Trzeci klucz. Ю Несбё

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzeci klucz - Ю Несбё страница 31

Trzeci klucz - Ю Несбё Harry Hole

Скачать книгу

przepraszająco machnął ręką.

      – Był czerwony? – spytał Harry ściszonym, niewyraźnym głosem.

      – Co powiedziałeś?

      Harry podniósł głowę.

      – Nic. Zapamiętaj to nazwisko. I wracaj do domu, do tego swojego życia.

      Dzwonki znów się rozdzwoniły.

      Harry przestał gładzić ladę, ale nie odrywał od niej ręki. Nagle wydała mu się zimna jak marmur.

      Astrid Monsen miała czterdzieści pięć lat, żyła z tłumaczenia francuskiej literatury pięknej w gabinecie w mieszkaniu na Sorgenfrigata i nie miała mężczyzny swego życia, tylko taśmę z nagranym szczekaniem psa, która kręciła się na okrągło, a w nocy stała przy drzwiach wejściowych. Harry usłyszał jej kroki, a potem zgrzyt co najmniej trzech zamków, zanim drzwi lekko się uchyliły i przez szparę wyjrzała drobna piegowata twarz pod czarnymi kędziorami.

      – Och! – jęknęła na widok wysokiej postaci Harry’ego.

      Chociaż nie rozpoznał jej twarzy, od razu ogarnęło go uczucie, jakby już ją kiedyś spotkał. Prawdopodobnie dlatego, że Anna szczegółowo opisywała mu swoją lękliwą sąsiadkę.

      – Harry Hole z Wydziału Zabójstw – oznajmił, pokazując jej odznakę. – Przepraszam, że przeszkadzam tak późnym popołudniem, ale mam kilka pytań na temat tego wieczoru, kiedy zginęła Anna Bethsen.

      Gdy się zorientował, że kobieta ma problemy z zamknięciem ust, próbował uspokoić ją uśmiechem. Kątem oka dostrzegł poruszenie firanki za szybą sąsiednich drzwi.

      – Mogę wejść, pani Monsen? Wystarczy mi naprawdę chwila.

      Astrid Monsen cofnęła się o dwa kroki i Harry skorzystał z okazji, by wsunąć się do środka i zamknąć za sobą drzwi. Mógł teraz podziwiać jej fryzurę afro w całej okazałości. Najwyraźniej ufarbowała włosy na czarno, otaczały jej niedużą białą głowę jak olbrzymi globus.

      Stali naprzeciwko siebie w oszczędnie oświetlonym przedpokoju, ozdobionym suszonymi kwiatami i oprawionym w ramki plakatem z Muzeum Chagalla w Nicei.

      – Widziała mnie pani już wcześniej? – spytał Harry.

      – O co… o co panu chodzi?

      – Pytam jedynie, czy już mnie pani kiedyś widziała. Zaraz przejdę do rzeczy.

      Astrid Monsen otworzyła i zamknęła usta. Potem zdecydowanie pokręciła głową.

      – No dobrze – powiedział Harry. – A była pani w domu we wtorek wieczorem?

      Z wahaniem kiwnęła głową.

      – Czy coś pani widziała albo słyszała?

      – Nic – odparła, nieco zbyt prędko jak na gust Harry’ego.

      – Proszę się zastanowić. – Próbował uśmiechnąć się do niej życzliwie, ale uśmiech nie był najlepiej wyćwiczonym elementem w jego dość ograniczonym repertuarze min.

      – Nic absolutnie – odparła, wiodąc wzrokiem ku drzwiom za plecami Harry’ego. – Nic.

      Harry wyszedł na ulicę i zapalił papierosa. Słyszał, jak Astrid Monsen zamyka drzwi na łańcuch, gdy tylko opuścił jej mieszkanie. Biedaczka. Była ostatnia w kolejce i mógł teraz podsumować, że tego wieczoru, gdy umarła Anna, nikt w całej kamienicy nie widział ani nie słyszał na klatce schodowej ani jego, ani nikogo innego.

      Zaciągnął się dwukrotnie i wyrzucił papierosa.

      W domu długo siedział w fotelu, wpatrując się w czerwone oko automatycznej sekretarki, nim wreszcie wcisnął guzik odtwarzający wiadomości. Dzwoniła Rakel, która chciała mu życzyć dobrej nocy, a jakiś dziennikarz domagał się komentarza na temat tych dwóch napadów. Później Harry przewinął taśmę i odsłuchał wiadomość od Anny: „I czy włożysz te dżinsy, które tak bardzo lubiłam?”.

      Potarł twarz, potem wyjął kasetę i wyrzucił ją do śmieci.

      Na zewnątrz padał deszcz, a w środku Harry uprawiał zapping. Piłka ręczna kobiet, opera mydlana i teleturniej, w którym można było zostać milionerem. Harry zatrzymał się na kanale SVT, gdzie jakiś filozof i antropolog kultury dyskutowali na temat pojęcia zemsty. Jeden twierdził, że kraj taki jak USA, symbolizujący pewne moralne wartości, takie jak wolność i demokracja, ma moralny obowiązek pomścić atak na swoje terytorium, gdyż jest to zarazem atak na te wartości. „Jedynie obietnica odwetu – i egzekwowanie tego – może ochronić system tak wrażliwy jak demokracja”.

      „A jeśli te wartości, które reprezentuje demokracja, same padną ofiarą aktu zemsty? – zareplikował drugi. – Jeśli pogwałcone zostaną prawa innego narodu ustanowione przez prawo międzynarodowe? Jakich wartości bronimy, kiedy podczas pościgu za winnymi pozbawiamy praw niewinnych cywilów, i co z moralną wartością, mówiącą, że trzeba nadstawić drugi policzek?”

      „Problem w tym – odparł tamten z uśmiechem – że człowiek ma tylko dwa policzki, prawda?”

      Harry zgasił telewizor. Zastanawiał się, czy nie powinien zadzwonić do Rakel, lecz doszedł do wniosku, że jest już za późno. Próbował trochę poczytać powieść Jima Thompsona, ale odkrył, że brakuje w niej stron od dwudziestej czwartej do trzydziestej ósmej. Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Potem otworzył lodówkę i bezmyślnie zagapił się na ser i słoik z dżemem truskawkowym. Miał na coś ochotę, ale nie wiedział, na co. Mocno zatrzasnął drzwi lodówki. Kogo on próbuje oszukać? Miał ochotę na drinka.

      O drugiej w nocy obudził się w fotelu, ubrany. Wstał, poszedł do łazienki i wypił szklankę wody.

      – Cholera! – powiedział do siebie w lustrze. W sypialni włączył komputer. Znalazł w sieci sto cztery artykuły na temat samobójstwa, ale żaden nie traktował o zemście, zawierały jedynie hasła i całe mnóstwo odniesień do motywów zemsty w literaturze i mitologii greckiej. Już miał wyłączyć komputer, gdy uświadomił sobie, że od paru tygodni nie sprawdzał poczty. Dostał dwa maile. Jeden od operatora sieci na temat przerwy w dostawie usług, sprzed dwóch tygodni. Nadawca drugiego maila miał adres: [email protected]. Kliknął dwa razy i przeczytał wiadomość. Cześć, Harry. Pamiętaj o kluczu. Anna. Czas nadania świadczył o tym, że wysłała tego maila na dwie godziny przed ich spotkaniem. Przeczytał wiadomość jeszcze raz. Taka krótka. Taka… obojętna. Przypuszczał, że właśnie takie maile wysyłają do siebie ludzie. Cześć, Harry. Dla osoby stojącej z boku wyglądałoby to na kontakt dobrych znajomych, tymczasem oni znali się kiedyś, wieki temu, przez sześć tygodni, i Harry nie miał pojęcia, skąd w ogóle ona mogła mieć jego adres mailowy.

      Kiedy zasnął, śniło mu się znów, że stoi w banku ze strzelbą. Ludzie wokół niego byli z marmuru.

      15. GADŹO

Скачать книгу