Los Smoków . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Los Smoków - Морган Райс страница 14
Skonsternowana i zziębnięta już teraz, nagle wyczuła za sobą jakiś ruch. To stało się tak szybko – jak rozmyta plama – i chwilę potem jej serce stanęło. Zorientowała się, że tuż za nią był jakiś mężczyzna.
Dalej wszystko potoczyło się zbyt szybko. Mężczyzna w czarnej szacie z kapturem, dokładnie taki, jak w jej śnie, pojawił się za nią, chwycił od tyłu i kościstą łapą zatkał jej usta, uciszając jej krzyki i przygważdżając ją do siebie. Drugą ręką złapał ją w pasie, pociągnął mocno i przewrócił na ziemię.
Wierzgała nogami próbując krzyczeć, dopóki nie przygniótł jej wciąż trzymając ją w silnym uścisku. Próbowała się z niego wyrwać, ale napastnik był zbyt silny. Sięgnął za siebie i Gwen zauważyła w jego ręce sztylet z czerwoną rękojeścią – taki sam, jak w jej śnie. A jednak, jej sen okazał się ostrzeżeniem.
Poczuła ostrze mocno przyciśnięte do szyi. Trzymał je tak mocno, że każdy jej ruch przeciąłby jej gardło. Łzy popłynęły jej po policzku, kiedy próbowała złapać oddech. Była wściekła na samą siebie. Była taka głupia. Powinna mieć się na baczności.
– Rozpoznajesz moją twarz? – zapytał mężczyzna.
Nachylił się nad nią i poczuła jego gorący, ohydny oddech na swoim policzku. I zobaczyła go z profilu. Jej serce stanęło – to była ta sama twarz, co w jej śnie. Ten sam mężczyzna bez oka, za to z blizną.
– Tak – powiedziała trzęsącym się głosem.
Znała tę twarz i to aż za dobrze. Nie znała jego imienia, lecz wiedziała, że był łotrem. Typ z nizin społecznych, jeden z kilkunastu, którzy uczepili się Garetha od jego najmłodszych lat. Był jego posłańcem. Wysyłał go do każdego, kogo chciał nastraszyć – lub zadręczyć, albo zabić.
– Jesteś psem mojego brata – wysyczała wyzywająco.
Uśmiechnął się pokazując braki w uzębieniu.
– Jestem jego posłańcem – powiedział. – I przynoszę wiadomość razem z czymś, co pomoże ci ją zapamiętać. Jego wiadomość do ciebie dzisiaj brzmi: przestań zadawać pytania. Popamiętasz to, gdyż kiedy już z tobą skończę, blizna na twojej pięknej buźce będzie ci o tym przypominać przez całe życie.
Prychnął, po czym uniósł sztylet wysoko i zaczął opuszczać go w stronę jej twarzy.
– NIE! – wrzasnęła Gwen.
Zebrała się w sobie przygotowując na cięcie, które miało zmienić jej życie na zawsze.
Kiedy jednak ostrze opadało, coś się stało. Nagle usłyszeli krzyk ptaka, który runął na mężczyznę prosto z nieba. Zdążyła zerknąć i rozpoznała go w ostatniej chwili:
Estopheles.
Zanurkowała z rozwartymi pazurami i jęła rozdrapywać twarz napastnika w chwili, kiedy ten opuszczał sztylet. Ostrze musnęło policzek Gwen, wywołując piekący ból i osunęło się w bok. Mężczyzna wrzasnął, upuścił sztylet i podniósł ręce do twarzy. Gwen ujrzała rozbłysk białego światła na niebie, promienie słońca przedzierające się przez gałęzie i kiedy Estopheles odfrunęła, Gwen wiedziała, że to ojciec wysłał sokoła na pomoc.
Nie marnowała czasu. Odwróciła się, wzięła zamach i zgodnie z tym, czego nauczyli ją tutorzy, kopnęła napastnika ze wszystkich sił w splot słoneczny. Swoją bosą nogą trafiła idealnie do celu. Mężczyzna zasłabł od siły uderzenia jej nogi. Od najmłodszych lat wpajano jej, że nie trzeba być silnym, aby odeprzeć napastnika. Wystarczyło, żeby użyła swoich najsilniejszych mięśni – swoich ud. I dobrze wymierzyła cios.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.