Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 24

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

odłożyła sztućce, choć nawet nie zaczęła jeść. – Czy tym razem mogłabym popłynąć z wami do Fjällbacki? Od dawna nie widuję ludzi, poza tym byłoby miło pobyć na lądzie.

      – Mowy nie ma. – Julian patrzył na nią tak samo mrocznie jak zawsze.

      – Pytałam Karla – odparła spokojnie, chociaż serce jej stanęło. Po raz pierwszy zdobyła się na sprzeciw.

      Julian prychnął i spojrzał na Karla.

      – Słyszałeś? Mam znosić coś takiego od twojej baby?

      Karl ze znużeniem patrzył w talerz.

      – Nie możemy cię zabrać – odrzekł. Uważał rozmowę za zakończoną.

      Ale jej samotność dopiekła tak bardzo, że już nie mogła się powstrzymać.

      – Ale dlaczego? Przecież w łódce jest miejsce, poza tym zrobię lepsze zakupy, żebyśmy mogli zjeść co innego, a nie na okrągło makrelę z ziemniakami. Chyba dobrze by było?

      Julian, blady z wściekłości, wpatrywał się w Karla. Karl zerwał się od stołu.

      – Nie pojedziesz z nami, i koniec. – Włożył kurtkę i wyszedł. Trzasnął drzwiami.

      Zachowywał się tak od tamtej nocy, gdy próbowała się do niego zbliżyć. Obojętność przeszła w coś, co przypominało odrazę, jaką jej okazywał Julian, w niepojętą antypatię, przed którą nie potrafiła się bronić. Czy naprawdę zrobiła coś strasznego? Czy była wstrętna i odstręczająca? Przypomniała sobie, jak wyglądały oświadczyny. Oświadczył się wprawdzie całkiem znienacka, ale w jego głosie słyszała ciepło i tęsknotę. A może to było tylko echo jej własnych uczuć i marzeń? Spuściła wzrok.

      – Widzisz, co narobiłaś. – Julian rzucił sztućce, z brzękiem spadły na talerz.

      – Dlaczego tak mnie traktujesz? Przecież nie zrobiłam ci nic złego. – Aż ją zdziwiła własna odwaga. Widocznie w końcu musiała to z siebie wyrzucić.

      Nie odpowiedział. Spojrzał na nią ponuro, wstał i poszedł za Karlem. Kilka minut później zobaczyła, jak łódź odbija od pomostu i kieruje się w stronę Fjällbacki. Właściwie wiedziała, dlaczego jej nie zabierają. W gospodzie Abeli na Florö, gdzie zawsze kończyli wyprawę, towarzystwo żony nie byłoby dobrze widziane. Wrócą przed zmierzchem. Zawsze przypływali na czas, żeby zdążyć do latarni.

      Trzasnęły drzwi szafy. Emelie aż podskoczyła. Drzwi wejściowe były zamknięte, więc to nie mógł być wiatr. Nie wierzyła, że mogą chcieć ją nastraszyć, ale to nie pomagało. Znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać. Rozejrzała się. Nikogo nie było. Wsłuchała się uważniej i wtedy usłyszała stłumiony odgłos, jakby z pewnej odległości, miarowy, cichy oddech. Nie umiała określić, skąd dochodzi. Miała wrażenie, że to dom oddycha. Próbowała dosłyszeć, czego od niej chcą, ale oddech ucichł. Znów zrobiło się cicho.

      Zabrała się do zmywania i z ciężkim sercem wróciła myślą do Karla i Juliana. Przecież jest dobrą żoną, a jednak wszystko robi nie tak. Poczuła się samotna, sama jak palec. Chociaż właściwie już nie była sama. Coraz częściej czuła ich obecność. Słyszała i czuła różne rzeczy, jak przed chwilą. Już się ich nie bała. Nie chcą jej zrobić nic złego.

      Pochyliła się nad kadzią, łzy kapały do brudnej wody. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Nie obejrzała się za siebie. Wiedziała, że i tak nikogo nie zobaczy.

      Paula wyciągnęła się na łóżku, musnęła włosy Johanny i zostawiła tam rękę. Znów odżył niepokój. Od kilku miesięcy jakby się od siebie oddalały. Nie dotykały się już tak spontanicznie, chociaż naprawdę się kochały.

      Właściwie nie była to kwestia ostatnich miesięcy. Zaczęło się zaraz po narodzinach synka. Chciały mieć dziecko i musiały o nie zawalczyć. Wierzyły, że zwiąże je jeszcze bardziej. Tak się stało, ale tylko do pewnego stopnia. Paula uważała, że ona sama nie zmieniła się tak bardzo. Natomiast Johanna całkowicie weszła w rolę matki. Traktowała ją nawet z pewną wyższością, jakby Paula się nie liczyła albo jakby ona, Johanna, liczyła się bardziej, ponieważ urodziła Lea, była biologiczną matką ich synka. Leo nie miał genów Pauli, tylko jej miłość, i to od pierwszej chwili. Kochała go już wtedy, gdy był w brzuchu Johanny. Kiedy przyszedł na świat, gdy wzięła go na ręce, ta miłość stała się tysiąc razy silniejsza. Czuła, że jest jego mamą tak samo jak Johanna. Niestety Johanna nie podzielała tego przekonania, choć nie chciała się do tego przyznać.

      Słyszała, jak matka krząta się po kuchni i jak rozmawia z wnukiem. Pomyślała, że dobrze się złożyło, że jest rannym ptaszkiem i z przyjemnością wstaje razem z nim. Dzięki temu ona i Johanna mogą pospać dłużej. A gdy w związku ze śledztwem nie mogła pracować na pół etatu, matka od razu zaofiarowała pomoc. O dziwo, nawet Bertil był gotów wcześnie wstawać, żeby pomóc. Ale ostatnio Johanna ciągle miała jakieś zastrzeżenia do Rity. Jakby tylko ona wiedziała, jak należy się zajmować małym.

      Paula z westchnieniem spuściła nogi z łóżka. Johanna się poruszyła, ale nie obudziła. Paula się nachyliła i czułym gestem odsunęła jej z twarzy kosmyk włosów. Do tej pory była pewna, że ich związek jest trwały i stabilny. Teraz tej pewności zabrakło i sama myśl o tym ją przestraszyła. Gdyby się rozstały, straciłaby synka. Johanna na pewno nie zostałaby w Tanumshede, a nie wyobrażała sobie, żeby się miała stąd wyprowadzić. Dobrze jej się tu mieszkało, lubiła swoją pracę i kolegów. Nie podobało jej się tylko to, co się działo między nią a Johanną.

      Bardzo była ciekawa, co przyniesie wyprawa do Göteborga. Była ciekawa, kim był Mats Sverin, chciała się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Instynkt podpowiadał jej, że odpowiedzi na pytanie, kto go zastrzelił, należy szukać w przeszłości, o której nigdy nie mówił.

      – Dzień dobry – powitała ją matka, gdy weszła do kuchni.

      Leo siedział na swoim krzesełku. Wyciągnął do niej rączki. Wzięła go na ręce i przytuliła.

      – Dzień dobry. – Usiadła przy stole, z małym na kolanach.

      – Śniadanie?

      – Z przyjemnością. Jestem strasznie głodna.

      – Zaraz temu zaradzimy.

      Postawiła przed nią talerz z jajkiem sadzonym.

      – Mamo, rozpuszczasz nas. – Paula objęła ją w talii i przytuliła głowę do pulchnego ciała.

      – Kochanie, wiesz, że robię to z przyjemnością. – Matka odwzajemniła uścisk i przy okazji pocałowała Lea w głowę.

      Przyczłapał Ernst. Przysiadł na podłodze, tuż przy Pauli. Zanim zdążyły się zorientować, Leo rzucił mu jajko. Pies połknął je w mgnieniu oka. Leo zaklaskał w rączki. Bił sobie brawo – nakarmił ukochanego pieska.

      – Oj, malutki

Скачать книгу