Zastępcza miłość. Beata Majewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zastępcza miłość - Beata Majewska страница 21
Pierwszy w jej życiu orgazm zostawił ją bez tchu.
* * *
Diamond usiadł, dyskretnie zdjął prezerwatywę i spojrzał na leżącą tuż obok Julię.
– I jak, maleństwo? Żyjesz?
– Yhy – mruknęła, zadowolona.
– Nie wstawaj, coś trzeba załatwić. – Mrugnął do niej. Podniósł się z łóżka i wyszedł z pokoju, dając Julce możliwość bezkarnego podziwiania swoich jędrnych pośladków.
– Po co to? – Julia uniosła się na przedramionach, gdy przyniósł z łazienki częściowo zmoczony ręcznik.
– Zgadnij. – Wskazał brodą na jej podbrzusze.
– Ups. – Zauważyła trochę krwi.
– Nie jest źle.
– Bywało gorzej?
– Nie żebym miał jakieś wielkie doświadczenie, ale bywało. Jazda konna, a może gimnastyka artystyczna? – Dociekał przyczyn bardzo małego krwawienia.
– Ani to, ani to. Widocznie marna ze mnie dziewica. – Julia zachichotała, bo miękka frotté załaskotała ją w skórę po wewnętrznej stronie ud. – Jesteś bardzo delikatny. I miły. Mogłam iść pod prysznic.
– Ja narobiłem bałaganu, ja posprzątam. – Spojrzał krytycznie na swoje dzieło i uznał, że jego kochanka wygląda czysto, świeżo i tak apetycznie, że znów czuł narastające podniecenie. – Piękna jesteś. Jasna. I różowa. – Kilka razy uniósł brwi.
– U nas w Polsce mówi się na taką cerę krew z mlekiem.
– Trafnie. Twoja krew z moim mlekiem. – Rzucił na podłogę lekko zabrudzony ręcznik i ułożył się przy Julii. – Czemu tak się przyglądasz?
– To raczej ty jesteś piękny – powiedziała, szczerze zachwycona jego muskularnym ciałem. – Wyglądasz jak żywy posąg. – Dotknęła wypukłej żyłki, biegnącej tuż pod połyskującą z potu czekoladową skórą. Gdy oderwała opuszkę, naczynie natychmiast znów się wypełniło. – Dużo ćwiczysz czy to prezent od natury, farciarzu?
– Rzadko dostaję prezenty. – Chwycił jej dłoń i lekko pocałował wierzch. – A już takie wspaniałe, jak ten dzisiejszy, prawie wcale.
– Blagier.
– Czemu? Nie wierzysz w siebie?
– Wierzę.
– Więc o co chodzi?
– Och... – Spojrzała w sufit. – Nie wiem. Skołowana jestem jak ten wiatrak. – Patrzyła na nieruchomy wentylator. – Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
– O czym dokładnie?
– O nas? O mnie, o tobie? – wyznała.
„Cholera jasna!” – zaklął w duchu Diamond. Instynktownie wyczuwał kłopoty. Jeszcze tego brakowało, by jego z takim trudem wyselekcjonowana podopieczna wycofała się z umowy, bo poczuła miętę do przypadkowego defloratora, którym się stał. Naturalnie, że było mu przyjemnie, ale traktował to wyłącznie w kategorii pewnej przysługi, którą wyświadczył jej z grzeczności.
– Pytałaś o ćwiczenia. – Nie podobała mu się ta dziwna zaduma, w którą popadła Julia, dlatego wolał sprowadzić rozmowę na bezpieczny tor. – Ćwiczę, odkąd pamiętam. Miałem szczęście, bo kilka lat temu poznałem kolesia, byłego żołnierza Royal Marines. Ci goście są niesamowici. – Wsparł głowę na ręce. – Przechodzą morderczy trening, jeszcze zanim wezmą udział w rekrutacji. Sean jest szybki, zwinny, silny i wygląda jak wyciosany z kamienia. Udzielił mi kilku rad, a gdy spytałem o dłuższe szkolenie, przystał na nie. Dostałem plan ćwiczeń oraz listę zaleceń od dietetyka i po trzech miesiącach zacząłem wyglądać, jak wyglądam. Banał.
– Ta... Bo ci uwierzę.
– Naprawdę. Mogę ćwiczyć wszędzie i zawsze. Nie potrzebuję siłowni ani żadnego sprzętu. Sean nauczył mnie wszystkiego, również zasad marines. Dostałem bonus.
– Jaki?
– Dać ci numer Seana? – Zaśmiał się.
– Oj, no powiedz. – Dźgnęła go palcem w klatę.
– To uniwersalne zasady: odwaga, determinacja, pokora, siła woli, hart ducha, profesjonalne podejście do każdej aktywności i na okrasę poczucie humoru. Bo sama przyznasz, mam poczucie humoru.
– Czy ja wiem? – Julia zmarszczyła nos. – To chyba poszło ci najsłabiej.
– Wezmę szkolenie u Patrice’a O’Neala.
– Kto to?
– Amerykański komik. Zmarł w dwa tysiące jedenastym, ale Chris Rock żyje. – Udał, że się zastanawia. – Ziewasz?
– Nie.
– Widziałem!
– Nieprawda.
– Ziewasz. Czas iść lulu, maleństwo. Odprowadzić cię do pokoju? – zaproponował, mając pełną świadomość, że Julia raczej liczy na coś innego. Ale nie miał innego wyjścia, już zaczął żałować ich wspólnego tête-à-tête. To jednak nie był dobry pomysł, zważywszy na romantyczną naturę młodej Polki.
– Sama trafię. – Julia usiadła i ze skrępowaniem rozejrzała się za porzuconym gdzieś szlafrokiem. Propozycja Diamonda, zresztą zgodnie z jego przewidywaniami, ugodziła ją celnie i boleśnie. Była prawie pewna, że przytuleni do siebie zasną razem w wielkim łożu, a rano jej pierwszy prawdziwy kochanek ucałuje ją na powitanie, a może nawet powtórzą wieczorne figle. Chciała być z nim blisko, znów czuć jego pożądanie, a on ją po prostu wyrzucił jak coś niepotrzebnego, co spełniło już swoje zadanie. Rozczarowana i oblana rumieńcem, sięgnęła po szlafrok, założyła go, siedząc, i dopiero po zawiązaniu paska oraz upchaniu bielizny w obszernych kieszeniach, zeszła z łóżka. – To był miły wieczór.
– Dla mnie też. – Diamond przybrał na twarz maskę sztucznej uprzejmości. – Nie zapomnij sukienki.
– Ach, sukienka. – Julia szybko porwała z oparcia krzesła czerwony ciuch i jeszcze bardziej skrępowana niż przed chwilą bezwiednie wzruszyła ramionami. – To ja idę.