Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner страница 14
– Kurwa, gdybym wiedział, w życiu nie wypiłbym z nią tego wina. – Bruno zaczyna nerwowo chodzić po pokoju.
– Nie jesteś niczemu winien. To ja zawaliłam na całej linii. Może gdybym bywała tutaj częściej, coś bym zauważyła.
– Nie stawiaj sobie nierealnych oczekiwań, Ewa. Nie możesz być jednocześnie wzorową córką, doskonałą pracownicą, oddaną przyjaciółką i tak dalej. Ideały nie istnieją, więc nie rób sobie wyrzutów. – Bruno podchodzi do łóżka i kuca naprzeciw mnie. Jego słowa i kojący głos są jak opatrunek dla mojej duszy.
Gdy kładzie mi dłonie na ramionach i zaczyna powoli je rozmasowywać, patrząc mi przy tym w oczy, nie mogę się poruszyć. Zaciągam się jego zapachem, aromatem cytrusów, piżma i czegoś bardzo męskiego, co budzi we mnie mroczne instynkty. Choć ten mężczyzna działa mi nerwy, chciałabym teraz, by mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
Oddycham miarowo i jakaś część mnie pragnie, by ta chwila trwała wieki. Dłonie Brunona działają cuda – powoli rozmasowują mój spięty kark. Pod wpływem tej pieszczoty mam ochotę mruczeć jak kot i robić jeszcze inne, o wiele bardziej niegrzeczne rzeczy.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, Ewa… nawet nie wiesz… – szepcze i jego usta lądują na mojej skroni, a ja czuję, że stado motyli w moim brzuchu budzi się do życia.
Nagle w mojej głowie zapala się czerwona lampka.
„Sama przyjdziesz do mojego łóżka, prędzej czy później…”
Gwałtownie wysuwam się z jego objęć, szybko podnoszę się z łóżka i idę w stronę drzwi. Patrzy na mnie zaskoczony, jakby wyrwany z transu albo brutalnie wybudzony z pięknego snu. Jego klatka piersiowa szybko unosi się i opada, a oczy gorączkowo błądzą po moim ciele.
– Dzięki za wsparcie, ale będzie lepiej, jak już sobie pójdziesz – mówię, gapiąc się w dywan, i otwieram drzwi.
Słyszę, jak głośno wzdycha, wstaje i mnie wymija. Nie potrafię na niego spojrzeć. Nie mam pojęcia, czy chciał mnie tylko pocieszyć czy może wykorzystać moją chwilową słabość. Z góry założyłam, że to drugie.
– Przestań się ograniczać, Ewa. Zacznij w końcu żyć, zanim będzie za późno. – Słyszę jego zrezygnowany głos, a potem głośne trzaśnięcie drzwiami.
Rozdział 8
Całą noc dręczą mnie koszmary. Śni mi się, że zostaję zdegradowana i znów muszę sprzedawać smartfony w jakimś podrzędnym salonie firmowym. Potem biorę ślub z Dominkiem i w wielkich bólach rodzę mu bliźniaki. Podczas porodu strasznie krzyczę, a dookoła jest pełno krwi. Gdy położna podaje mi dzieci, widzę, że nie mają twarzy normalnych noworodków, tylko dorosłych ludzi. Jedno wygląda jak ja, drugie jak Adam.
Budzę się zlana potem, a moje serce wali jak oszalałe. Drżącymi dłońmi sięgam po telefon i okazuje się, że jest dopiero pierwsza w nocy. Wiem, że nie zasnę bez szklanki wody, więc schodzę na paluszkach po schodach. Obejmuję się ramionami, bo na dole jest przeraźliwie zimno.
Zaskakuje mnie przytłumione światło dobiegające z kuchni. W pierwszym momencie myślę, że to pewnie matka otworzyła kolejne wino i zapija nocą swoje smutki.
Zatrzymuję się i dostrzegam Brunona stojącego przy lodówce. Pije mleko prosto z kartonu i zaczynam się zastanawiać, czy jest od niego uzależniony. Przygryzam wargę, bo ma na sobie tylko luźne bokserki. Na jego piersi dostrzegam tatuaż – datę 7.02.2017.
Nagle podnosi wzrok, odstawia karton na blat i ociera usta wierzchem dłoni. Uśmiecha się na mój widok, ale to nie jest uśmiech z gatunku tych miłych i uprzejmych. Nosi raczej nazwę: „Teraz mi nie uciekniesz”. Przełykam ślinę i mam ochotę się wycofać, ale nie robię tego, bo wtedy znów będzie górą.
– Chciałam tylko napić się wody – mówię, przestępując z nogi na nogę. Przeklinam w duchu fakt, że znów mam na sobie wydekoltowaną nocną koszulkę, która podkreśla moje krągłości.
– Może być zimne mleko? Czy nie tykasz tego niezdrowego syfu? – Bruno unosi jedną brew i złośliwie się uśmiecha.
– Może być – odpowiadam, wchodzę do kuchni i biorę od niego karton, który podaje mi bez słowa.
Piję łapczywie, bo jego obecność sprawia, że umieram z pragnienia. Szkoda tylko, że to nie mleko jest w stanie je zaspokoić.
Czuję, jak mnie obserwuje, i nagle czynność picia mleka wydaje mi się bardzo nieprzyzwoita i naładowana erotyzmem. Oddaję mu szybko karton, a on chowa go do lodówki. Gdy zamyka drzwiczki, kuchnia pogrąża się niemal w całkowitych ciemnościach.
Dom jest przerażająco cichy. Słychać tylko tykanie zegara i szum lodówki.
– Chyba nie spałaś zbyt dobrze, skoro błąkasz się w środku nocy? – pyta, a raczej stwierdza i już po chwili stoi przede mną. Nasze stopy stykają się ze sobą, a jego oddech łaskocze moje usta.
Powinnam wymyślić jakiś pretekst i uciec na górę. Zamiast tego stoję jak wmurowana w podłogę i gapię się na jego nagą klatkę piersiową. Wytatuowane cyfry, ledwo widoczne w półmroku, majaczą przed moimi oczami. Podnoszę wzrok i widzę, jak jego jabłko Adama drga, a oczy przewiercają mnie na wylot.
– Mówiłem, że nie zaznasz spokoju, dopóki tu jestem. Chyba że do mnie przyjdziesz – dodaje cichym, opanowanym głosem i zakłada mi włosy za ucho. Mimowolnie przekrzywiam głowę i wtulam się w jego dłoń. Ten niewinny zazwyczaj gest jest teraz tak bardzo intymny. – Nie możesz robić takich rzeczy, a potem mnie odtrącać – jęczy i zaczyna pieścić kciukiem mój policzek. Jego druga dłoń bawi się ramiączkiem mojej koszulki, a ja mimowolnie wstrzymuję oddech. – Przez ciebie wariuję.
Mogłabym coś powiedzieć. Odwrócić się na pięcie i odejść, ale ja tylko lekko przygryzam jego palec, gdy przesuwa nim po mojej dolnej wardze.
On traktuje to jak przyzwolenie, bo nim zdążę złapać kolejny oddech, dopada do mojej szyi i zaczyna ją na przemian kąsać i obdarzać gorącymi pocałunkami. Jest tak gwałtowny i pewny siebie, jakby zaplanował to, co teraz robi, kiedy tylko tu przyjechał. Mam wrażenie, że zwabił mnie w pułapkę, a teraz napawał się swoją wygraną. Uginają się pode mną nogi, moja szyja, tak często pomijana przez dotychczasowych kochanków, jest bardzo wrażliwa na dotyk. Niepewnie wplatam dłonie w jego włosy.
Bruno nie traci czasu – drugą ręką przytrzymuje mnie i gładzi moją talię, rozpoczyna powolną wędrówkę, wyznaczając ustami ścieżkę na moim ciele. Kieruje się od mojej szyi w dół, aż dociera do ramienia. Zsuwa zębami cienkie ramiączko mojej koszulki. Czuję, jak chłodne powietrze owiewa moje nagie piersi, a sutki momentalnie twardnieją. Po chwili ciepłe usta zaciskają się na jednej z brodawek, a ja nie mogę się powstrzymać i cicho jęczę.
On tylko wzdycha, nie przestaje mnie pieścić i dłonią nakrywa moją drugą pierś. Sunie