Ostatnia wdowa. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ostatnia wdowa - Karin Slaughter страница 4
– Saro, skarbie – zagadnęła Bella – niedawno wspominałam czasy, kiedy chodziłaś do szkoły i mieszkałaś w tym domu. Pamiętasz to, kochanie?
Sara uśmiechnęła się na wspomnienie lat nauki w college’u, ale na widok spojrzenia, jakie wymieniły jej matka i ciotka, uśmiech zgasł.
Coś wisiało w powietrzu.
Zwabiły ją tu obietnicą pieczonego kurczaka na obiad.
– Skarbie, będę z tobą szczera – ciągnęła Bella. – Ten stary dom jest zdecydowanie za duży dla twojej ukochanej cioteczki Belli. Co myślisz o powrocie tutaj?
Sara zaśmiała się, ale śmiech uwiązł jej w gardle, gdy zorientowała się, że ciotka mówi poważnie.
– Mogłabyś wyremontować ten budynek, uczynić go swoim domem.Sara czuła, że porusza ustami, ale nie wydobyła z siebie ani słowa.
– Skarbie – ciągnęła Bella, ujmując jej dłoń. – Zawsze chciałam zapisać ci ten dom w testamencie, ale mój księgowy twierdzi, że ze względów podatkowych lepiej przekazać ci nieruchomość poprzez fundusz powierniczy. Wpłaciłam już zaliczkę na mieszkanie w centrum. Ty i Will możecie wprowadzić się tutaj przed Bożym Narodzeniem. Hol pomieści pięciometrową choinkę, jest tu mnóstwo miejsca na… Słowa ciotki przestały docierać do Sary.
Zawsze uwielbiała ten wielki dom w stylu georgiańskim wzniesiony tuż przed Wielkim Kryzysem. Sześć sypialni, pięć łazienek, powozownia na dwie karety, ogrodowa altana, półtora hektara ziemi w jednej z najbogatszych dzielnic Atlanty. Dziesięć minut jazdy od centrum. Dziesięć minut piechotą od kampusu Emory University. W sąsiedztwie jednej z ostatnich realizacji architekta krajobrazu Fredericka Law Olmseteda, gdzie parki pięknie przechodziły w Fernbank Forest.
To była kusząca propozycja, póki mózg Sary nie skupił się na kalkulacjach.
Bella nie robiła w tym domu niczego od lat osiemdziesiątych. Ogrzewanie i klimatyzacja. Hydraulika. Instalacja elektryczna. Tynki. Nowe okna. Nowy dach. Nowe rynny. Spory z towarzystwem miłośników historii o każdy architektoniczny detal. Nie mówiąc już o straconym czasie, ponieważ Will na pewno chciałby wszystko robić sam, a jej nieczęste wolne wieczory i długie leniwe weekendy wypełniłyby się kłótniami o kolor ścian i pieniądze.
Pieniądze.
To one stanowiły prawdziwą przeszkodę. Sara miała ich o wiele więcej niż Will. W jej małżeństwie było tak samo. Ciągle pamiętała wyraz twarzy Jeffreya, gdy pierwszy raz zobaczył wyciąg z jej rachunku transakcyjnego. Miała wrażenie, że słyszy jęk jego kurczących się jąder.
Musiała bardzo się postarać, żeby odzyskały dawny rozmiar.
– Oczywiście – ciągnęła Bella – pomogę w opłaceniu podatków, ale…
– Dziękuję – Sara weszła jej w słowo. – To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, ale…
– To mógłby być prezent ślubny. – Cathy uśmiechnęła się słodko, siadając przy stole. – Czy to nie cudowne?
Sara pokręciła głową, ale nie w reakcji na słowa matki. Co było z nią nie tak? Dlaczego martwiła się o reakcję Willa? Nie miała pojęcia, ile Will ma pieniędzy. Za wszystko płacił gotówką. Kwestia, czy robił to z powodu niewiary w karty kredytowe, czy zamkniętej linii kredytowej, była kolejnym tematem, którego nigdy nie poruszyli.
– Co to było? – Bella przechyliła głowę w bok. – Słyszałyście ten dźwięk? Przypominał fajerwerki albo coś podobnego.
Cathy zignorowała tę uwagę.
– Mogłabyś stworzyć tu z Willem swój dom. A twoja siostra zająć mieszkanie nad garażem.
Sara wiedziała już z całą pewnością, ku czemu to zmierza. Matka nie zamierzała ograniczyć się do kontrolowania jej życia. Chciała rozszerzyć kontrolę i objąć nią młodszą córkę.
– Nie sądzę, by Tessa chciała znowu mieszkać nad garażem – odparła.
– Czy teraz nie mieszka w glinianej chacie? – zapytała Bella.
– Cii, siostro – odezwała się Cathy, po czym zwróciła się do Sary: – Rozmawiałaś z Tessą o przeprowadzce do domu?
– Niezupełnie – skłamała Sara. Małżeństwo jej młodszej siostry właśnie się rozpadało. Rozmawiały przez Skype’a dwa razy dziennie, chociaż Tessa mieszkała w RPA. – Mamo, daruj sobie, to nie lata pięćdziesiąte i stać mnie na opłacanie rachunków. Mam fundusz emerytalny. Nie muszę być w zalegalizowanym związku z mężczyzną. Sama potrafię o siebie zadbać.
Wyraz twarzy Cathy obniżył temperaturę w pokoju.
– Skoro uważasz, że o to chodzi w małżeństwie, to nie mam już nic do powiedzenia w tym względzie. – Wstała od stołu i podeszła do kuchenki. – Powiedz Willowi, żeby się umył przed obiadem.
Sara zacisnęła powieki, by nie przewrócić oczami.
Wstała i wyszła z kuchni.
Jej kroki rozbrzmiały echem w ogromnym salonie, gdy szła wzdłuż krawędzi dywanu o orientalnym wzorze. Podeszła do pierwszych z brzegu przeszklonych drzwi i przycisnęła czoło do szyby. Will chował kosiarkę do szopy. Ogród wyglądał idealnie, Will przyciął nawet krzewy bukszpanu, nadając im prostokątny kształt. Zrobił to z iście chirurgiczną precyzją.
Co by powiedział na zaniedbany dom o wartości dwóch i pół miliona dolarów?
Nie była pewna, czy chce brać na siebie taką odpowiedzialność. Kilka pierwszych lat małżeństwa spędziła na pomaganiu Jeffreyowi w remoncie małego parterowego domu. Doskonale pamiętała fizyczne zmęczenie przy zdzieraniu starych tapet ze ścian i malowaniu balustrady schodów oraz towarzyszącą temu bolesną świadomość, że wystarczyłoby wypisać czek i zlecić tę pracę fachowcom, ale jej mąż był potwornym uparciuchem.
Jej mąż.
O to chodziło matce. Czy kochała Willa tak samo jak kochała Jeffreya? A jeśli tak, to dlaczego dotąd za niego nie wyszła? A skoro dotąd za niego nie wyszła, to po co marnowała na niego czas?
Dobre pytanie, lecz Sara poszła śladem Scarlett O’Hary, obiecując sobie, że pomyśli o tym jutro.
Ramieniem pchnęła okno tarasowe i uderzyła w nią fala gorąca. Przez dużą wilgotność Sara miała wrażenie, jakby powietrze się pociło. Zdjęła opaskę z włosów.