Trzeci klucz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Trzeci klucz - Ю Несбё страница 26
– To najdziwniejsza rzecz, z jaką się zetknąłem – stwierdził Halvorsen, siadając obok Harry’ego przy biurku. – Musiała posprzątać. Może postanowiła usunąć wszystko, co było nią. Całą swoją osobę, jeśli mnie rozumiesz.
– Rozumiem. Nie zauważyłeś gdzieś laptopa?
– Laptopa?
– Przenośnego komputera.
– O czym ty mówisz?
– Nie widzisz tego bledszego prostokąta na drewnie? – Harry wskazał na fragment blatu między nimi. – Wygląda na to, że stał tu laptop, który został usunięty.
– Naprawdę?
Harry poczuł na sobie badawcze spojrzenie Halvorsena.
Na ulicy stanęli, patrząc w jej okna w bladożółtej fasadzie. Harry palił papierosa w kształcie harmonijki, którego znalazł w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
– Dziwna sprawa z tymi krewnymi – stwierdził Halvorsen.
– Dlaczego?
– Møller ci nie mówił? Nie udało się znaleźć adresu rodziców, rodzeństwa czy kogoś takiego. Tylko stryja, który siedzi. No i Møller sam musiał dzwonić do zakładu pogrzebowego, żeby zabrali tę nieszczęsną dziewczynę. Jak gdyby śmierć nie była dostatecznym odchodzeniem w samotność.
– Mhm. A do którego zakładu?
– Do Sandemanna – odparł Halvorsen. – Ten stryj chciał, żeby została skremowana.
Harry, ssąc papierosa, patrzył na dym, który unosił się do góry i znikał. Oto koniec procesu, który rozpoczął się w chwili, gdy jakiś wieśniak zasiał nasiona tytoniu gdzieś na polu w Meksyku. W ciągu czterech miesięcy z nasionka wyrosła roślina wysokości mężczyzny, a dwa miesiące później została ścięta, poddana procesowi fermentacji, wysuszona, posortowana, zapakowana i wysłana do jednej z fabryk RJ Reynoldsa na Florydzie albo w Teksasie. Tam zmieniła się w papierosa z filtrem marki Camel w zapakowanej próżniowo żółtej paczce cameli w kartonie, który załadowano na statek do Europy. A po ośmiu miesiącach od chwili, gdy tytoń był jeszcze maleńkim listkiem na ledwie kiełkującej pod słońcem Meksyku zielonej roślinie, wysunął się z paczki papierosów w kieszeni płaszcza pijanego mężczyzny, który potknął się na schodach albo wypadł z taksówki, albo okrywał się płaszczem jak kocem, ponieważ nie był w stanie lub nie miał odwagi otworzyć drzwi do sypialni, gdzie pod łóżkiem czają się potwory. A teraz, gdy mężczyzna wreszcie znajduje papierosa, pogniecionego, pokrytego pyłkami z kieszeni, wsadza jeden jego koniec do cuchnących ust, a drugi podpala. Kiedy zaś ususzony, pocięty na kawałeczki liść tytoniu da mu odrobinę przyjemności, zostaje wydmuchany i nareszcie jest wolny. Może się rozwiać, zmienić w nicość, odejść w zapomnienie.
Halvorsen chrząknął dwa razy.
– Skąd wiedziałeś, że ona zamówiła klucze właśnie u „Ślusarza” na Vibes gate?
Harry wyrzucił niedopałek na ziemię i mocniej owinął się płaszczem.
– Wygląda na to, że Aune miał rację – powiedział. – Będzie deszcz. Jeśli jedziesz bezpośrednio do Budynku Policji, chętnie się z tobą zabiorę.
– W Oslo jest z pewnością setka innych ślusarzy, Harry.
– Mhm. Ale zadzwoniłem do wiceprzewodniczącego wspólnoty, Knuta Arnego Ringnesa. Fajny facet. Od dwudziestu lat korzystają z usług „Ślusarza”. Jedziemy?
– Dobrze, że tu jesteś – powiedziała Beate Lønn, gdy Harry wszedł do House of Pain. – Wczoraj wieczorem coś odkryłam. Spójrz na to. – Przewinęła taśmę do tyłu i wcisnęła pauzę.
Ekran wypełnił drżący zatrzymany obraz twarzy Stine Grette, zwróconej do bandyty w kominiarce.
– Powiększyłam jeden fragment filmu. Chciałam mieć jak największą twarz Stine.
– A po co? – spytał Harry, osuwając się na krzesło.
– Jak popatrzysz na licznik, to widać, że zostało jeszcze osiem sekund do strzału Ekspedytora…
– Ekspedytora?
Beate uśmiechnęła się zakłopotana.
– Zaczęłam go tak nazywać na własny użytek. Mój dziadek miał gospodarstwo i ja… No tak.
– A gdzie?
– W Valle w Setesdalen. Tam się mówiło o ekspediowaniu zwierząt na tamten świat.
– I tam widziałaś, jak zarzynają zwierzęta?
– Tak.
Ton nie zapraszał do rozwijania wątku. Beate wcisnęła guzik Slow i twarz Stine Grette nabrała życia. Harry widział, jak na zwolnionym filmie mruga i porusza wargami. Już zaczął bać się strzału, gdy Beate nagle zatrzymała film.
– Widziałeś? – spytała z przejęciem.
Upłynęło kilka sekund, nim Harry’emu rozjaśniło się w głowie.
– Ona mówiła – powiedział. – Ona coś powiedziała tuż przed tym, jak została zastrzelona. Jednak na taśmie dźwiękowej nic nie słychać.
– Dlatego, że szepcze.
– Że też wcześniej nie zwróciłem na to uwagi! Ale dlaczego? I co ona mówi?
– Mam nadzieję, że tego wkrótce się dowiemy. Udało mi się złapać specjalistę z Centrum Niesłyszących. Już tu jedzie.
– Świetnie.
Beate spojrzała na zegarek. Harry przygryzł dolną wargę, nabrał powietrza i powiedział cicho:
– Posłuchaj, Beate…
Zauważył, że zesztywniała, gdy zwrócił się do niej po imieniu.
– Miałem partnerkę. Nazywała się Ellen Gjelten.
– Wiem – odparła Beate prędko. – Została zabita nad rzeką Aker.
– No właśnie. Kiedy zdarzało nam się utknąć w jakiejś sprawie, wykorzystywaliśmy rozmaite techniki, żeby pobudzić informacje zarejestrowane w podświadomości. Takie zabawy asocjacyjne, w których zapisywaliśmy słowa na karteczkach, i podobne. – Harry uśmiechnął się zażenowany. – Może to brzmi trochę mgliście, ale od czasu do czasu dawało wyniki. Pomyślałem, że moglibyśmy spróbować czegoś podobnego.
– Tak?
Harry’ego