Niemcy. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemcy - Piotr Zychowicz страница 17
W kulturze popularnej bardzo mocno osadzony jest wizerunek strażniczek z obozów koncentracyjnych.
Tak, funkcjonują one jednak na ogół w kontekście seksualnym. Bat, wysokie buty, czapka ze swastyką. Wyglądają jak aktorki z pornograficznych filmów sadomasochistycznych. Coś w tym jednak jest. Kobiety te rzeczywiście miały zamiłowanie do mundurów, a bicz był jednym z ich ulubionych narzędzi pracy. Po wojnie odbyło się kilka procesów, w których kobiety te zostały skazane na śmierć lub wieloletnie więzienie. Żeby wymienić tylko osławioną Ilse Koch, „Sukę z Buchenwaldu”, Irmę Grese czy Marię Mandl. To rzeczywiście były zwyrodniałe sadystki, zwierzęta.
Ile było obozowych strażniczek?
Szacuje się, że od 4 do 5 tysięcy. Liczby te w świetle ostatnich badań wydają się nieco zaniżone. Okazuje się bowiem, że na terenie okupowanej Europy znajdowało się więcej obozów, niż nam się wydawało. A zgodnie z doktryną Himmlera więźniarki musiały być pilnowane przez strażniczki. Komendant mógł być mężczyzną, ale personel, który miały bezpośredni kontakt z więźniarkami, musiał być żeński. Tylko kobiety mogły wchodzić za druty. Przemieszczać się między barakami, robić kipisze, wymierzać kary fizyczne.
Czy te kobiety były złe z natury, czy stały się takie pod wpływem warunków panujących w obozach?
Większość z nich przeszła szkolenia dla strażniczek obozowych w specjalnym obozie w Ravensbrück. Uczono je tam skrajnego okrucieństwa. Ale z drugiej strony, skoro w ogóle trafiały na te szkolenia, to musiało być z nimi coś nie tak. Jeżeli bowiem ktoś dobrowolnie zgłasza się do takiej „pracy”, to albo działa z pobudek ideologicznych, albo jest sadystą, który ma nadzieję, że w obozie pofolguje swoim skłonnościom. Normalni ludzie robili wszystko, aby uniknąć służby w obozach. Niemcy na ogół wiedzieli, co się w nich dzieje. A one zgłaszały się tam na ochotnika.
Być może jednak stosunki panujące w obozach je zradykalizowały. Tak jak w słynnym eksperymencie Zimbardo, w którym grupa normalnych studentów zamieniła się w oprawców, gdy kazano im odgrywać rolę strażników.
Na pewno im bardziej te kobiety zagłębiały się w system obozowy, tym bardziej stawały się bestialskie. Gdy przekonywały się, że życie ludzkie nie ma żadnej wartości, że pobicie czy nawet zabicie człowieka jest bardzo proste, zaczynało je to fascynować. Pogrążały się w tym. Wydaje mi się jednak, że wiele z nich cały czas odgrywało pewną narzuconą sobie rolę, musiały się pilnować, żeby nie zapomnieć, gdzie się znajdują. Nosiły na twarzach maski.
Jak to?
Była więźniarka Birkenau opowiadała mi o pewnej strażniczce. Kobieta ta specjalizowała się w straszliwych wrzaskach. Podobno wrzeszczała tak, że więźniarkom ze strachu włosy stawały dęba na karku. Nigdy jednak nikogo nie biła, robotę tę wykonywał za nią pies. Wielki, zły wilczur, który na jej skinienie rzucał się na więźniarki. Kąsał je i gryzł tak okropnie, że wszystkie kobiety panicznie się go bały.
Owczarek niemiecki?
Oczywiście. Pewnego dnia moja rozmówczyni podpadła tej strażniczce i została poszczuta psem. Problem polegał na tym, że wytresowano go tak, by gryzł ludzi pachnących jak więźniowie. Ta kobieta zajmowała się zaś znakowaniem więziennych pasiaków, była więc przesiąknięta wonią terpentyny i farby. Zapach ten strasznie się psu spodobał i zamiast się na nią rzucić, zaczął machać ogonem i się łasić. Był zachwycony, gdy więźniarka zaczęła go głaskać i przytulać.
Co na to strażniczka?
Zupełnie zgłupiała. Coś poszło niezgodnie ze schematem i całkowicie wyszła ze swej roli. Przyłączyła się do tej więźniarki i też zaczęła głaskać i drapać za uchem swojego psa. Po chwili jednak się ocknęła, przypomniała sobie, że jest w Birkenau, i znów zaczęła się straszliwie wydzierać. Wszystko szybko wróciło do „normy”. W tym wypadku mieliśmy więc do czynienia z osobą wyszkoloną do okrucieństwa.
Czy masowy udział kobiet w zbrodniach był fenomenem narodowego socjalizmu, czy też występował na przykład również w Związku Sowieckim?
Dobre pytanie. Niestety, to kwestia zupełnie nie zbadana. Badania porównawcze obu totalitarnych systemów są prowadzone od dawna. Analizuje się mechanizmy działania obu państw, ich systemy wewnętrzne oraz ich zbrodnie. Nikt jednak jeszcze nie spróbował porównać udziału kobiet w ludobójstwie narodowosocjalistycznym i komunistycznym. Wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że takie zjawisko występowało również w Związku Sowieckim. Bolszewicy od początku bowiem w bardzo dużym zakresie wykorzystywali kobiety. Wiele służyło w Armii Czerwonej, odgrywały olbrzymią rolę w sowieckiej biurokracji i strukturach partyjnych.
Komunizm, który obiecywał powszechną równość wszystkim ludziom, był chyba dla kobiet znacznie bardziej atrakcyjną ideologią niż narodowy socjalizm.
O tak, niewątpliwie. Tak jak powiedziałam, było ich w sowieckiej administracji bardzo dużo. Niemożliwe jest więc, żeby nie brały udziału w masowych deportacjach, rozstrzeliwaniach, czystkach, tworzeniu list wywozowych. Nie mówiąc już o systemie Archipelagu GUŁag. To wszystko były gigantyczne operacje angażujące dziesiątki tysięcy urzędników. A więc na pewno również kobiety. Zbadanie tego byłoby rzeczywiście fascynujące.
Wygląda na to, że znalazłem pani nowy temat.
(śmiech) Chyba rzeczywiście, gdy skończę z obecnym projektem, będę się musiała zająć czerwonymi morderczyniami.
Prof. WENDY LOWER jest amerykańskim historykiem Holokaustu. Bada eksterminację Żydów na Ukrainie i rolę kobiet w ludobójstwie dokonanym przez III Rzeszę. Jest związana z Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Napisała m.in.: Nazi Empire Building and the Holocaust in the Ukraine, The Diary of Samuel Golfard and the Holocaust in Eastern Galicia oraz przetłumaczoną na język polski książkę Furie Hitlera. Niemki na froncie wschodnim (Wydawnictwo Czarne).
Źródło: „Rzeczpospolita”, 7 sierpnia 2010
8
Głowa w akwarium, czyli upadek Heydricha
Rozmowa z niemieckim historykiem profesorem ROBERTEM GERWARTHEM
Himmler nazywał go „supermózgiem Gestapo”, Hitler uważał za jednego z najinteligentniejszych narodowych socjalistów. A Reinhard Heydrich zginął jak głupiec.
Rzeczywiście, w dniu swojej śmierci protektor Czech i Moraw złamał wszystkie procedury ochrony dygnitarzy III Rzeszy, które zresztą sam wprowadził. Rano 27 maja