Neverland. Maxime Chattam

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 6

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Neverland - Maxime Chattam

Скачать книгу

jak byśmy chcieli.

      – Wchodzicie na teren imperium, żeby uratować Piotrusiów?

      – I czasem też po to, żeby zniszczyć fabryki Eliksiru.

      – Umiejętność wykorzystywania swoich przeobrażeń byłaby w tych działaniach bardzo przydatna.

      – A jakie jest twoje przeobrażenie? – zapytał Johnny.

      – Siła. Jeśli zajdzie potrzeba, mogę unieść ten wóz z pełnym ładunkiem.

      Młody Piotruś wytrzeszczył oczy pełne podziwu i rozmarzenia.

      Kudłata wróciła ze swoimi dwoma towarzyszami i nim poszła zjeść swoją marną strawę, złożyła u stóp Matta zająca.

      Troje rebeliantów ze zdziwieniem przyglądało się olbrzymiej suce.

      – Dziś nie musimy ruszać naszych zapasów – rzekł Matt, dobywając noża.

      Zając nie żył. Biedne zwierzę było jeszcze ciepłe. Matt nie cierpiał tego aspektu ich życia, lecz dobrze wiedział, że zwierzę należy do cyklu egzystencji, do piramidy pokarmowej. Pogłaskał zająca po łebku, podziękował mu w ciszy i zabrał się do ćwiartowania. Przelał już tyle ludzkiej krwi, że nie czuł obrzydzenia, rozcinając niewielkiego ssaka. Nowe życie sprawiło, że stał się dużo twardszy. Jakże mu daleko do nowojorskiego nastolatka, który grał w gry komputerowe i z ociąganiem szedł do szkoły!

      Zapach piekącego się mięsa szybko sprawił, że zapomnieli o wnętrznościach i krwi. Zając wszystkim smakował.

      Po jedzeniu, podczas sjesty przy niewielkim ognisku, gdy leżeli wyciągnięci w śpiworach, a ich twarze oświetlał migoczący żar, Matt nagle przerwał ciszę:

      – Ilu was jest w Neverland?

      – Wszystkich razem – odparła Lily – może z tysiąc.

      – Aż tylu?

      – Co najmniej!

      – Jak się zebraliście?

      – Po Burzy nastolatkowie zorganizowali się, żeby przetrwać. Utworzyli wspólnotę, zbudowali strukturę i zaczęli przekazywać informacje, wysyłając eksploratorów. Nazywamy ich Pionierami. To dziewczęta i chłopcy, którzy z własnej woli przemierzają całą Europę, żeby przekazać wiadomość o tym, że tu jesteśmy. Powoli Neverland zapełniało się nowymi przybyszami, przyciągniętymi tu dzięki informacjom Pionierów. Kiedy Ozyjczycy zjednoczyli się pod sztandarem złego imperatora, zaczęliśmy działać, żeby uwolnić spod jego tyranii jak najwięcej dzieci. Odtąd imperator nas nienawidzi i poprzysiągł nam zagładę, mimo że robi wszystko, co w jego mocy, aby nikt nie wierzył w nasze istnienie. Myśli, że jeśli zaprzeczy naszemu istnieniu, to nas w ten sposób osłabi. Dlatego właśnie nazywamy się Zjawami.

      – Oraz Innymi! – dodał z dumą Johnny. – Ponieważ jesteśmy odmienni! Nikt nie jest w stanie uczynić z nas niewolników! Nawet Oz!

      Matt stwierdził, że Piotrusiowie z Ameryki w zasadzie poradzili sobie w dość podobny sposób jak ci z Europy. Ich Pionierami byli Długodystansowcy, Eden to ich Neverland, a przeobrażenie to zdolność. Pragnęli przeżyć, połączyć się, skupić wokół siebie jak najwięcej osób. I nikt nie chciał ślepej władzy obłąkanych dorosłych. Ludzi bez pamięci.

      Otworzył usta, by zadać pytanie, ale nagle Kudłata uniosła głowę, położyła uszy i zaczęła węszyć. Matt chwycił miecz i przyciągnął do siebie.

      – Co się dzieje? – zaniepokoiła się Lily.

      – Psy coś zwęszyły – odparł Matt.

      – Prawdopodobnie wracającego zwiadowcę – uspokoił go Piotr, podchodząc do wozu. Jednak wcześniej zabrał ze sobą łuk.

      Jakiś koń zbliżał się z dużą prędkością. Biegł kłusem, dzięki czemu nocą szybko się poruszał, a prawdopodobieństwo, że się zrani, było niewielkie.

      – A jeśli to Ozyjczyk? – zapytał Matt, podchodząc do Piotra.

      – Posłuchaj, ktoś jedzie konno. Żołnierze Oza nigdy nie poruszają się w pojedynkę, zwłaszcza w nocy i w środku lasu. Nie są samobójcami.

      Pojawiła się postać zawinięta w obszerny ciemnoniebieski płaszcz i Matt rozpoznał zwiadowcę, który otwierał przed nimi drogę: Edo. Był wysoki i szczupły, o skórze ciemniejszej niż skóra Tobiasa i z delikatnym meszkiem nad górną wargą.

      Tym razem Edo nie wyglądał tak jak zwykle.

      – Jakiś problem? – zapytał Piotr.

      – Być może. Kilkadziesiąt kilometrów za nami, na północy, pojawiły się światła. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

      – Co to za światła? – zapytał Matt.

      – Czerwone. Jest ich dużo, bardzo dużo.

      Na twarzy Piotra pojawił się grymas.

      – I zbliżają się?

      – Chyba nie. Jesteśmy ostatni w naszym konwoju. W zasadzie nikogo z naszych nie powinny te światła niepokoić, ale nie podoba mi się to. Czuję, że Ozyjczycy coś knują.

      – Wiesz, gdzie są pozostałe wozy?

      – Najbliższy jest dwa kilometry na wschód. Wyjechaliśmy ostatni. Przypuszczam, że pozostali są jakieś dziesięć kilometrów z przodu, może więcej.

      – Są za nami Pionierzy, zamykają tyły?

      – Tak, co najmniej czterech. Jeśli coś nadejdzie z północy, zobaczą to i szybko nas ostrzegą.

      Piotr pokiwał w zamyśleniu głową.

      Rozmowa zmęczyła Piotrusiów i w końcu wszyscy wśliznęli się na powrót do śpiworów, próbując zasnąć. Matt położył się niedaleko Kudłatej, ale minęła dobra godzina, nim zasnął – jego umysł dręczyły obrazy Tobiasa, Amber i wszystkich przyjaciół.

      Kiedy otworzył powieki, była jeszcze noc, a żar z ogniska dawał tyle ciepła i światła co robaczek świętojański. Ponieważ noc była chłodna, zbliżył się do Kudłatej, chcąc się o nią ogrzać. Wsparty na łokciu, zobaczył, że towarzysze zrobili tak samo z pozostałymi psami. Obok wozu stał Piotr i rozmawiał z jakąś otuloną w ciemny płaszcz postacią. Nie był to Edo, ponieważ ten spał niedaleko Lily, cicho pochrapując.

      Piotr klepnął postać przyjacielsko po ramieniu, po czym człowiek ten wsiadł na konia i po cichu się oddalił.

      Matt widział całą scenę. Chciał zrozumieć. Zobaczył, jak Piotr kuca przy tlącym się ognisku i wzdycha, wyraźnie niezadowolony. Nagle jego spojrzenie natrafiło na wzrok Matta.

      – Powinieneś spać – powiedział. – Jutro czeka nas ciężki dzień.

      – Dlaczego?

Скачать книгу