Czarnobylska modlitwa.. Светлана Алексеевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarnobylska modlitwa. - Светлана Алексеевич страница 8

Czarnobylska modlitwa. - Светлана Алексеевич Reportaż

Скачать книгу

Broń. Człowiek z karabinem w strefie skażenia… Do kogo tam mógł strzelać i przed kim nas bronić? Przed fizyką, przed niewidzialnymi cząsteczkami? Rozstrzelać ziemię albo drzewo? Samą elektrownię sprawdzało KGB. Szukano szpiegów i dywersantów, krążyły słuchy, że awaria była zaplanowaną akcją zachodnich służb specjalnych, godzącą w jedność obozu socjalistycznego. Należało zachować czujność.

      Ta wizja wojny… Ta kultura wojny runęła na moich oczach. Weszliśmy do świata nieprzejrzystego, w którym zło nie daje żadnych wyjaśnień, nie odsłania się i nie uznaje żadnych praw.

      Widziałam, jak człowiek przedczarnobylski zmieniał się w człowieka czarnobylskiego.

      Niejeden raz… Mamy tutaj o czym myśleć… Słyszałam opinie, że zachowanie strażaków gaszących pierwszej nocy pożar w elektrowni, czy też likwidatorów przypomina samobójstwo. Zbiorowe samobójstwo. Likwidatorzy często nie mieli odzieży ochronnej i bez sprzeciwu udawali się tam, gdzie „umierały” roboty. Ukrywano przed nimi prawdę o dużych dawkach, jakie otrzymali, oni jednak nie protestowali. Potem cieszyli się z otrzymanych listów gratulacyjnych i medali, które wręczano im przed śmiercią. Wielu zresztą tego nie doczekało. Kim więc byli – bohaterami czy samobójcami? Ofiarami radzieckich idei i wychowania? Po pewnym czasie zapomina się o tym, że uratowali swój kraj. Ocalili Europę. Tylko przez moment wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby wybuchły pozostałe trzy reaktory.

      Ci ludzie są bohaterami. Bohaterami nowej historii. Porównuje się ich do bohaterów bitwy stalingradzkiej albo bitwy pod Waterloo, ale oni przecież ratowali coś większego niż własną ojczyznę, ratowali samo życie. Czas życia. Żywy czas. Czarnobylem człowiek zamachnął się na wszystko, na cały świat boży, w którym poza nim żyją tysiące innych istot, zwierząt i roślin. Kiedy przychodziłam do nich. Słuchałam ich opowieści o tym, jak (oni pierwsi i po raz pierwszy) wykonywali nową ludzką nieludzką pracę – grzebali ziemię w ziemi, to znaczy zakopywali w specjalnych betonowych bunkrach skażone warstwy gleby razem ze wszystkimi jej mieszkańcami: żukami, pająkami, larwami, różnymi owadami, których nazw nawet nie znali. Nie pamiętali. Ich rozumienie śmierci było całkiem inne, obejmowało wszystko począwszy od ptaka, a skończywszy na motylu. Ich świat był już innym światem, miał nowe prawo życia, życia wszystkiego i dla wszystkich, z nową odpowiedzialnością i nowym poczuciem winy. W ich opowieściach nieustannie obecny był temat czasu, mówili „po raz pierwszy”, „nigdy więcej”, „na zawsze”. Wspominali, jak jeździli po opustoszałych wsiach i spotykali tam czasem samotnych starców, którzy nie chcieli wyjeżdżać albo potem wrócili z innych stron – siedzieli wieczorem przy łuczywie, kosili kosą, żęli sierpem, ścinali drzewa siekierą i odmawiali modlitwy do zwierząt i duchów. Do Boga. Wszystko jak przed dwustu laty, a tymczasem gdzieś wysoko w górze latały statki kosmiczne. Czas ugryzł się w ogon, początek i koniec się połączyły. Dla tych, którzy tam trafili, Czarnobyl nie skończył się w Czarnobylu. Wrócili nie z wojny, ale… jakby z innej planety. Zrozumiałam, że własne cierpienia całkiem świadomie przekształcali w nową wiedzę i nas nią obdarzali: patrzcie, będziecie musieli coś z tą wiedzą zrobić, jakoś ją wykorzystać.

      Bohaterowie Czarnobyla mają jeden pomnik. Wykonany ludzkimi rękami sarkofag, w którym złożyli płomień nuklearny. Piramidę XX wieku.

      Na ziemi czarnobylskiej szkoda człowieka. Ale jeszcze bardziej szkoda zwierzęcia. Nie, nie przejęzyczyłam się. To uczucie, choć ukryte, nieustannie we mnie żyło. Co zostawało w martwej strefie po tym, jak uciekli z niej ludzie? Stare cmentarze i cmentarzyska zwierząt. Człowiek ratował tylko siebie, wszystkich innych zdradził. Po ewakuacji do wsi wkraczały oddziały żołnierzy albo ochotników i rozstrzeliwały zwierzęta. Psy uciekały na dźwięk ludzkiego głosu… I koty… Konie też nic nie rozumiały… Ani zwierzęta domowe, ani ptaki niczemu nie były winne – umierały w strasznym milczeniu. Niegdyś w Meksyku, a nawet na przedchrześcijańskiej Rusi ludzie prosili o wybaczenie zwierzęta, które chcieli zabić i zjeść. W starożytnym Egipcie zwierzę miało prawo do skargi przeciw człowiekowi. Na papirusie, który zachował się w jednej z piramid, napisano: „Nie znaleziono ani jednej skargi byka przeciwko N”. Przed odejściem do królestwa umarłych Egipcjanin czytał modlitwę zawierającą słowa: „Nie krzywdziłem żadnego stworzenia. Nie zabierałem zwierzęciu ziarna ani trawy”.

      Co dało doświadczenie Czarnobyla? Czy skierował nas w stronę tego milczącego i tajemniczego świata „innych”?

      Kiedyś widziałam, jak do wsi, z której uciekli ludzie, weszli żołnierze i zaczęli strzelać…

      Bezradne krzyki zwierząt… Krzyczały każde w swoim języku.

      O tym pisano już w Nowym Testamencie. Chrystus przychodzi do świątyni jerozolimskiej i widzi tam zwierzęta, przynoszone na ofiarę: z poderżniętymi gardłami, ociekające krwią. Jezus zawołał: „…zamieniliście dom mego Ojca w jaskinię zbójców”. Mógłby dodać – w rzeźnię. Mnie setki mogilników2 w strefie skażenia, w których pogrzebano zwierzęta, przypominają starożytne cmentarzyska ofiarne. Tylko któremu z bogów złożono ofiary? Bogu nauki i wiedzy, czy też bogu ognia? W tym sensie Czarnobyl sięga dalej niż Auschwitz i Kołyma. Dalej niż Holocaust. Bo dotyka końca. Opiera się o nicość.

      Innymi oczyma oglądam świat wokół siebie. Pełznie po ziemi malutka mrówka, która jest mi teraz bliższa. Po niebie leci bliski mi ptak. Między mną a nimi skrócił się dystans. Nie ma dotychczasowej przepaści. Wszystko to jest życiem.

      Zapamiętałam też coś takiego… Opowieść starego pasiecznika, potem słyszałam to także od innych: „Wyszedłem rano do ogrodu, czegoś brakuje, jakiegoś znajomego dźwięku. Nie ma pszczół. Nie słychać ani jednej pszczoły! Ani jednej! Co to jest?

      Co to znaczy? Na drugi dzień też nie wyleciały. Na trzeci – to samo. Potem powiedziano nam, że była awaria w elektrowni atomowej, a ta jest niedaleko od nas. Ale długo nic nie wiedzieliśmy. Pszczoły wiedziały, my nie. Teraz w razie czego będę na nie patrzył. Na ich życie”. I kolejny przykład. Rozmawiałam z wędkarzami nad rzeką, ci wspominali: „Myśmy czekali, kiedy coś powiedzą w telewizji… Powiedzą, jak się ratować. Tymczasem robaki. Zwykłe robaki zaryły się głęboko w ziemię, może na pół metra albo na metr. A my nic nie rozumiemy. Kopiemy i kopiemy. Nie znaleźliśmy żadnego robaka na haczyk…”.

      Komu przysługuje pierwszeństwo, kto mocniej, pewniej trwa na tej ziemi – my czy one? Powinniśmy się uczyć od nich, jak przeżyć… I jak żyć…

      Dwie katastrofy nałożyły się na siebie: pierwsza, społeczna – na naszych oczach rozleciał się Związek Radziecki, zapadł się pod wodę gigantyczny ląd socjalizmu; druga, kosmiczna – Czarnobyl. Dwa wybuchy globalne. Pierwsza z katastrof jest bliższa, bardziej zrozumiała. Ludzie są zajęci dniem, życiem codziennym: za co kupić, dokąd pojechać, w co wierzyć, pod jakimi sztandarami teraz stanąć. A może trzeba uczyć się żyć dla siebie, własnym życiem? Nie mamy o tym pojęcia, nie umiemy tego, bo nigdy tak nie żyliśmy. Nie ma u nas jeszcze historii „po prostu życia”. Każdy z osobna i wszyscy razem czegoś takiego doświadczamy. Ale o Czarnobylu wolelibyśmy zapomnieć, bo przed nim skapitulowała nasza świadomość. To była katastrofa świadomości. Świat naszych wyobrażeń i wartości wyleciał w powietrze. Gdybyśmy zwyciężyli Czarnobyl albo zrozumieli go do końca, więcej byśmy o nim myśleli. A tak żyjemy w jednym świecie, a nasza świadomość funkcjonuje w innym. Rzeczywistość nam się wymyka, już jej nie dogonimy.

Скачать книгу


<p>2</p>

Mogilnik – składowisko niebezpiecznych substancji, chronione przed kontaktem z wodami gruntowymi i atmosferą.