Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner страница 16

Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner

Скачать книгу

ją rok temu, na Boże Narodzenie, gdy przyszła złożyć nam życzenia w pierwszy dzień świąt. Teraz jakoś nie mam ochoty jej oglądać.

      – Ewa! Miło cię widzieć! Wpadłam, bo usłyszałam, że przyjechałaś wcześniej. – Anka wchodzi do środka, nie czekając na zaproszenie. – Nie wiedziałam, że Adam też już przyjechał i jeszcze… – Patrzy pytająco na Brunona, a on wyciąga ku niej dłoń i się przedstawia.

      Odpowiada mu trzepot kilometrowych rzęs.

      Zaraz puszczę pawia…

      – Myślałam, że zobaczymy się dopiero za kilka dni – mówię tonem pełnym niechęci i pewnie nie brzmię zbyt miło, ale Anka jest za bardzo zajęta gapieniem się na Brunona, by to zauważyć.

      – Pomyślałam, że pogadamy jak za starych, dobrych czasów, no i chciałam zaprosić cię na imprezę. W końcu jestem na swoim, więc przedświąteczne spotkanie w gronie znajomych to chyba dobry pomysł, co?

      Ukradkiem przewracam oczami, bo ostatnie, na co mam ochotę, to zabawa z Anką i jej znajomymi. Może jestem wredna i nietowarzyska. Może jestem suką. Mam to gdzieś. Jedyne, czego mi teraz trzeba, to odpoczynek.

      – To wy sobie pogadajcie, a ja…

      – Nie, nie! – Anka wchodzi Brunonowi w słowo. – Ty też jesteś zaproszony. I Adam. Może pogadamy o tym teraz, przy kawie? Chętnie usłyszę, co sprowadza cię do naszej wiochy.

      Słucham, jak moja dawna przyjaciółka coraz bardziej się nakręca. Pewnie knuje w głowie, jak usidlić przystojnego nieznajomego. Znam Ankę – bardziej od przelotnych romansów lubi tylko wyprzedaże.

      Gdy ściąga płaszcz i idzie do kuchni, nie czekając nawet, aż zejdę ze schodów, zaczynam jej zazdrościć.

      Wszystkiego.

      Ja, dziewczyna z wielkiego miasta, kobieta sukcesu, zazdroszczę Ance z Jastrowa, która w przedszkolu zarabia pięć razy mniej ode mnie.

      Bez słowa obserwuję, jak moja eksprzyjaciółka z gracją zajmuje miejsce przy stole. Bruno zabiera się do robienia kawy, a ona bez skrępowania śledzi każdy jego ruch.

      Zazdroszczę jej pięknej twarzy bez śladu zmęczenia. Zazdroszczę jej lekkości i tej dziecięcej beztroski, która zawsze od niej biła. Zazdroszczę jej cycków, które w przeciwieństwie do moich nie są ukryte pod swetrem, ale wyeksponowane w dopasowanej sukience. Zazdroszczę jej tego, że ma tu spokój i nie jest więźniem własnych ambicji. Zazdroszczę jej, że Bruno właśnie na nią patrzy i to do niej się uśmiecha.

      Co jest ze mną nie tak?! Gdzie się podziała ta pewna siebie dziewczyna? Wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam sobie i swojej ciężkiej pracy. Powinnam być z siebie dumna, a nie porównywać się do Anki!

      – To jak? Wpadniecie? – Jej głos sprawia, że podskakuję.

      Tak się zamyśliłam, że nawet nie słyszałam, o czym gada od dobrych kilku minut. Bruno spogląda na mnie, jakby czekał, aż zadecyduję. Nie mam pojęcia, kiedy jest ta cała impreza, ale głupio mi przyznać, że odpłynęłam i jej nie słuchałam.

      – Zrozumiem, jeśli sobie odpuścisz. Twoja mama mówiła, że ta praca w korporacji cię wykańcza. – Anka patrzy na mnie z troską, która prawdopodobnie jest udawana. – Miała rację, wyglądasz jak cień człowieka.

      Nie ma to jak przytyk ukryty pod płaszczykiem przyjacielskiej troski. Mam ochotę ją udusić!

      – Ale ty możesz jak najbardziej wpaść – zwraca się do Brunona, bo przecież właśnie o niego jej chodzi. Ja nagle stałam się piątym kołem u wozu. – I Adam też – dodaje, by zachować pozory.

      – Myślę, że będziemy – mówi Bruno i znów na mnie zerka.

      O co mu chodzi? Nie jestem jego matką. Nie musi pytać mnie o pozwolenie.

      – Przepraszam, muszę wykonać jeden telefon. Od rana wydzwaniają do mnie z firmy, bo mają jakiś problem – kłamię i udaję skrępowaną. Bruno bacznie mi się przygląda, jakby wyczuł moją nieszczerość.

      – Nie przejmuj się, kolega Adama dotrzyma mi towarzystwa.

      Nic więcej nie mówię, tylko zirytowana do granic możliwości wychodzę z kuchni.

      W holu znajduję karteczkę z wiadomością od mamy. Napisała, że razem z ojcem pojechali do znajomych i wrócą za kilka godzin. Uff! To oznacza, że między nimi nie jest tak źle.

      Znudzona wracam do swojego pokoju, bo nie mam ochoty słuchać piskliwego chichotu Anki.

      Kolejne dwie godziny spędzam na scrollowaniu Facebooka. Karolina wrzuciła zdjęcie, jak to określiła „zestawu startowego” na wieczorną imprezę, czyli butelki jacka daniel’sa i paczki prezerwatyw. Nie ma co, to będą dla niej udane święta. Oby tylko cokolwiek z nich zapamiętała.

      Jacek z działu IT chwali się zagranicznym urlopem w środku zimy. Na zdjęciu widać, jak popija drinka przy hotelowym basenie. Sylwia, moja znajoma ze studiów, prezentuje swojego ośmiomiesięcznego synka. Wrzuca dziesięć niemal identycznych zdjęć przedstawiających siedzącego na kanapie bobasa.

      Prawda jest taka, że to szczęście na pokaz. Każdy z nich udaje, bo przecież nie wypada być przegrywem na Facebooku.

      Karolina imprezuje i zalicza kolejnych facetów, by zapomnieć o swoich patologicznych rodzicach. Szuka pocieszenia w ramionach byle kogo, bo nie zaznała w życiu wystarczająco dużo miłości.

      Jacek znosi upokorzenia szefa i leczy się na depresję. Rok temu przez jego pracoholizm odeszła od niego żona. To, że stać go na zagraniczny wyjazd, okupił setkami nadgodzin i zdrowiem psychicznym. A teraz robi sobie selfie przy basenie, bo pojechał sam i nie ma obok nikogo, kto zrobiłby mu zdjęcie.

      Sylwia zwierzyła mi się kiedyś na Messengerze, że mąż ją zdradzał, gdy była jeszcze w ciąży. Wybaczyła mu, bo nie dałaby rady utrzymać siebie i dziecka, a poza tym nadal go kocha. Skupia się na synu, bo inaczej by oszalała, siedząc bez przerwy w czterech ścianach. Mąż nie chce, by wróciła do pracy, bo jak twierdzi, jego w tym głowa, by utrzymać rodzinę. Ona ma się „tylko” zajmować dzieckiem.

      Wszyscy kłamią, wszyscy to pieprzeni hipokryci. Wrzucają na swoje facebookowe tablice cytaty w stylu: „Możesz wszystko”, „Miej odwagę sięgać po więcej”, choć sami w to nie wierzą.

      A co jest najgorsze? Że jestem taka jak oni. Z tą różnicą, że nie chwalę się swoim „szczęściem” na Facebooku.

      Trzydziestoletnia Ewa, której życie zawodowe jest pasmem sukcesów, w szafie ma same markowe ciuchy, a na koncie kwotę przyprawiającą o zawrót głowy. Trzydziestoletnia Ewa, która wraca do pustej kawalerki i nie ma czasu opiekować się nawet kaktusem. Trzydziestoletnia Ewa, która chce od życia czegoś więcej niż kolejnej torebki Fendi i pochwał z ust szefa. Ale boi się po to sięgnąć. A może po prostu nie wierzy, że mogłoby się jej to udać?

      Marzenia się nie spełniają. W pewnym momencie uświadamiasz sobie, że osiągnąłeś upragniony cel, ale to nie koniec, bo kolejny czeka już za

Скачать книгу