Seks na zgodę. Kat Cantrell

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seks na zgodę - Kat Cantrell страница 5

Seks na zgodę - Kat Cantrell Switching Places

Скачать книгу

dobrze.

      Mężczyzna zdezorientowany zdradza zazwyczaj sekrety, których wolałby nie zdradzać.

      – Dobrze. Oto czego oczekuję od osoby zatrudnionej na tym stanowisku… – usłyszała znowu jego niski głos. – Chciałbym, żeby zapewniła pani na tyle sprawne działanie organizacji, żebym mógł skupić się na pozyskiwaniu funduszy. I jest mi zupełnie obojętne, czym będzie pani zajmować się poza tym.

      Laura zamrugała oczami.

      – Oczywiście, jasne. To pan tu rządzi.

      Była to kwintesencja filozofii reportażu śledczego, tak jak ją uczono w szkole. Podążaj za kasą. Trzeba zawsze zaczynać od samej góry, bo to ten na górze podejmuje wszystkie decyzje.

      I jeżeli dzieje się coś niezgodnie z prawem, to zazwyczaj sięga do samej góry.

      Wprawdzie tutaj sytuacja jest o tyle złożona, że facet na górze nie jest całkiem normalny. Ni stąd, ni zowąd poczuła nadzieję, że Xavier okaże się czysty, że zamiast niego będzie musiała prześwietlić jego brata.

      Szkoda, bo w gruncie rzeczy nawet polubiła tego Vala. Jednak w żadnym wypadku jej osobiste nastawienie nie powinno wpływać na przebieg śledztwa. Tu nie ma miejsca na żadne sympatie.

      – Tak, to prawda – potwierdził Xavier po chwili milczenia.

      Nadal się w nią wpatrywał i gdyby nie była rozsądna, toby pomyślała, że wciąż próbuje tłumić wrażenie, jakie na nim wywarła.

      To pewne, że kobiety na niego lecą. Xavier LeBlanc nie musi się więc na nic silić. Taki po prostu jest.

      – Świetnie. W takim razie działamy na tej samej częstotliwości. Pan jest szefem, a ja wykonuję zadania. Co mam zrobić w pierwszej kolejności?

      – Proszę mi wyjaśnić, pani Dixon, dlaczego odnoszę wrażenie, że próbuje pani ze mną flirtować.

      Laurel poczuła, że miękną jej kolana. Zakrztusiła się i z oczu popłynęły jej łzy, rozpuszczając tusz.

      – Co takiego? – wykrztusiła, kiedy odzyskała głos. – Ja flirtuję? Ależ nic podobnego!

      Jeśli już, to raczej on wysyła te jakieś dziwne niepokojące fale.

      Jego twarz pozostała nieprzenikniona.

      – Całe szczęście. Bo nie byłby to dobry pomysł.

      Ach tak? To bardzo znamienne stwierdzenie. Żadnego: „Nie jest pani w moim typie” ani „Bierze mnie pani za osobę heteroseksualną”. Nie byłby to dobry pomysł? Czyli on też czuje ten gęstniejący klimat.

      Jak bardzo można się do niego zbliżyć i czy wpłynie to korzystnie na planowany reportaż? Widać gołym okiem, że facet zna się na sprawach męsko-damskich. Chętnie by sprawdziła jego męskie przymioty.

      – Bardzo zły pomysł… – powtórzyła z namysłem, splatając ręce za plecami. – W takim razie przyrzekam uroczyście unikać w trakcie naszej ścisłej współpracy zachowań oraz wypowiedzi dwuznacznych i wszystkiego, co może być uznane za flirt.

      – Nie powiedziałem jeszcze, że będziemy ściśle współpracować – skorygował.

      Ciekawe, co trzeba zrobić, by naprawdę wyprowadzić go z równowagi. I to do tego stopnia, żeby ujawnił coś wbrew swojej woli.

      Każdy ma jakiś punkt krytyczny.

      Ludzie nieraz zdradzali jej swoje sekrety, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jednak musiała najpierw zdobywać ich zaufanie.

      Czy uwiedzenie kogoś w tym właśnie celu byłoby sprzeczne z etyką dziennikarską?

      Nigdy przedtem tego nie próbowała. Taki pomysł wydał się jej dość ekscytujący.

      Co znaczy, że to zły pomysł.

      – No dobrze. Wiem już, że pan tu rządzi, a ja mam wykonywać pana polecenia. Z wyłączeniem seksualnych. I oboje zamierzamy ignorować chemię. Czy coś się stało?

      Roześmiał się tak, że poczuła łaskotanie w brzuchu. W sposób wysoce nieprofesjonalny poddawała się magicznemu spojrzeniu jego niebieskich oczu.

      – Nic się nie stało. Po prostu się nad tym zastanawiam – odparł.

      – Brzmi to obiecująco. Może jednak zechce pan podzielić się ze mną swoją wizją.

      – Ale wizją czego?

      Pochylił się, a Laura nagle straciła wątek. Jego bliskość wywierała na nią jakiś niepokojący fizyczny wpływ, który czuła bezpośrednio na skórze.

      – Mam na myśli wizję działalności fundacji jako organizacji dobroczynnej. Jaka przyświeca jej misja? Jaka jest wizja na przyszłość? Chodzi mi o takie sprawy.

      – Karmienie ludzi – stwierdził sucho. – Co jeszcze można dodać?

      – Mnóstwo! W schronisku dla kobiet staraliśmy się przywrócić ofiarom przemocy w rodzinie poczucie kontroli nad własnym życiem, przede wszystkim poprzez możliwość dokonywania wyboru.

      Xavier przybrał kamienny wyraz twarzy, co robił dość często.

      – Proszę nie zapominać, że jestem tutaj w zastępstwie brata. To nie jest mój świat.

      I nagle trop przestał prowadzić do fundacji, lecz skierował się na osobę samego Xaviera LeBlanca. Bo Xavier LeBlanc był niezwykle zagadkowy: niczego nie okazywał, niczego po sobie nie zdradzał.

      A Laurel zapragnęła skłonić go do zwierzeń w najokrutniejszy z możliwych sposobów.

      – Pana brat wspomniał, że matka panów, pani LeBlanc, założyła fundację piętnaście lat temu, więc musiał pan być w to jakoś zaangażowany.

      – Jest pani właśnie świadkiem jedynego wymiaru mojego zaangażowania w tę organizację. – Wskazał biurko. – Spędzę jeszcze za tym meblem tylko trzy miesiące. Nie zajmuję się formułowaniem misji i wizji. Mam zamiar zatrudnić fundraisera, który pozyska określoną kwotę darowizn od sponsorów.

      Laurel przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Nie zrobiło to jednak na nim najmniejszego wrażenia. Czyli mówił poważnie. No cóż, w takim razie no no no!

      – Będzie więc pan musiał zmierzyć się z nie lada problemem, bo darczyńcy nie dają pieniędzy fundraiserom. Dają pieniądze na cele, w których słuszność wierzą. Pana zadanie polega na tym, żeby uwierzyli w sprawę, której mają służyć ich pieniądze. W Chicago są setki, jeśli nie tysiące miejsc, które można wesprzeć finansowo. Czym kierują się sponsorzy? Od czego uzależniają swoje decyzje? Od tego, kto przekona ich do misji, której służy organizacja i od tego, czy uwierzą w wizję jej rozwoju.

      – Potraktuję to jako cenną radę.

      Patrzyli na siebie w milczeniu.

      – Z pani

Скачать книгу