Winny jest zawsze mąż. Michele Campbell
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Winny jest zawsze mąż - Michele Campbell страница 20
– Nie powiedziałaś Timowi prawdy?
– Nie.
– Jak mogłaś to przed nim ukrywać? Czy Lucas nie był jego kuzynem?
– Był. Właśnie dlatego mu nie powiedziałam.
Aubrey z bólem spojrzała na Jenny.
– Przykro mi, Jenny. Naprawdę. Ale mam już dość tego, że ciągle ktoś robi ze mnie idiotkę. Po prostu już tak dalej nie mogę. Muszę się postawić.
– W porządku, ale znajdź inny sposób. Nie niszcz mojego małżeństwa, żeby się zemścić.
– Nie chcę, żeby to zabrzmiało okrutnie, ale jeśli nie powiedziałaś Timowi prawdy, to twój problem.
Jenny spojrzała na Aubrey osłupiała. Co za niewdzięczność… Po tym wszystkim, co dla niej zrobiła!
– A czy romans Ethana z Kate to nie twój problem? Zdradza cię od dziesięciu lat, a ona wylądowała w łóżku z połową mężczyzn, których poznała. Aż tak cię to zaskoczyło? Wszyscy od dawna wiedzieli, że tych dwoje to tylko kłopoty.
Grymas przerażenia przebiegł po twarzy Aubrey.
– Wiedziałaś?
Jenny zrozumiała, że właśnie popełniła błąd.
– Przepraszam, źle to ujęłam. Nie wiedziałam. Nie miałam pewności.
– Pewności? Boże, Jenny! Wiedziałaś i nic nie mówiłaś?
– Nie o to mi chodziło. Miałam tylko jakieś podejrzenia. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że ty niczego nie podejrzewałaś?
– Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?
– Nie chciałam cię niepokoić czymś, co było tylko przeczuciem.
– Kate mnie zdradziła, a ty wiedziałaś i nie pisnęłaś ani słówka. Byłyście moimi najlepszymi przyjaciółkami. Moimi współlokatorkami. Wydawało mi się, że mogę wam ufać.
– Możesz. Mnie możesz zaufać. A Kate, cóż…
– Nie. Ty i Kate jesteście takie same. Obie zawsze musicie być najważniejsze. Myślicie tylko o tym, jak się ustawić. Do diabła z innymi. Do diabła z głupią Aubrey.
– Zawsze byłam twoją prawdziwą przyjaciółką, Aubrey. Znacznie lepszą niż Kate, choć nigdy nie chciałaś tego widzieć.
– Lepsza niż Kate to raczej nisko zawieszona poprzeczka, nie sądzisz? Teraz już rozumiem. Zawsze uważałaś, że jestem porąbana. Przyjaźniłaś się ze mną, bo dzięki temu czułaś się lepsza. Ale już nie jestem twoim popychadłem, więc uważaj.
Aubrey wymaszerowała z kuchni, zostawiając przyjaciółkę pobladłą ze strachu. Minęło kilka sekund, zanim Jenny zdołała złapać oddech. Odkręciła kran, zmoczyła papierowy ręcznik zimną wodą i przyłożyła go ostrożnie do twarzy, żeby się uspokoić. Musiała zająć się gośćmi. A potem pozbierać się i zrobić co trzeba, by powstrzymać Kate i Aubrey przed zrujnowaniem jej starannych planów. Zupełnie jak na studiach. One dwie mogą sobie płakać, jęczeć i niszczyć swoje życie, jak tylko chcą. Jenny zamierzała zachować rozsądek i ostatecznie zatriumfować.
10
ZIMA NA PIERWSZYM ROKU
Podczas pierwszego roku ich studiów nadeszła najsurowsza zima, jaką od lat widziano w Carlisle. Zaspy sięgały parapetów na parterze, a z miedzianych rynien Whipple Hall zwisały ogromne sople. Nocą w szparach skrzypiących okien dwuosobowego pokoju świszczały przeciągi, sprawiając, że Aubrey wierciła się przez sen. Obracała się na drugi bok i posapując z zadowoleniem, zakopywała się z powrotem pod kołdrą. Jak wszystko, co miało związek z Carlisle, tutejsza pogoda była dla niej czymś magicznym. Dostała drugą pracę i za zarobione pieniądze kupiła sobie puchową kurtkę i śniegowce. Codziennie rano z radością wciskała się w nie przed wędrówką przez zamarznięty dziedziniec. Śnieg połyskiwał w mroźnym blasku słońca i skrzypiał pod nogami, gdy przemierzała alejki. W przegrzanych salach wykładowych z ubrań jej kolegów z grupy unosił się zapach mokrej wełny, a słowa profesorów trudno było usłyszeć przez brzęczenie grzejników. Chciała na zawsze zapamiętać ten czas i to miejsce, wszystko, czego się nauczyła i co czuła, ludzi, których poznała, każde doznanie.
Wieczory spędzała wśród regałów w piwnicy biblioteki Ogdena, ucząc się z Jenny. Uwielbiała to. Odgłos śniegu sypiącego na wysoko osadzone piwniczne okna przypominał Aubrey skrobanie myszy. W kąciku, który traktowały jak własny, było dość ciemno. Wbrew przepisom podłączały grzejnik do przedpotopowego gniazdka pod odrapanym drewnianym stołem. Aubrey ogrzewała stopy i wyobrażała sobie, że żyje w czasach Dickensa i siedzi przy ogniu w świetle pojedynczej świecy. Zatapiała się w lekturze starych książek, których zatęchły zapach unosił się wszędzie.
Studiowała powieści wieku pozłacanego, teksty poświęcone religiom Wschodu, wprowadzenie do astronomii i sanskryt (by móc czytać w oryginale liturgie hinduistyczne i buddyjskie). Wzięła na siebie sporo, jednak chciała otworzyć umysł i stać się godną Carlisle. Pisała pracę na temat Jogasutr Patańdźalego – starożytnego hinduskiego traktatu, w którym zawarta była obietnica zyskania nadprzyrodzonych mocy umysłu dzięki regularnemu ćwiczeniu jogi. Czy rzeczywiście tak było? Zapisała się na zajęcia z jogi, żeby zbadać tę kwestię, więc mogła zawrzeć w eseju własne przemyślenia. Właśnie takie niesamowite rzeczy można było tu robić. Kiedy jednak próbowała rozmawiać z przyjaciółkami o tym, czego się uczy, przeważnie odpowiadały: „Super” i przechodziły do dyskusji o imprezach, na które warto się wybrać w sobotni wieczór. Dziwiło ją, że tak niewielu studentów miało ochotę uczyć się dla samej wiedzy. Jej współlokatorki nie zawracały sobie tym głowy. Jenny uczyła się dla ocen. Kate nie uczyła się wcale. Wagarowała, kiedy tylko miała ochotę, i prawie nigdy nie zaglądała do książek. Przez cały semestr ignorowała zadawane prace, za to w czasie sesji zażywała środki pobudzające, od deksedryny, przez maleńkie dawki kokainy (bo tylko na takie było ją stać, od kiedy Keniston obciął jej kieszonkowe), po niekończące się filiżanki czarnej kawy – wszystko po to, by móc wkuwać kilka dni z rzędu. Potem rzygała wiedzą podczas egzaminów i natychmiast po nich wszystko zapominała. Widząc, w jakim tempie Kate pochłania narkotyki w pierwszym semestrze, Aubrey bała się, że serce przyjaciółki nie wytrzyma i Kate padnie martwa na College Street w drodze do Hemingwaya na espresso – dodatek do trującego koktajlu, który płynął w jej żyłach. Ale nic złego jej się nie stało. Z Kate zawsze tak było: nie ponosiła konsekwencji. Dostała przyzwoite oceny, więc powtórzyła ten sam trik w semestrze zimowym – bo przecież nie samą pracą człowiek żyje – i zgromadziła