Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 23

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

wieczorem na balkonie swojego mieszkania, spoglądała w niebo i wyobrażała sobie swoją gwiazdę. Światła miasta w dole rzucały na okrywę chmur mdłą żółtą poświatę, ale ona wyobrażała sobie, że jej gwiazda oświetla je na różowo.

      Potem śniło się jej, że leci nad powierzchnią gwiazdy, która jest różowo zabarwioną kulą. Zamiast palących płomieni Cheng Xin czuła chłód wiosennego wietrzyka. Pod nią rozciągały się czyste wody oceanu, przez które widziała kołyszące się obłoki różowych alg…

      Po przebudzeniu śmiała się z samej siebie. Jako specjalistka z dziedziny przemysłu kosmicznego nawet w snach nie powinna zapomnieć, że DX3906 nie ma planet.

      Czwartego dnia po otrzymaniu gwiazdy Cheng Xin poleciała z kilkoma innymi pracownikami PAW na przylądek Canaveral, żeby wziąć udział w ceremonii wystrzelenia pierwszej baterii pocisków. Umieszczenie ich na orbicie wymagało wykorzystania ruchu obrotowego Ziemi, więc pociski międzykontynentalne przewieziono tam z miejsc ich pierwotnego rozlokowania.

      Na czystym niebie stopniowo rozwiały się smugi pozostawione przez rakiety. Cheng Xin i Wadimow poszukali w przewodniku dla obserwatorów wskazówek pozwalających znaleźć jej gwiazdę. Oboje mieli pewne przeszkolenie z astronomii, więc niebawem patrzyli w stronę, gdzie w przybliżeniu powinna się znajdować. Ale żadne z nich jej nie ujrzało.

      Wadimow wyjął dwie wojskowe lornetki. Przez nie zobaczyli DX3906 z łatwością. Potem udało się im znaleźć ją już gołym okiem. Cheng Xin patrzyła jak zauroczona na bladoczerwoną plamkę i starała się jakoś przedstawić sobie niewyobrażalną odległość dzielącą ją od gwiazdy, ująć ją w terminach, które byłyby do pojęcia dla ludzkiego umysłu.

      – Gdybyś włożył mój mózg do sondy z programu Klatka Schodowa i wystrzelił go w stronę tej gwiazdy, dotarłby tam po trzydziestu tysiącach lat.

      Nie usłyszała odpowiedzi. Gdy się odwróciła, zobaczyła, że Wadimow nie przygląda się już razem z nią gwieździe, lecz oparty o maskę samochodu patrzy przed siebie pustym wzrokiem. Miał zatroskaną minę.

      – Co się stało?

      Wadimow przez chwilę milczał, po czym powiedział:

      – Uchylam się od spełnienia mojego obowiązku.

      – Co ty wygadujesz?

      – Jestem najlepszym kandydatem do programu.

      Początkowo zaszokowało to Cheng Xin, ale potem uświadomiła sobie, że Wadimow mówi prawdę. Miał duże doświadczenie w lotach kosmicznych, dyplomacji i wywiadzie, był zrównoważony i dojrzały… Nawet gdyby mogli poszerzyć pulę kandydatów tak, by objęła osoby zdrowe, nadal najlepiej by się do tego nadawał.

      – Ale przecież jesteś zdrowy.

      – Jasne. Mimo to uciekam od odpowiedzialności.

      – Naciskano na ciebie? – Cheng Xin myślała o Wadzie.

      – Nie, ale wiem, co muszę zrobić, tylko że jeszcze tego nie zrobiłem. Trzy lata temu się ożeniłem, moja córeczka właśnie skończyła rok. Nie boję się umrzeć, ale moja rodzina wiele dla mnie znaczy. Nie chcę, żeby oglądali mnie zamienionego w coś gorszego od trupa.

      – Nie musisz tego robić. Nie każe ci tego ani PAW, ani rząd twojego kraju, i nie mogą tego zrobić!

      – Tak, ale chciałem ci powiedzieć… w końcu jestem najlepszym kandydatem.

      – Michaił, ludzkość nie jest żadną abstrakcją. Żeby ją kochać, trzeba zacząć od miłości do pojedynczych osób, od spełnienia swoich obowiązków wobec nich. Byłoby absurdem obwiniać się o to.

      – Dziękuję ci, Cheng Xin. Zasługujesz na dar, który otrzymałaś. – Spojrzał na DX3906. – Chciałbym dać żonie i córce gwiazdę.

      Na niebie pojawił się jasny punkt świetlny, potem następny. W ich blasku postacie Cheng Xin i Wadimowa rzucały na ziemię cień. W kosmosie testowano jądrowy napęd pulsacyjny.

      Proces wyboru uczestnika programu trwał w najlepsze, ale Cheng Xin nie była w to zbyt zaangażowana. Poproszono ją tylko, by przeegzaminowała kandydatów z wiedzy o lotach kosmicznych, bo jej posiadanie było podstawowym wymogiem. Ponieważ grono kandydatów było ograniczone do osób nieuleczalnie chorych, znalezienie wśród nich kogoś, kto dysponowałby taką wiedzą, było prawie niemożliwe. PAW zintensyfikowała wysiłki i wszystkimi dostępnymi kanałami starała się pozyskać więcej kandydatów.

      W Nowym Jorku odwiedziła ją jedna z koleżanek ze studiów. Rozmowa zeszła na to, co się dzieje z resztą ludzi z tego roku, i koleżanka wspomniała o Yun Tianmingu. Słyszała od Hu Wena, że był on w ostatnim stadium raka płuc i nie pozostało mu już dużo czasu. Cheng Xin od razu poszła do wicedyrektora Yu i zaproponowała Yun Tianminga jako kandydata.

      Miała zapamiętać tę chwilę na resztę życia. Za każdym razem przyznawała sama przed sobą, że nie myślała wtedy wiele o Tianmingu jako człowieku.

      Musiała wrócić do Chin w pewnej sprawie. Ponieważ była koleżanką Tianminga z roku, wicedyrektor Yu poprosił ją, by porozmawiała z nim w imieniu PAW. Zgodziła się, nadal niewiele o tym myśląc.

      Wysłuchawszy opowieści Cheng Xin, Tianming usiadł powoli na łóżku. Prosiła go, by się położył, ale powiedział, że chce kilka minut spędzić w samotności.

      Cheng Xin zamknęła delikatnie drzwi za sobą. Tianming zaczął się histerycznie śmiać.

      „Jestem popieprzonym idiotą! Czy naprawdę myślałem, że skoro dałem jej z miłości gwiazdę, to ona odwzajemni moją miłość? Naprawdę myślałem, że przeleciała przez Pacyfik, żeby ofiarować mi swe święte łzy? Co za bajeczkę ja tu sobie opowiadam?”

      Nie, Cheng Xin przyleciała poprosić go, żeby umarł.

      Wyciągnął drugi logiczny wniosek i wybuchnął jeszcze większym śmiechem. Śmiał się tak, że w końcu zabrakło mu tchu. Skoro dopiero co przyleciała, było oczywiste, że nie mogła wcześniej wiedzieć, iż już zdecydował się poddać eutanazji. Innymi słowy, gdyby nie wybrał tego wyjścia, starałaby się go do tego przekonać. Może nawet kusiłaby go albo naciskała na niego, dopóki by się nie zgodził.

      Słowo euthanasia znaczyło „dobra śmierć”, ale w losie, który obmyśliła dla niego Cheng Xin, nie było niczego dobrego.

      Siostra chciała, by umarł, bo uważała, że jego leczenie to strata pieniędzy. Mógł to zrozumieć i wierzył, że szczerze życzyła mu, by zmarł w pokoju. Natomiast Cheng Xin chciała, by wiecznie cierpiał. Tianming bardzo się bał kosmosu. Jak każdy, kto zarabiał na życie studiowaniem lotów kosmicznych, lepiej niż ogół społeczeństwa zdawał sobie sprawę z jego złowrogiej natury. Piekło istniało nie na Ziemi, lecz w niebiosach.

      Cheng Xin chciała, by jego część, ta część, która zawierała jego duszę, wędrowała bez końca w tej zimnej, pozbawionej światła otchłani. Tak zresztą byłoby w najlepszym przypadku, bo prawdziwy koszmar mógłby się zacząć,

Скачать книгу