żeby je tam zabić i przejąć ich moc, część z nas przestała trenować. Bo i po co? Żeby stać się celem dla naszego wroga? Nie, dzięki!
– Stalibyście