Człowiek nietoperz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Człowiek nietoperz - Ю Несбё страница 8
– Przepraszam, ostatnie pytanie.
– Słucham.
Harry nabrał głęboko powietrza. Właściwie już żałował, ale było za późno.
– Czy znasz w mieście jakąś dobrą tajską restaurację?
Birgitta zastanowiła się.
– Tak, jest jedna niezła na Bent Street. W śródmieściu. Wiesz, gdzie to jest? Podobno naprawdę dobra.
– Na tyle dobra, że mogłabyś tam pójść ze mną?
To zabrzmiało bardzo marnie, pomyślał Harry. Poza tym to nieprofesjonalne zachowanie, bardzo nieprofesjonalne. Birgitta jęknęła z rezygnacją, lecz nie na tyle wielką, by Harry nie zrozumiał, że to jakiś początek. W dodatku uśmiech cały czas czaił się gdzieś blisko.
– Często pan z tego korzysta, panie policjancie?
– Dość często.
– Działa?
– Statystycznie? Nie najlepiej.
Birgitta roześmiała się, przekrzywiła głowę i zaciekawiona popatrzyła na Harry’ego, w końcu wzruszyła ramionami.
– A dlaczego by nie? Mam wolne w środę. O dziewiątej. I to ty stawiasz, gliniarzu.
3. BISKUP, BOKSER I MEDUZA
Kiedy Harry otworzył oczy, wciąż była dopiero czwarta. Próbował zasnąć, ale myśl o nieznanym mordercy Inger Holter oraz o fakcie, że w Oslo jest ósma wieczorem, nie pozwalały mu zapaść w sen. Poza tym wciąż miał przed oczami piegowatą twarz dziewczyny, z którą rozmawiał zaledwie przez dwie minuty, a która mimo wszystko sprowokowała go do idiotycznego zachowania.
– Nieelegancko, Hole – szepnął w ciemność hotelowego pokoju, przeklinając sam siebie.
O szóstej uznał, że już może wstać. Po odświeżającym prysznicu wyszedł pod bladoniebieskie niebo, na którym wisiało nierzeczywiste poranne słońce. Chciał znaleźć jakieś miejsce, w którym mógłby zjeść śniadanie. Z centrum dobiegał szum, ale poranne godziny szczytu nie dotarły jeszcze tu, do czerwonych latarni i mocno umalowanych na czarno oczu. King’s Cross posiadało nieco zwietrzały czar, przeżytą urodę, która wprawiła Harry’ego w taki nastrój, że idąc, nucił. Oprócz kilku spóźnionych, lekko chwiejących się na nogach nocnych marków, pary śpiącej pod kocem gdzieś na schodach i bladej, cienko ubranej dziwki z porannej zmiany na ulicach na razie nikogo nie było widać.
Właściciel jednej z restauracji ogródkowych spłukiwał wężem chodnik. Harry uśmiechem wyprosił wczesne podanie śniadania. Kiedy jadł swój bekon z grzanką, swawolny wietrzyk próbował uciec z jego serwetką.
– Wcześnie zaczynasz, Holy – stwierdził McCormack. – To dobrze. Mózg funkcjonuje najlepiej między wpół do siódmej a jedenastą. Później, moim zdaniem, to tylko wygłupy. Poza tym rano jest tu spokojnie. Kiedy po dziewiątej zaczyna się hałas, ledwie udaje mi się dodać dwa do dwóch. A ty jak? Mój syn twierdzi, że musi włączać wieżę stereo na full, kiedy odrabia lekcje, i że nie może się skupić, kiedy jest tak strasznie cicho. Pojmujesz to? Tak czy owak wczoraj miałem już tego dość, wmaszerowałem do niego i wyłączyłem tę piekielną maszynerię. „Mnie to potrzebne, żeby myśleć!” – wrzasnął. Powiedziałem, że ma się uczyć jak normalni ludzie. „Ludzie są różni, staruszku” – odburknął mi ze złością. Akurat jest w tym wieku, no wiesz.
McCormack przerwał, spoglądając na zdjęcie stojące na biurku.
– Masz dzieci, Holy? Nie? Czasami zadaję sobie pytanie, po co, na miłość boską, się w to wplątałem. A wracając do rzeczy, w jakiej szczurzej norze cię ulokowali?
– Crescent w King’s Cross, sir.
– King’s Cross, tak, tak. Nie jesteś pierwszym Norwegiem, który się tam zatrzymał. Parę lat temu mieliśmy oficjalną wizytę biskupa Norwegii czy kogoś w tym stylu, nie pamiętam, jak się nazywał, w każdym razie jego sztab w Oslo zamówił dla niego pokój w King’s Cross Hotel. Wydawało im się, że nazwa hotelu zawiera jakieś odniesienia biblijne. Kiedy biskup ze swoim orszakiem przybył do hotelu wieczorem, jedna ze starych, zaprawionych w bojach dziwek zauważyła jego koloratkę i przedstawiła kilka soczystych propozycji. Biskup wymeldował się, chyba jeszcze zanim zanieśli na górę jego walizki…
McCormack śmiał się tak, że z oczu popłynęły mu łzy.
– Tak, tak, Holy. Jakie masz dzisiaj pytania?
– Zastanawiałem się, czy mógłbym zobaczyć zwłoki Inger Holter, zanim zostaną przewiezione do Norwegii, sir.
– Kensington może cię zabrać do kostnicy, kiedy przyjdzie. Ale dostałeś przecież protokół z sekcji.
– Oczywiście, sir, ja tylko…
– Co tylko?
– Lepiej mi się myśli, kiedy mam zwłoki przed oczami, sir.
McCormack odwrócił się do okna i mruknął coś pod nosem. Harry uznał to za zgodę.
Temperatura w piwnicach kostnicy South Sydney wynosiła osiem stopni przy dwudziestu ośmiu stopniach na zewnątrz.
– Zrobiłeś się mądrzejszy? – spytał Andrew. Zatrząsł się z zimna i ciaśniej owinął kurtką.
– Mądrzejszy? Nie – odparł Harry, patrząc na ziemskie szczątki Inger Holter. Jej twarz wyszła z upadku stosunkowo nienaruszona. Jedno nozdrze zostało wprawdzie rozcięte i kość policzkowa z jednej strony wbita, a na jej miejscu utworzyło się spore zagłębienie, nie było jednak żadnych wątpliwości co do tego, że woskowoblada twarz należała do tej samej dziewczyny, która tak promiennie uśmiechała się na zdjęciu w policyjnym raporcie. Na szyi widać było czarne ślady. Resztę ciała pokrywały sińce, rany, duże głębokie rozcięcia. Z jednego wystawała biała kość.
– Rodzice chcieli zobaczyć zdjęcia. Adwokat nalegał, choć ambasada norweska tłumaczyła, że to raczej niewskazane. Matka nie powinna oglądać swojej córki w takim stanie. – Andrew pokręcił głową.
Harry przyjrzał się śladom na szyi przez szkło powiększające.
– Ten, kto ją udusił, zrobił to gołymi rękami. Trudno jest zabić człowieka w taki sposób. Morderca musi być albo bardzo silny, albo mieć bardzo silny motyw.
– Albo robić to już kilka razy wcześniej.
Harry popatrzył na Andrew.
– Co masz na myśli?
– Ona nie ma na ubraniu włosów wyrwanych