Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 18
Potem któregoś ranka niespodziewanie powiedziała Olafowi, że nie może się podnieść z łóżka, nakryła się kołdrą i zaczęła płakać. Gdy nieco się uspokoiła, Olaf mógł wyjść do pracy. Dzwonił do niej wielokrotnie i wydawało mu się, że wszystko jest w porządku. Ale kiedy wrócił, zastał ją w łóżku, w tej samej pozycji, wstrząsaną spazmami. Natychmiast wezwał karetkę.
Następne trzy miesiące Linda spędziła na zwolnieniu w domu wuja Magnusa Christiana w Ajkesvik na wyspie Fårö. Mimo usilnych nacisków, a nawet ukrytych gróźb, nie zgodziła się na opiekę psychologa, twierdząc, że poradzi sobie sama ze swoim problemem. Potrzebuje tylko trochę czasu, ciszy i spokoju.
Od razu wiedziała, że chce jechać do domu wuja nad brzegiem morza. Cisza i jesienny spokój na wyspie, która ma szesnaście na dziewiętnaście kilometrów i leży niemal na środku Bałtyku, mogłyby się wydać mało wiarygodne dla kogoś, kto nie jest Szwedem. A jednak rozszalałe morze i wiatr szarpiący karłowatymi sosnami budowały wprost idealną równowagę psychiczną i przynosiły wewnętrzny spokój. Pozwalały się wyciszyć jak nigdzie indziej.
Ponaddziewięćdziesięcioletni komandor przebywał w ośrodku opieki w Visby na sąsiedniej Gotlandii. Chociaż jego syn, wnukowie i prawnukowie rozbiegli się po świecie w nieustannym poszukiwaniu lepszego życia, to jednak pamiętali o starym Magnusie i chcieli go zabrać do siebie. Miłość komandora do wyspy Fårö, gdzie stacjonowała jego nieistniejąca już jednostka artylerii nabrzeżnej Gotlands Kustartilleriregemente, KA 3, była jednak silniejsza i wszyscy doskonale go rozumieli.
Linda postanowiła, że przeniesie się na jakiś czas na wyspę i zaopiekuje wujem. Uznała, że musi to zrobić dla niego i dla siebie. Żaden psycholog nie był potrzebny, bo uważała, że nikt nie może zrozumieć, dlaczego człowiek po dziewięćdziesiątce podejmuje cztery próby samobójcze, a nowoczesna medycyna, jak na złość, nie daje mu umrzeć. Jakby się spieszył na miejsce, które sobie wybrał – na cmentarzu przy jedynym kościele na wyspie. Nikt też poza Magnusem Christianem nie był w stanie jej pomóc.
Zabierała go z ośrodka opieki na każdy weekend, by mógł jak najdłużej się cieszyć swoim nadmorskim domem. Mieli umowę, że w tym czasie nie będzie próbował jej uciec. Mógł za to pić ze spodka swoją ulubioną kawę Gevalia. Wystawiali na taras stół, okrywali się kocami i grali w szachy, wsłuchani w szum morza. Rozmawiali o wszystkim, tylko nie o śmierci, choć ona siedziała obok nich jak sędzia, gość honorowy, który chciwie czeka na zbite figury.
Linda czuła, że Magnus Christian jest jedynym człowiekiem, który rozumie, co to śmierć, i może jej wyjawić tę tajemnicę. I gdy tak spoglądał na nią pochylony nad szachownicą, miała wrażenie, że starzec dobrze wie, o co ona chce go zapytać. Obiecała sobie, że zrobi to, kiedy wygra z nim pierwszą partię, ale żadnej nigdy nie skończyli, bo Magnus wcześniej zasypiał.
Jakież było jej rozczarowanie, gdy podczas ich ostatniego spotkania powiedział, że Boga nie ma! Dowodem na jego brak miał być kształt świata – mówił – złożonego wyłącznie z cierpienia. Tak czy inaczej wyszło na to, że Magnus Christian nie wie, co jest po drugiej stronie. Może dlatego tak się tam spieszył.
Mimo gwałtownego oporu Olaf spełnił prośbę Lindy i przez trzy miesiące nie odwiedzał jej ani do niej nie dzwonił.
Wróciła odnowiona i pełna życia. Szczęśliwa jak nigdy dotąd, gotowa do pracy i nowych wyzwań. Olaf momentami miał wrażenie, że to ktoś inny, że to już nie jest jego Puchatka, że za nią nie nadąża. Ale ta odmieniona Linda bardzo mu odpowiadała, w dzień i jeszcze bardziej w nocy.
W Sztokholmie czekała ją miła niespodzianka. Zastępca szefa Säpo, Kurt Lövenström, zebrał cały personel Wydziału Wschodniego w sali konferencyjnej i w imieniu premiera przekazał Lindzie Lund, ubranej w granatowy kostium z dużym dekoltem, wyrazy najwyższego uznania za sprawę Jorgensena. Szczeremu do bólu Kurtowi starczyło piętnaście minut na opisanie wszystkich zalet Lindy. Przy okazji skorzystał też trochę Olaf.
Brawa, jakie się potem rozległy, i uśmiechnięte twarze nie pozostawiały złudzeń, że Linda cieszy się szacunkiem kolegów. Najszerzej uśmiechał się Hasan Mardan albo tak się Lindzie wydawało, bo właściwie patrzyła tylko na niego.
Gdy ucichły brawa, Lövenström zupełnie spokojnie oznajmił, że z dniem pierwszym stycznia Linda Lund zostaje zastępcą naczelnika Wydziału Walki z Ekstremizmem. Szeroko otwarte oczy pracowników, a u niektórych również usta, jasno świadczyły, że decyzja kierownictwa Säpo była prawdziwym zaskoczeniem. Nie dla Olafa oczywiście, ale on jak nikt inny wiedział, że Linda musi przejść do innej jednostki, jeżeli chce pracować w Säpo. Utrzymywał to jednak w tajemnicy przed nią aż do tej chwili.
Po odprawie, gdy wszyscy już wyszli po złożeniu gratulacji, Linda zwróciła się do sympatycznie i szelmowsko uśmiechniętego Kurta.
– Rozumiem, że chcesz mnie zapytać, czy jestem zainteresowana objęciem wspomnianego stanowiska, tak? – odezwała się z surowym wyrazem twarzy.
Kurt zareagował jeszcze szerszym uśmiechem, wyraźnie rozbawiony pełnym ironii i godności pytaniem Lindy.
– Więc odpowiadam ci „tak”. – Zawiesiła głos, a Olafowi wydawało się, że jeszcze nigdy nie była taka piękna, taka dumna i twarda. – Po rozważeniu twojej propozycji doszliśmy z Olafem do wniosku… – znów przerwała i po chwili uśmiech rozjaśnił jej oczy i rozlał się na całą twarz – że przyjmuję propozycję! Mam jednak warunek. – Lövenström uniósł siwe krzaczaste brwi. – Zabieram ze sobą Hasana. Pół Arab, pół Pers, co on robi w kontrwywiadzie?
– Nieźle, Lindo, nieźle! Będzie z ciebie dobry naczelnik. – Kurt był wyraźnie rozbawiony. – Załatwiaj to teraz z Olafem Svenssonem. Tylko się nie pokłóćcie… hm… jestem teraz poważnie zainteresowany waszym zgodnym pożyciem… Psiakrew! Nie pomyślałem o tym wcześniej.
Gdy Kurt wyszedł i zostali sami, Olaf jako ostatni złożył Lindzie gratulacje, po czym chwycił ją oburącz wpół, przyciągnął mocno do siebie i zaczął całować, nie zapominając o żadnym miejscu od szyi wzwyż. Po raz pierwszy całował się w siedzibie szwedzkich służb specjalnych przy Polhemsgatan, chociaż pracował tu już prawie dwadzieścia lat.
Kiedyś Linda za coś takiego z pewnością wymierzyłaby mu solidny cios otwartą dłonią, ale teraz zdecydowanie przejęła inicjatywę i nawet nie zapytała, dlaczego nie powiedział jej wcześniej o awansie.
Było też oczywiste, że Hasan Mardan przejdzie razem z nią.
Późna wiosna tego roku była wyjątkowo piękna. Południowa Szwecja zazieleniła się bardzo intensywnie. Temperatura na Fårö dochodziła do dwudziestu ośmiu stopni, co przy bezwietrznej pogodzie dawało znacznie mocniejszy efekt. Na wyspie pojawiło się tak wielu przyjezdnych, że nawet Lisa i Barbro, córki Sylvi, otworzyły wcześniej swoją jedyną na wyspie piekarnię, a właściwie drugi, obok domu Ingmara Bergmana, ośrodek kultury szwedzkiej.
Linda i Olaf postanowili spędzić tydzień w domu Magnusa Christiana, którego miesiąc wcześniej najbliższa rodzina pożegnała na maleńkim cmentarzu po drugiej stronie wyspy. Tym razem komandor przechytrzył pielęgniarki oraz nowoczesną medycynę i udało mu się uciec. Pastor w swojej mowie pożegnalnej pominął ten fakt