Opowieści z Narnii. C.S. Lewis
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opowieści z Narnii - C.S. Lewis страница 7
– Chyba widzę – odpowiedział Edmund.
– A więc mój pałac leży właśnie między tymi dwoma wzgórzami. Kiedy tu wrócisz następnym razem, musisz tylko znaleźć Latarnię, poszukać tych dwu wzgórz i iść w ich kierunku przez las, a bardzo szybko trafisz do mojej siedziby. Ale pamiętaj: musisz przyprowadzić swoje rodzeństwo. Byłabym bardzo zła, gdybyś przyszedł sam.
– Będę się bardzo starał – odpowiedział Edmund.
– Aha, jeszcze jedna sprawa. Nie musisz im o mnie od razu mówić. To będzie taki nasz mały sekret, dobrze? Zróbmy im niespodziankę. Zaprowadź ich do tych dwu wzgórz, taki mądry chłopiec jak ty na pewno coś wymyśli, aby się zgodzili. A kiedy dojdziecie do mojego zamku, możesz po prostu powiedzieć: „Chodźcie, zobaczymy, kto tu mieszka”, czy coś w tym rodzaju. Jestem pewna, że tak będzie najlepiej. Jeżeli twoja siostra spotkała jednego z faunów, mogła nasłuchać się o mnie różnych dziwnych rzeczy… złośliwych plotek, które opowiadają, aby się mnie lękano. Fauny nigdy nic mądrego nie mówią, a musisz wiedzieć, że…
– Błagam, och, błagam – przerwał jej nagle Edmund – czy nie mógłbym dostać na drogę choć jednego kawałka ptasiego mleczka?
– Nie, nie – odpowiedziała królowa ze śmiechem – musisz poczekać do następnego razu. – Dała znak karłowi, a kiedy sanie ruszyły, pomachała Edmundowi ręką, wołając: – Następnym razem! Następnym razem! Nie zapomnij! Wróć szybko!
Edmund wciąż jeszcze wpatrywał się w drzewa, za którymi zniknęły sanie, gdy nagle usłyszał, jak ktoś wykrzykuje jego imię, a kiedy się rozejrzał, zobaczył Łucję wychodzącą z innej części lasu.
– Och, Edmundzie! – zawołała. – A więc ty też tu trafiłeś? Czy tu nie jest cudownie? A teraz…
– Dobra, dobra – powiedział Edmund. – Przecież widzę, że mówiłaś prawdę i że to rzeczywiście jest zaczarowana szafa. Jeżeli chcesz, to mogę cię przeprosić. Ale, na miłość boską, gdzie się podziewałaś przez cały ten czas? Wszędzie cię szukałem.
– Gdybym tylko wiedziała, że ty też tu trafisz, tobym na ciebie poczekała – powiedziała Łucja, która była tak szczęśliwa i podniecona, że nie zauważyła dziwnej nuty w jego głosie i wypieków na jego zmienionej twarzy. – Zjadłam mały obiadek z panem Tumnusem, tym faunem, który ma się zupełnie dobrze; Biała Czarownica nic mu nie zrobiła za to, że mnie puścił, więc sądzi, że w ogóle się o tym nie dowiedziała, i być może wszystko dobrze się skończy.
– Biała Czarownica? – zapytał Edmund. – Kto to taki?
– To okropna postać. Nazywa siebie królową Narnii, chociaż wcale nie ma do tego prawa, i wszystkie driady i najady, i karły, i zwierzęta, w każdym razie te, które są dobre, po prostu jej nienawidzą. Ona może zmieniać ludzi w kamień i w ogóle potrafi robić różne okropne rzeczy. I to właśnie ona zaczarowała Narnię, tak że zawsze jest tu zima, zawsze zima, a nigdy nie ma Bożego Narodzenia! Jeździ po kraju w saniach zaprzężonych w reny, ze swoją czarodziejską różdżką i w koronie na głowie.
Edmundowi było już niedobrze od zjedzenia zbyt wielu słodyczy, a kiedy usłyszał, że pani, z którą się zaprzyjaźnił, jest groźną czarownicą, poczuł się jeszcze gorzej. Wciąż jednak miał tak straszną ochotę na ptasie mleczko, że wszystko inne wydawało mu się zupełnie nieważne.
– Kto ci naopowiadał tych bzdur o Białej Czarownicy? – zapytał.
– Pan Tumnus, ten faun – odpowiedziała Łucja.
– Nie powinno się wierzyć we wszystko, co mówią fauny – powiedział Edmund, starając się sprawić wrażenie, jakby wiedział o faunach o wiele więcej.
– A tobie kto to powiedział?
– Każdy to wie – powiedział Edmund. – Zapytaj kogo chcesz. Nie sądzę też, żeby było coś zabawnego w staniu na śniegu. Chodźmy do domu.
– Masz rację! Och, Edmundzie, tak się cieszę, że ty też tu trafiłeś. Piotr i Zuzanna będą teraz musieli uwierzyć w Narnię. Ach, jaka to bę dzie zabawa!
Edmund nic nie odpowiedział, ale w głębi serca pomyślał, że dla niego to nie będzie wcale tak zabawne. Będzie musiał przyznać przed wszystkimi, że Łucja miała rację, był też pewien, że pozostała trójka stanie po stronie faunów i zwierząt, sam zaś był już bardziej niż w połowie po stronie Czarownicy. Nie wiedział więc, co powie i jak utrzyma wszystko w tajemnicy, kiedy będą w czwórkę rozmawiać o Narnii.
Tym razem trafili z powrotem bez trudności. Nagle, zamiast ośnieżonych gałęzi, poczuli na twarzach dotyk miękkich futer, a w następnym momencie oboje stali przed szafą w garderobie.
– Ejże, Edmundzie – powiedziała Łucja – przecież ty okropnie wyglądasz. Dobrze się czujesz?
– Nic mi nie jest – odpowiedział Edmund, chociaż było to dalekie od prawdy. Czuł się fatalnie.
– A więc chodź, poszukamy innych. Tyle mamy im do opowiedzenia! I pomyśl tylko, jakie nas czekają wspaniałe przygody, kiedy już będziemy w Narnii we czwórkę!
ROZDZIAŁ 5
Z powrotem po tej stronie drzwi
PONIEWAŻ ZABAWA W CHOWANEGO wciąż jeszcze trwała, odnalezienie reszty rodzeństwa zajęło Edmundowi i Łucji wiele czasu. Ale kiedy już w końcu wszyscy byli razem (a zdarzyło się to w owym długim pokoju, w którym znaleźli rycerską zbroję), Łucja wybuchnęła:
– Piotrze! Zuzanno! To wszystko jest prawda. Edmund też to widział. Naprawdę JEST taki kraj, do którego można się dostać przez szafę. Byliśmy tam razem, Edmund i ja, i spotkaliśmy się w lesie. No, Edmundzie, opowiedz im o wszystkim.
– Co to wszystko znaczy, Edziu? – zapytał Piotr.
I tu dochodzimy do jednego z najbardziej paskudnych momentów w całej tej historii. Aż do tej chwili Edmund czuł się okropnie, był nadąsany i zły na Łucję, ponieważ w końcu okazało się, że to ona miała rację, ale nie bardzo jeszcze wiedział, co z tym wszystkim począć. Kiedy jednak Piotr zapytał go nagle o zdanie, zdecydował się bez wahania na najbardziej podły i złośliwy uczynek, jaki mu przyszedł do głowy. Postanowił Łucję całkowicie pognębić.
– No, powiedz nam, Edziu – odezwała się Zuzanna.
I Edmund przybrał pobłażliwą minę, jakby był o wiele starszy od Łucji (w rzeczywistości był między nimi tylko rok różnicy), zachichotał i powiedział:
– Ach tak, po prostu bawiłem się z Łucją, udając, że uwierzyłem w całą tę historię. Naturalnie tylko dla zabawy. A naprawdę nic tam nie ma.
Biedna Łucja rzuciła mu tylko jedno spojrzenie