Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 25
– Krótko przed śmiercią powiedział, że chce wrócić do tej sprawy i wznowić dochodzenie. Ale popełnił samobójstwo. Zresztą był już na emeryturze, więc musiałby najpierw przekonać nowego szefa komisariatu. Nie wydaje mi się, żeby ten nowy miał ochotę. Sprawa została oficjalnie wyjaśniona i zamknięta, chociaż ze względu na młody wiek dziewczyn nie doszło do normalnego procesu.
– Nie wiem, czy pani słyszała… – powiedziała Erika, zerkając na swój telefon. Wciąż żadnej wiadomości od Patrika. – Zaginęła mała dziewczynka. Nie ma jej od wczoraj, w najgorszym razie od przedwczorajszego wieczoru. Mieszkała w tym samym gospodarstwie co kiedyś Stella.
– Co pani mówi! – zdumiała się Viola. – Nie, nie słyszałam. Nie ruszałam się z pracowni, przygotowuję się do wernisażu. Co się stało?
– Na razie nie wiadomo. Szukają jej. Mój mąż jest policjantem, bierze udział w poszukiwaniach.
– Ale co… jak…
Nie znajdowała słów. Prawdopodobnie pomyślała o tym samym, o czym od poprzedniego dnia myślała Erika.
– To rzeczywiście dziwny zbieg okoliczności – zauważyła Erika. – Dziewczynka jest w tym samym wieku co Stella. Cztery lata.
– O mój Boże. Może po prostu zabłądziła? Gospodarstwo leży trochę na uboczu, prawda?
– Zgadza się. Miejmy nadzieję, że się odnajdzie.
Widać było, że Viola, podobnie jak ona, nie bardzo w to wierzy.
– Czy pani ojciec robił jakieś notatki? Może w domu zostały jakieś materiały z dochodzenia?
– O ile wiem, nie – odparła Viola. – Po jego śmierci razem z braćmi zrobiliśmy inwentaryzację, ale niczego takiego chyba nie znalazłam. Mogę spytać braci, chociaż nie wydaje mi się, żeby były jakieś notesy czy skoroszyty. A gdyby nawet były, to boję się, że mogliśmy je wyrzucić. Nie gromadzimy rzeczy i nie jesteśmy sentymentalni, uważamy, że wspomnienia ma się tu. – Położyła dłoń na sercu.
Erika ją rozumiała. Chciałaby być taka sama, ale rozstawanie się z rzeczami o wartości sentymentalnej przychodziło jej z największym trudem. Patrik żartował, że ożenił się z chomikiem.
– Proszę ich spytać i zapisać sobie mój numer na wypadek, gdyby pani jednak coś znalazła. Albo sobie przypomniała. Cokolwiek. Proszę zadzwonić, nawet gdyby chodziło o jakiś drobiazg albo pozornie nieistotny szczegół. Nigdy nic nie wiadomo.
Wyjęła z torebki wizytówkę i podała Violi. Viola przyglądała jej się przez chwilę, a potem odłożyła na stół.
– Straszna historia z tą dziewczynką. Mam nadzieję, że ją znajdą – powiedziała.
– Ja też. – Erika znów zerknęła na telefon.
Nadal żadnej wiadomości od Patrika.
– Dziękuję. – Podniosła się. – Zajrzę w piątek, jeśli tylko mi się uda. Obrazy są bardzo ładne.
– No to mam nadzieję, że się zobaczymy – odparła Viola, rumieniąc się z zadowolenia.
Idąc do samochodu, Erika miała jeszcze w nozdrzach zapach róż, a w uszach słowa Violi. Jej ojciec miał wątpliwości co do tego, czy Stellę zabiły Marie i Helen.
Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność. Godzinę po telefonie Mellberga zobaczyli idących przez las Torbjörna Ruuda i jego ekipę techników kryminalistyki z Uddevalli. Przywitali się. Patrik wskazał na pień leżący kilka metrów za policyjną taśmą.
– O kurde – powiedział krótko Torbjörn.
Patrik kiwnął głową.
Zdawał sobie sprawę, że technicy kryminalistyki są przyzwyczajeni do paskudnych widoków i z czasem muszą zobojętnieć. Ale śmierć dziecka nigdy nie przestaje poruszać. Kontrast między żywotnością dziecka a nieodwołalną śmiercią jest tak silny jak cios w splot słoneczny.
– Tam leży? – spytał Torbjörn.
Patrik przytaknął.
– Pod pniem. Nie zaglądałem, żeby nie zatrzeć śladów. Ci, którzy ją znaleźli, mówią, że pod pniem jest jama i że ktoś ją tam wcisnął. To dlatego jej nie znaleźliśmy wcześniej, chociaż kilka razy szukaliśmy w tym miejscu.
– To oni ją znaleźli? – Torbjörn wskazał na stojących nieopodal Haralda, Johannesa i Karima.
– Tak. Kazałem im zaczekać, żebyście mogli się upewnić, że nie zostawili żadnych śladów. Domyślam się, że zrobicie zdjęcia podeszew ich butów.
– Zgadza się – potwierdził Torbjörn, wydając jednocześnie instrukcje jednemu z towarzyszących mu techników.
Potem włożył kombinezon i foliowe ochraniacze na buty i taki sam zestaw dał Patrikowi.
– Chodź – powiedział, kiedy już byli ubrani.
Patrik odetchnął i podszedł za Torbjörnem do drzewa. Próbował uzbroić się psychicznie, ale i tak się zachwiał. Najpierw zobaczył rączkę. Dziewczynka rzeczywiście leżała we wgłębieniu pod pniem, goła i skulona, jakby w pozycji embrionalnej. Zwrócona do nich twarzyczką, którą częściowo zasłaniała czarną od ziemi rączką. W jasnych włosach miała liście i jakieś śmieci. Patrik musiał się powstrzymać, żeby ich nie strzepnąć. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego małemu dziecku? Gniew dał mu siłę. Dzięki niemu mógł zrobić to, co musiał, i podejść do tego chłodno, rzeczowo. Był to winien tej małej i jej rodzicom. Emocje odłożył na potem. Wiedział, że Torbjörn Ruud działa tak samo.
Kucnęli, żeby zarejestrować wszystkie szczegóły. Pozycja, w której leżała, nie pozwalała stwierdzić, co było powodem śmierci. To miał być następny krok. W tym momencie należało zabezpieczyć wszystkie ewentualne ślady zostawione przez sprawcę.
– Odejdę na chwilę, żebyście mogli popracować – powiedział Patrik. – Zawołajcie mnie, kiedy będziecie ją wyjmowali z tej jamy. Chcę przy tym być.
Torbjörn kiwnął głową. Technicy przystąpili do żmudnego zbierania śladów wokół pnia. Nie dało się niczego przyśpieszyć. Każdy włos, niedopałek, kawałek plastiku, wszystko, co znajdowali w sąsiedztwie ciała, powinno zostać sfotografowane i umieszczone w specjalnie oznaczonej torebce. Należało zabezpieczyć ślady butów zostawione na miękkim podłożu. Do odcisku buta wlewali specjalną masę. Kiedy stężała, zabierali odlew, żeby później użyć jako dowód przeciw ewentualnemu sprawcy. Były to czynności bardzo czasochłonne. Po tylu dochodzeniach Patrik nauczył się panować nad zniecierpliwieniem, rozumiał, że musi im dać spokojnie wykonać ich robotę. Potem będzie miał z tego pożytek. Gdyby teraz coś zaniedbali, może nigdy nie udałoby się tego naprawić.