Opowieści z Narnii. C.S. Lewis
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opowieści z Narnii - C.S. Lewis страница 4
– Och, ale pan przecież tego nie zrobi?! – krzyknęła Łucja. – Nie zrobi pan tego, prawda? Przecież pan tego nie może zrobić!
– A jeśli tego nie zrobię – powiedział faun, wybuchając znowu płaczem – ona się o tym na pewno dowie. Każe mi odciąć ogon, odpiłować różki, wyrwać brodę, a potem machnie swoją różdżką nad moimi ślicznymi, rozszczepionymi kopytkami i zamieni je w okropne, bryłowate kopyta, jak u jakiejś nędznej szkapy. A jeżeli będzie na mnie szczególnie zła, zamieni mnie w kamień i będę tylko posągiem fauna, aż do czasu, gdy cztery trony na Ker-Paravelu znowu zostaną zajęte, a Bóg jeden wie, kiedy to się stanie i czy w ogóle do tego kiedykolwiek dojdzie.
– Bardzo mi przykro, panie Tumnusie – powiedziała stanowczo Łucja – ale proszę mi pozwolić iść już do domu.
– Pozwolę, rzecz jasna – odrzekł faun. – To oczywiste, że muszę tak postąpić. Teraz widzę to wyraźnie jak na dłoni. Nie miałem pojęcia, jacy są ludzie, zanim ciebie spotkałem. Teraz, kiedy już cię znam, wiem dobrze, że nie mogę cię oddać w ręce tej wiedźmy. Musisz jednak zaraz ruszać w drogę. Odprowadzę cię aż do Latarni. Myślę, że stamtąd trafisz już łatwo do Gar-Deroby i Staraszafy?
– Jestem pewna, że trafię – powiedziała Łucja.
– Musimy zachować najwyższą ostrożność. Cały las pełen jest jej szpiegów. Nawet niektóre drzewa są na jej służbie.
Tak więc pan Tumnus ponownie rozłożył parasol, podał Łucji ramię i pospiesznie wyszli z pieczary, nie dbając nawet o posprzątanie po podwieczorku. Tym razem droga nie przypominała już zupełnie miłego spaceru do pieczary fauna; przemykali się ukradkiem przez las, nie odzywając się do siebie, a pan Tumnus starał się wybierać najciemniejsze przejścia. Łucja odetchnęła z ulgą, kiedy dotarli wreszcie do Latarni.
– Czy stąd już pamiętasz drogę, Córko Ewy? – zapytał Tumnus.
Łucja wpatrzyła się w ciemność między drzewami i dostrzegła w oddali jasną plamkę, wyglądającą jak odblask dziennego światła.
– Tak, widzę już drzwi szafy.
– A więc pędź do domu tak szybko, jak tylko potrafisz – powiedział faun. – I… czy b-będziesz mi mogła w ogóle przebaczyć to wszystko, o czym ci powiedziałem?
– Ależ naturalnie, wybaczam – powiedziała Łucja, ściskając mu serdecznie rękę. – I mam nadzieję, że nie wpadniesz przeze mnie w jakieś straszne tarapaty.
– Żegnaj, Córko Ewy – odpowiedział szybko faun. – A może… może mógłbym zatrzymać chusteczkę?
– Chyba tak! – powiedziała Łucja i popędziła w stronę plamki dziennego światła między drzewami tak szybko, jak potrafiła. I nagle, zamiast szorstkich gałęzi drzew, poczuła na twarzy miękkość futrzanych płaszczy, a zamiast skrzypiącego śniegu pod nogami – twardość drewnianej podłogi, aż raptem zdała sobie sprawę z tego, że wyskakuje przez otwarte drzwi szafy wprost do tego samego pokoju, w którym rozpoczęła się ta dziwna przygoda. Starannie zamknęła szafę i rozejrzała się wokoło, łapiąc oddech po szybkim biegu. Na dworze wciąż padało, a z korytarza dobiegły ją głosy rodzeństwa.
– Hej, jestem tutaj! – krzyknęła. – Jestem tutaj! Wróciłam! Nic mi się nie stało!
ROZDZIAŁ 3
Edmund wchodzi do szafy
ŁUCJA WYBIEGŁA Z PUSTEGO POKOJU na korytarz, gdzie znalazła pozostałą trójkę rodzeństwa.
– Nic mi nie jest! – powtórzyła. – Już wróciłam.
– O czym ty, na miłość boską, mówisz, Łucjo? – zapytała Zuzanna.
– Jak to? – zdziwiła się Łucja. – Czy nie martwiliście się o mnie?
– A więc schowałaś się przed nami? – powiedział Piotr. – Biedna Łusia, schowała się i nikt tego nie zauważył! Na drugi raz, jak będziesz chciała, żeby ktoś zaczął martwić się twoim zniknięciem, musisz posiedzieć w kryjówce trochę dłużej.
– Ale przecież nie było mnie przez całe godziny! – krzyknęła Łucja.
Trójka rodzeństwa popatrzyła po sobie.
– Ona jest stuknięta! – powiedział Edmund, pukając się w czoło. – Kompletnie stuknięta.
– Co właściwie masz na myśli, Łucjo? – zapytał Piotr.
– To, co powiedziałam – odrzekła Łucja. – Zaraz po śniadaniu weszłam do szafy, nie było mnie całe godziny, jadłam tam podwieczorek i w ogóle zdarzyło się mnóstwo różnych rzeczy.
– Nie bądź głupia, Łucjo – powiedziała Zuzanna. – Dopiero co wyszliśmy z tego pokoju i ty tam jeszcze byłaś.
– Ona wcale nie jest głupia – powiedział Piotr. – Po prostu całą tę historię wymyśliła sobie dla żartu. Mam rację, Łucjo? Przecież nie ma w tym nic złego.
– Nie, Piotrze, niczego sobie nie wymyśliłam – powiedziała Łucja. – To jest zaczarowana szafa. W środku jest las i pada śnieg, i tam jest faun i Czarownica, i to się nazywa Narnia, a jak nie wierzycie, to idźcie i sami zobaczcie.
Dzieci nie wiedziały, co o tym sądzić, ale Łucja była tak wzburzona, że wszyscy wrócili do pustego pokoju. Łucja pierwsza podbiegła do szafy, otworzyła drzwi i zawołała:
– A teraz wejdźcie do środka i sami zobaczcie!
– No i co, głupia gąsko – powiedziała Zuzanna, wsadzając głowę do środka i rozchylając futra – to przecież zwykła szafa. Popatrzcie, tu jest tylna ściana.
Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchylał płaszcze i – cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie szafę. Nie było ani lasu, ani śniegu, jedynie tylna ściana szafy ze sterczącymi z niej hakami. Piotr wszedł do środka i zabębnił w nią pięściami, aby upewnić wszystkich, że jest to tylko zwykłe, twarde drewno.
– Znakomity kawał – powiedział po wyjściu z szafy. – No, Łucjo, naprawdę udało ci się nas nabrać. Prawie ci uwierzyliśmy.
– Ale to nie był żaden kawał – zaperzyła się Łucja. – To prawda. Jeszcze przed chwilą wszystko było inaczej. Naprawdę tak było. Przysięgam.
– Posłuchaj, Łucjo – powiedział Piotr – czy nie uważasz, że trochę przesadziłaś? Zupełnie nieźle sobie z nas zażartowałaś, ale teraz może byłoby lepiej dać temu spokój, co?