Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 2

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

krystaliczne morze, ale w środku miała burzę. Wyprostowała się i objęła, ale nie mogła powstrzymać drżenia. W tym momencie jakby ktoś przeszedł po moim grobie – mawiała jej matka. Może rzeczywiście. Nie w tym sensie, że przeszedł po j e j grobie. Po jakimś.

      Czas spuścił zasłonę na to, co było, wspomnienie było bardzo niewyraźne. Pamiętała przede wszystkim głosy domagające się odpowiedzi, chciały wiedzieć, co dokładnie się stało. Pytania powtarzały się raz za razem, w końcu sama już nie wiedziała, co było ich prawdą, a co jej.

      Wtedy powrót do Fjällbacki i układanie sobie życia na nowo wydawały jej się zupełnie niemożliwe. Ale z biegiem lat szepty i krzyki ucichły, przeszły w ciche pomrukiwania, żeby w końcu zupełnie zamilknąć. Znów stała się niekwestionowaną częścią tutejszej rzeczywistości.

      Znów się zacznie gadanie. Wszystko wróci. I jak to zwykle bywa różne wydarzenia zbiegły się w czasie. Po liście od Eriki Falck, która napisała, że pracuje nad książką i chciałaby się z nią spotkać, przez kilka tygodni nie mogła spać. Musiała odnowić receptę na tabletki, których już od lat nie brała. Bez nich nie dałaby rady, a potem na dodatek dowiedziała się, że wróciła Marie.

      Trzydzieści lat minęło. Żyli z Jamesem w ciszy i spokoju, wiedziała, że James właśnie tak chce. W końcu przestaną gadać, mówił. I miał rację. Mroczny czas minął szybko, powinna tylko dbać o to, żeby nadal wszystko było jak należy. A wspomnienia udało jej się zepchnąć w niepamięć. Aż do teraz. Pod powiekami mignął jej wyraźny obraz twarzy Marie. I radosny uśmiech Stelli.

      Znów skierowała wzrok na morze, starała się podążać za nielicznymi falami. Ale obrazy nie chciały odpłynąć. Marie wróciła, a wraz z nią nadciągnęła katastrofa.

      – Przepraszam, gdzie tu jest toaleta?

      Sture spojrzał zachęcająco na Karima i pozostałych uczestników lekcji szwedzkiego w ośrodku dla uchodźców w Tanumshede.

      Wszyscy starali się w miarę możliwości powtarzać za nim.

      – Przepraszam, gdzie tu jest toaleta?

      – Ile to kosztuje? – ciągnął Sture.

      Za nim chór:

      – Ile to kosztuje?

      Karim zmagał się ze sobą, usiłując połączyć głoski wymawiane przez Sturego, który stał przed tablicą z wypisanymi zwrotami. Wszystko było inne. Litery, które mieli czytać, i dźwięki, które mieli wydawać.

      Rozejrzał się po pokoju, w którym siedziało sześć zdeterminowanych osób. Pozostali albo korzystali ze słońca i grali w piłkę, albo leżeli w swoich domkach. Jedni próbowali przespać kolejny dzień, podczas gdy inni wymieniali maile z przyjaciółmi i krewnymi, którzy zostali na miejscu i z którymi wciąż można się było skontaktować, albo surfowali po portalach informacyjnych. Niewiele znajdowali wiadomości z kraju. Rząd uprawiał propagandę, a światowe media natrafiały na trudności, kiedy próbowały wysyłać tam korespondentów. W poprzednim życiu Karim był dziennikarzem, więc zdawał sobie sprawę, jakim problemem jest zdobycie prawdziwych i aktualnych relacji z kraju ogarniętego wojną, zwłaszcza tak rozdartego przez siły wewnętrzne i zewnętrzne jak Syria.

      – Dziękuję, że nas do siebie zaprosiliście.

      Karim prychnął. Nigdy nie będzie miał okazji tego powiedzieć. Szybko się nauczył, że Szwedzi są bardzo zdystansowani. W ogóle nie mieli z nimi kontaktu, jeśli nie liczyć Szwedów pracujących w ośrodku dla uchodźców.

      Żyli jakby w małym państwie w państwie, w izolacji od świata zewnętrznego. Za towarzystwo mieli tylko siebie. I wspomnienia z Syrii. Dobre, ale przede wszystkim złe. Przez wielu przeżywane wciąż na nowo. Karim starał się wyprzeć je z pamięci. Wojnę, która stała się codziennością. A potem długą podróż do ziemi obiecanej na północy Europy.

      Udało mu się przetrwać. Razem z ukochaną Aminą i swoimi skarbami Hassanem i Samią. Tylko to się liczyło. Zdołał ich dowieźć w bezpieczne miejsce, gdzieś, gdzie mają przed sobą jakąś przyszłość. W snach widział ciała unoszące się na wodzie, ale kiedy otworzył oczy, znikały. On i jego rodzina są tutaj. W Szwecji. Tylko to się liczy.

      – A jak się mówi, kiedy się uprawia z kimś seks?

      Mówiąc to, Adnan się zaśmiał. On i Khalil byli najmłodsi. Siedzieli obok siebie i podpuszczali się nawzajem.

      – Więcej szacunku – odezwał się po arabsku Karim, rzucając im gniewne spojrzenie.

      Wzruszył ramionami i spojrzał przepraszająco na Sturego, który lekko kiwnął głową.

      Khalil i Adnan przyjechali do Szwecji sami, bez rodziny i przyjaciół. Udało im się wyrwać z Aleppo, zanim ucieczka stała się zbyt niebezpieczna. Ucieczka albo pozostanie na miejscu. Jedno i drugie oznaczało to samo śmiertelne zagrożenie.

      Mimo tego oczywistego braku szacunku Karim nie potrafił się na nich gniewać. Przecież to jeszcze dzieci. Wystraszone i samotne w obcym kraju. Została im tylko zuchwałość. Wszystko było obce. Karim rozmawiał z nimi po lekcjach. Ich rodziny wysupłały ostatni grosz, żeby tylko przedostali się do Szwecji. Na ich barkach spoczął niemały ciężar: nie tylko zostali wysłani do zupełnie obcego świata, ale też oczekiwano od nich, żeby jak najprędzej urządzili się na miejscu tak, żeby móc ściągnąć rodziny z ogarniętej wojną Syrii. Rozumiał ich, ale uważał, że nie wolno im odnosić się do nowej ojczyzny bez szacunku. Nawet jeśli Szwedzi się ich boją, to przecież ich przyjęli. Dali strawę i dach nad głową. A Sture poświęcał im swój wolny czas, żeby ich uczyć, jak pytać, ile coś kosztuje i gdzie jest toaleta. Karim wprawdzie nie rozumiał Szwedów, ale był im dozgonnie wdzięczny za to, co zrobili dla jego rodziny. Nie wszyscy się z nim zgadzali, a ci, którzy nie szanowali nowego kraju, szkodzili pozostałym. Przez nich Szwedzi robili się jeszcze bardziej podejrzliwi.

      – Jaka dziś ładna pogoda – powiedział wyraźnie stojący przed tablicą Sture.

      – Jaka dziś ładna pogoda – powtórzył Karim i się uśmiechnął.

      Już po dwóch miesiącach pobytu w Szwecji zrozumiał, dlaczego Szwedzi tak się cieszą, kiedy świeci słońce. Cholerna psia pogoda – to był jeden z pierwszych zwrotów, jakich się nauczył po szwedzku. Chociaż wciąż mu nie wychodziło to „pś” na początku.

      – Jak często uprawia się seks, kiedy jest się w tym wieku? Jak myślisz? – spytała Erika i pociągnęła łyk musującego wina.

      Anna wybuchnęła głośnym śmiechem, ściągając na siebie spojrzenia pozostałych gości kawiarni na molo.

      – Serio pytasz, siostra? Nad tym się zastanawiasz? Jak często matka Patrika chodzi do łóżka?

      – No wiesz, myślę w szerszym kontekście – odparła Erika, nabierając łyżką owoce morza. – Ile jeszcze lat fajnego współżycia zostało? A może w którymś momencie człowiek traci zainteresowanie seksem? Utrzymuje się na tym samym poziomie czy zamiast tego człowiek czuje nieodpartą potrzebę rozwiązywania krzyżówek

Скачать книгу